[ Pobierz całość w formacie PDF ]
niedorostków. A przyjdzie im się zmierzyć z doświadczonymi
strażnikami. %7łeby ci nie wystrzelali całego tego progimnazjum!
W rogu, ze skupieniem marszcząc czoło, siedziała Julia, która
nie miała tu zupełnie nic do roboty. Patrząc na nią, Grin poczuł, że się
czerwieni, a coś takiego nie zdarzyło mu się od dziesięciu lat.
Wysiłkiem woli odegnał palące wspomnienie o dzisiejszym epizodzie,
w głąb jazni, do pózniejszej analizy. Szacunek do samego siebie i moc
ochronnego pancerza poniosły spory uszczerbek, ale z pewnością
dadzą się odtworzyć. Trzeba tylko ruszyć konceptem. Nie teraz.
Pózniej.
Spojrzał szacująco na Atuta, bez poczucia winy. Jak by
zachował się teraz specjalista, gdyby się dowiedział? Jasne, że akcja
zostałaby odwołana, ponieważ z punktu widzenia moralności
przestępczego półświatka Atut doznał śmiertelnej obrazy. Oto w czym
tkwi główne niebezpieczeństwo - powiedział Grin sam do siebie, ale
spojrzawszy jeszcze raz na Julię, nagle zwątpił: z takiej błahej
przyczyny? Główne niebezpieczeństwo, rzecz jasna, czaiło się w niej.
Z łatwością złamała stalową wolę i żelazną dyscyplinę. Była niczym
samo życie, które - jak powszechnie wiadomo - jest silniejsze od
wszelkich praw i dogmatów. Trawa przebija asfalt, woda skały,
kobieta zmiękcza najtwardsze serce. A szczególnie taka kobieta.
Dopuszczać Julię do sprawy było błędem. Radosne, różowiutkie
przyjaciółki, obiecujące szczęśliwe zapomnienie, nie pasują do
krzyżowców rewolucji. Tym po drodze z szarostalowymi amazonkami
- takimi jak Igła. To ona powinna siedzieć tutaj, a nie Julia, tylko
odciągająca uwagę mężczyzn od sprawy swoim jaskrawym
upierzeniem. Ale obrażona Igła przyprowadziła ludzi do mieszkania i
odeszła, nie czekając na przyjście Grina. Znowu jest winny - zle
rozmawiał z nią przez telefon.
- No, co tak zwiesiliście nosy na kwintę? - Atut uśmiechnął się,
wycierając zapaćkane ręce o czarne spodnie z drogiej angielskiej
wełny. - Nie pękajcie, rewolucja. Napad to rzecz fartu, nie lubi
skwaszonych. Trzeba na wesoło, z humorem. A kto połknie ołowianą
śliwkę, widać taki los mu pisany. Zmierć jest słodsza dla młodych niż
dla pierników. Starym i chorym straszno, a naszym braciom wszystko
jedno. To jak szklankę spirytusu w mrozny dzień wypić - popali,
popali i przestanie. Wy, frajerzy, właściwie nie macie nic specjalnego
do roboty, wszystko my z Grinem zacerujemy. A potem - zwrócił się
już bezpośrednio do Grina - wrzucamy chłam na sanki i gnamy do
zajazdu Indie , gdzie będzie na nas czekała Julietta. Tam odchodzi
handelek jak na bazarze; nikt się nie zdziwi na widok worków. Kiedy
ja będę poganiał konika, wy na skarbowe worki i pieczęcie
ponaciągacie zwykłe worki; w życiu nikt nie wykuma, że targamy nie
listki bobkowe, tylko sześćset patoli. Kiedy znajdziemy się w
numerze, zrobimy podział. Zgodnie z umową: dwa moje, cztery
wasze. I adieu, do nierychłego zobaczenia. z takim łupem Atut długo
się pobawi. - Mrugnął do Julii. - Pojedziemy do Warszawy, stamtąd
do Paryża, a z Paryża - dokąd zechcesz.
Julia delikatnie uśmiechnęła się do niego i taki sam uśmiech
posłała Grinowi. Zaskakujące, ale w jej wzroku Grin nie znalazł ani
cienia winy, ani zmieszania.
- Rozchodzimy się - zadecydował i wstał. - Najpierw Atut i
Julia. Potem Gwózdz i Marat. Pózniej Szwarc, Bóbr i Nobel.
Odprowadzając ich do przedpokoju, dawał ostatnie wskazówki.
Starał się mówić jasno, nie połykając słów.
- Pień zrzucić na dziesięć minut przed akcją, nie pózniej, ale i
nie wcześniej. Bo mogą go jeszcze kazać stróżom odtoczyć na bok...
Palić, nie wysuwając się z ukrycia. Wystawiasz rękę i strzelasz. Nie
musimy ich zabijać, wystarczy ogłuszyć i odwrócić uwagę...
Najważniejsze, żeby nikt z was nie zarobił kuli. Rannych nie będzie
czasu zabierać. I zostawić też nie wolno. Kto będzie ranny i nie będzie
mógł odejść - ma się sam zastrzelić. Słuchajcie Rachmeta i Jemieli.
Kiedy trzej ostatni wyszli, Grin zamknął drzwi i chciał wrócić
do gabinetu, ale nagle zauważył, że z kieszeni jego czarnego palta,
wiszącego na wieszaku, wystaje biały rożek. Co to jest - zrozumiał od
razu. Zastygł w miejscu, nakazał sercu nie mylić rytmu. Wyjął
arkusik, przybliżył do oczu (w przedpokoju było ciemnawo) i
odczytał.
Miasto otoczone jest przez żandarmów. Nie możecie się
pokazywać na dworcach i rogatkach. Blokadą dowodzi pułkownik
Swierczyński. Dziś w nocy będzie na Dworcu Nikołajewskim, w
pokoju zawiadowcy dyżurnego. Spróbujcie to wykorzystać - zadajcie
odciągający uwagę cios.
I najważniejsze. Strzeżcie się Rachmeta. To zdrajca.
TG
Mimochodem zauważył, że notatka została wydrukowana nie,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]