[ Pobierz całość w formacie PDF ]
męczyłem się na twardym materacu i przykrótkim łóżku, nie narzekałam na małą miednicę, nie wzdychałem do
mojej luksusowej Å‚azienki? Czy to nie wystarcza?
Zmiając się przytulił ją do piersi, gładził po włosach i powtarzał:
Margret Schulte, obudz się, obudz się wreszcie! Nowe życie czeka na nas, czeka nas oboje nowe, inne życie.
No dobrze, wierzÄ™ ci, ale...
Co! ale"?...
No ta sprawa z pieniędzmi i z rzemieślnikami, i tym, co się tutaj ma zmienić. A jeżeli rzemieślnicy wyśmieją
mnie, o ile się nie wściekną?
Przyślemy im tutaj piwa, ile zechcą. A jeżeli dostaną w soboty dniówki, nic ich nie będzie obchodzić.
A skÄ…d wezmÄ™ pieniÄ…dze?
Z banku, głuptasku!
Na jakiej podstawie?
Przekażę odpowiednią sumę na twoje konto. Rozmawiałem już z rzemieślnikami. Kiedy otrzymasz
zawiadomienie, że możesz dysponować gotówką, przyjdą fachowcy. Wszystko obejrzą, wymierzą, opukają i
zbadają. Za nimi pojawią się robotnicy. Zrobi się taki ruch i rwetes, że nie będziesz wiedziała, gdzie się schować z
małą Lizi. Ale ja
wcale nie będę cię żałował: będziesz musiała pilnować robotników, żeby do jesieni wszystko było gotowe. Czy to
nie będzie najpiękniejszy moment, kiedy zatelefonuję i powiem tylko trzy słowa: Margret, kocham cię!" Co mi
odpowiesz? Margret zaśmiała się:
Teraz wreszcie wiem, gdzie się podziewałeś, kiedy nagle znikałeś z grządek!
No wÅ‚aÅ›nie! Pan Türmer czekaÅ‚ na mnie w swoim samochodzie, przy przystanku autobusowym. WoziÅ‚ mnie od
jednego rzemieślnika do drugiego, żebym omówił wszystko, co trzeba zrobić. Po dwu godzinach wracałem.
Przeklinałem, że mnie bolą plecy, i bez słowa zjadałem kolację. Zawsze zupę mleczną!
Margret zaśmiała się na cały głos:
67
Jak można tak kłamać i to tak długo! Ty wstrętny parobku"! Uśmiechając się Haro ponownie nalał tyrolskiego
wina. Zanim
wychylili szklanki, westchnÄ…Å‚:
Wreszcie zachowujesz się jak miła dziewczyna! W duchu oboje dziękowali Bogu za szczęście.
VIII
Rupert przypadkowo spojrzał na dziedziniec fabryczny przez szerokie okno swojego gabinetu. Nie wierzył własnym
oczom. Ze służbowego volkswagena wysiadł dziwacznie ubrany Haro, nie tak elegancko, jak to bywało jego
zwyczajem i zasadą. Rupert pomyślał, że brat wygląda tak, jakby go przepuszczono przez wyżymaczkę. Wymięta
koszula, byle jakie spodnie i zwichrzone włosy! To miał być ten zawsze dbający o fason Haro? Wyjmował z auta
różne dziwne pakunki i podawał je młodemu mężczyznie, który wkładał je do bagażnika wozu brata. Haro pożegnał
się z szoferem uściskiem dłoni (coś niebywałego!), rozejrzał się po dziedzińcu, zadowolony pokiwał głową,
przeciągnął się (coś podobnego, Haro nigdy tego nie robił. %7łeby tak przeciągać się jak po ciężkiej, fizycznej pracy?),
a potem szybkim krokiem wszedł do budynku fabrycznego. Po pięciu minutach stał przed Rupertem, który oniemiały
ze zdziwienia patrzył na brata.
Uwaga, uwaga! Szef przyjechał! Chłopie, czy ty byłeś na Majorce? Jesteś tak opalony, że już bardziej nie można
się chyba opalić. Opowjadaj! Gdzieś trafił?
Haro śmiejąc się podszedł do brata, usiadł na rogu biurka (czy on to kiedykolwiek dawniej robił?), wziął papierosa i
rzekł:
Wracam z gór, szczegóły pózniej! Ale wiein, że mi nie uwierzysz! Nie patrz na mnie tak, jakbym zwariował.
Chłopcze, Marion wysłała mnie w świat na poszukiwanie miłości i innego życia. Wyobraz sobie, znalazłem
prawdziwą miłość i nowy sposób na życie. Ciężko pracowałem.
70
Haro! Opamiętaj się! Zwariowałeś jęczał Rupert. Z niedowierzaniem potrząsał ciemną czupryną. Mów po
ludzku tak, jak dawniej mówiłeś, zanim wyruszyłeś szukać miłości!
Wszystko wróci do normy, kiedy się wykąpię. Wanny nie widziałem od wyjazdu z domu. W nowym życiu" tego
nie byłe.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]