[ Pobierz całość w formacie PDF ]
odbicie w lustrze. Oczy były powleczone mgiełką smutku, a skóra miała
nienaturalny blady odcień.
- Czy pokłóciła się pani z przyjacielem? Jak mało ją znał!
Od roku już pracowali razem, a on wciąż nie wiedział zupełnie nic, jak
Becky spędza wolny czas i jakim torem biegło jej prywatne życie. Na myśl o
tym i przypomniawszy sobie jeszcze wydarzenia ostatnich czterdziestu ośmiu
godzin, zalała się nagle łzami. Czuła, jak wilgotnieją jej policzki. Zamiast
Paula widziała już tylko białą, niewyrazną plamę.
Podszedł do niej i w chwilę potem przycisnął do piersi, a jej mokre od łez
policzki przywarły do białego lekarskiego fartucha.
Jego uścisk był łagodny i silny jednocześnie. Wymruczał kilka słów
pocieszenia, głaszcząc ją delikatnie po głowie. Mówił do niej jak do
nieszczęśliwego dziecka. Wiedziała, ze współczuje jej gorąco i szczerze.
Wyjął chusteczkę, osuszył jej łzy. Potem pochylił się lekko i złożył
delikatny pocałunek na jej ustach.
To był przelotny pocałunek, gest, którym chciał ją pocieszyć. Doskonale
wiedziała, że nie kryło się za nim nic więcej. Zapragnęła raptem wtulić się w
jego ramiona i usłyszeć z jego ust słowa miłości. Wciąż jeszcze czekała na
cud, na to, że przestanie być wobec niej obojętny i zobaczy w niej atrakcyjną
kobietę.
Ale nic takiego się nie stało. To, co czuł do niej, było jedynie
współczuciem. Była dla niego tylko jedną z setek nieszczęśliwych istot, które
przychodziły doń po pomoc i wsparcie.
- Nie chce pani opowiedzieć o swoich kłopotach? - zapytał.
Niewiele mogła mu wyjaśnić. Gdyby powiedziała całą prawdę, postawiłaby
Alice w złym świetle. Cała ta opowieść o peruce i czerwonym płaszczu
brzmiałaby zresztą niewiarygodnie. Potrząsnęła więc tylko w milczeniu
głową.
RS
56
- Czy chodzi o ten wczorajszy artykuł w gazecie? Spuściła wzrok, czując,
jak płoną jej policzki.
- Czytał pan?
- Nie, szkoda czasu na czytanie takich brukowców. Wiem o tym od pani
kuzynki. Zadzwoniła do mnie wczoraj wieczorem i chciała mnie zaprosić do
pani domu na kolację, we środę. Opowiedziała mi o tym, jak bardzo
zdenerwowali się całą sprawą rodzice i o tym, że wyprowadziła się pani z
domu.
A więc to nie był przypadek. Alice nie marnowała czasu i zdążyła donieść
Paulowi o najnowszych wydarzeniach. Zaprosiła go nawet do domu na
kolację, podczas gdy ona sama, znając Paula już cały rok, dotąd nie odważyła
się na podobny gest
Wciąż przyglądał się jej badawczo.
- Zdaje mi się, że kryje się za tym coś więcej. Wiem, że Robin panią
adoruje, ale jakoś nie mogę sobie pani wyobrazić w trzeciorzędnym lokalu,
siostro Becky. Ale to oczywiście pani sprawa i ma pani prawo nie mówić o
tym. Jest mi mimo wszystko przykro, że poróżniła się pani z rodzicami.
Właściwie powinienem dać pani dzisiaj wolne, ale moim zdaniem najlepszym
lekarstwem na zmartwienia jest praca. A tej mamy dzięki Bogu pod
dostatkiem. - Wrócił do swojego biurka i przesunął w jej stronę leżącą na
blacie stertę papierów. - Może pani zacząć od tego. Jeżeli będzie mnie pani
potrzebować, jestem w szpitalu.
Jeszcze długo po jego wyjściu Becky czuła na ustach dotyk jego warg.
Jeden przelotny pocałunek to niewiele, ale nie miała niczego innego, co
dawałoby jej choć cień nadziei. Ani teraz, ani przez wiele następnych dni.
***
Wczesno-jesienne dni ciągnęły się monotonnie jeden za drugim, podobne
do siebie jak krople wody. Becky wypełniała je pracą. Wieczory spędzała
samotnie w swym sublokatorskim pokoju.
Z czasem bliżej poznała całą rodzinę. Stara pani Forrester była bardzo
zadowolona z towarzystwa Becky, gdyż jej synowa, zajęta nie kończącymi się
obowiązkami domowymi, nigdy nie miała dla niej czasu. Carol była dla
Becky uosobieniem pogody ducha. Jej krótkotrwałe romanse, eksperymenty z
nowymi fryzurami, wielogodzinne rozmowy telefoniczne z przyjaciółkami od
serca przypominały dziewczynie jej własne dorastanie.
Pewnego wieczora Carol wyznała:
RS
57
- Naprawdę bardzo chcę zostać pielęgniarką. Czy to prawda, że lekarze
często żenią się z pielęgniarkami?
Becky odpowiedziała:
- W Palmer Memoriał Hospital odbywa praktykę ponad sto uczennic i dwa
razy tyle wykwalifikowanych pielęgniarek oraz ochotniczek. Natomiast
lekarzy jest około dwudziestu pięciu, do tego jeszcze kilku asystentów. Jeśli
więc chcesz zostać pielęgniarką tylko po to, żeby poślubić jakiegoś lekarza, to
lepiej od razu daj sobie spokój. Nie dlatego wybiera się ten zawód...
- A dlaczego?
Niewiele brakowało, a powiedziałaby kilka banalnych okrągłych zdań o
sensie życia. Ale nie zrobiła tego, lecz zastanowiła się przez chwilę. Dlaczego
i właściwie ona sama wybrała zawód pielęgniarki? Czy dlatego, że istotnie
pragnęła zrobić coś pożytecznego dla ludzi? Czy może po prostu nie chciała
podporządkować" się stylowi życia, jaki usiłowała narzucić jej matka?
- Ja zdecydowałam się na to po części z ciekawości - powiedziała szczerze.
- Chciałam się przekonać, czy podołam tak trudnej pracy. Jasne, jednym z
powodów była też chęć, aby nadać jakiś sens swemu życiu. Widzisz, Carol,
być pielęgniarką to nie znaczy paradować w białym fartuchu po korytarzu czy
kręcić się w czasie obchodu w pobliżu ordynatora. To coś zupełnie innego.
Powiedziała jej o swych przeżyciach w szkole pielęgniarskiej. O pierwszym
rozczarowaniu, gdy okazało się, że nie potrafi w pełni sprostać stawianym jej
wymaganiom. O tym, że zupełnie inaczej wyobrażała sobie to wszystko; nie
przypuszczała, że będzie jej tak trudno. O surowych siostrach oddziałowych i
chwilach, gdy była tak zmęczona, że nie mogła utrzymać się na nogach. I o
ogromnej radości, jaką odczuła po zdaniu egzaminu. O dziwnym wzniosłym
uczuciu, którego się doznaje, gdy jest się za coś odpowiedzialnym, a którego
doświadczyła po raz pierwszy właśnie jako pielęgniarka.
Ale po co był jej ten egzamin? Po to, by znalezć miejsce w życiu Paula
Colemana. Oczywiście, nie wspomniała Carol ani słowa o swej miłości. Ale
zaczęły ją dręczyć wyrzuty sumienia i przez długi czas nie mogła odzyskać
spokoju.
Tak, będąc pielęgniarką pomogła wielu ludziom, nieraz zaoszczędziła
chorym cierpienia. Ale pacjenci, którymi się zajmowała, zawsze stali na
drugim miejscu, po Paulu. Gdy teraz o tym myślała, słyszała gdzieś* w sobie
wciąż powracające jedno słowo: egoizm.
Tak, gdy wybuchła epidemia, Becky pomyślnie przeszła próbę, jakiej
została poddana przez los. Ale to, czego dokonała, zostało niejako
RS
58
wymuszone. Towarzyszyła Paulowi, bo on tego sobie życzył. yródłem
wszystkich jej poczynań była chęć, aby mu się podobać, a nie spontaniczne
pragnienie niesienia pomocy innym ludziom.
Rozmowa z Carol ułatwiła Becky usystematyzowanie swoich myśli; z
chaosu wyłoniły się pierwsze zarysy porządku. Poczuła się teraz tak, jakby
ktoś zerwał jej z oczu zasłonę. Nagle, z przerażającą jasnością zauważyła, jak
fałszywy był jej system wartości, jak olbrzymi jej egoizm.
W duszy Becky dokonała się istotna zmiana, oczywiście nie w ciągu jednej
nocy i nie bez wewnętrznej walki. Podczas długich samotnych godzin
dokonywała gruntownej analizy swego postępowania i swoich poglądów.
Pomału zaczęła dostrzegać mijających ją na ulicy ludzi. Z czasem nauczyła
się rozpoznawać niektórych spośród nich. Mijając ich codziennie na swej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]