[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Owszem, mam. Nie chcę, aby tu pracowała, ale to wyłącznie jej sprawa.
Wiele rzeczy, które robi Danielle nie odpowiada mi, ale nie będę ciągle się z
nią kłócił. W tej sprawie zadecyduje sama.
- Dziękuję.
Spojrzał w górę na malownicze wzgórza, gdzie jeszcze niedawno byli
razem.
- Powodzenia w pracy - powiedział na pożegnanie. -Sądzę, że będziesz
go potrzebowała.
Po jego odejściu Kendall poszła wziąć prysznic. Delikatnie masowała
gąbką białą skórę, starannie omijając obolałe miejsca. Stanęła przed lustrem
i bacznie przyjrzała się odbiciu. Koniec z rozmyślaniami. Czekało ją
mnóstwo pracy. Chaz Dalton był już tylko wspomnieniem.
Resztę popołudnia spędziła przy wyładunku nowych zwierząt, a w
przerwach doglądała Chelsey. Wezwała weterynarza, aby zbadał małe
kociaki i pumę. Doktor Carter wystawił świadectwa zdrowia dla młodych, u
Chelsey stwierdził jedynie niewielkie obrażenia.
- Nic poważnego. Straciła trochę krwi, ale rana po porodzie szybko się
zagoi. Jeśli nie przyplącze się jakaś infekcja, za kilka dni puma wróci do
siebie.
Po wyjściu doktora Kendall skontrolowała cały teren, sprawdzając przy
okazji klatki dla lwów i małp. Zatrudniała dwóch pełnoetatowych
pracowników, ale wiedziała, że nie dają już sobie rady ze wszystkim.
Powiększenie personelu uzależniała od otwarcia lecznicy dla zwierząt
Myślała też o zwiedzających, ale na razie nie chciała się tego podjąć. Na
obecne wydatki wystarczały jej jeszcze pieniądze Geralda. Na szczęście
było ich stosunkowo dużo.
Zatrzymała się przy klatce ocelota Ringo. Oparła się o płot i patrzyła na
śpiące zwierzę. Przypomniał jej się Gerald. Jak by zareagował, gdyby
zobaczył, na co przeznaczyła jego majątek? Na pewno by tego nie
pochwalił.
Dziewczynę coraz częściej dręczyły niepokoje. Po kilku nie przespanych
nocach, doszła do wniosku, że inwestując kapitał męża w ochronę zwierząt,
RS
32
zmazuje wszystkie jego brzydkie uczynki. Obecnie to są jej pieniądze.
Przecież je legalnie odziedziczyła. A Gerald.. On nigdy nie pracował, nigdy
nikomu nie pomagał, zawsze dbał tylko o siebie. Niech chociaż po śmierci
zrobi coś dla kogoś całkowicie bezinteresownie.
Przez moment porównywała Chaza z Geraldem, ale to niedorzeczne
zestawienie wywołało u niej tylko wybuch śmiechu. Dalton wychowywał
się pod opiekuńczym okiem matki natury; był człowiekiem lasu. Natomiast
życie Geralda obracało się wokół pieniędzy, pięknego domu, wystawnych
rzeczy, było szare i monotonne. Ale po co w ogóle o nich myślała? %7ładen z
nich nie zawładnie nią po raz wtóry. Nie pozwoli się omotać żadnemu
mężczyznie. Sama będzie panią własnego losu.
* * *
Danielle, siostra Chaza, nie pojawiła się ani tego, ani następnego dnia.
Kendall nawet ucieszyła się, że dziewczynka zmieniła zdanie. Byłaby tylko
niepotrzebnym ogniwem łączącym ją z myśliwym. A najbardziej na świecie
pragnęła uwolnić się od tego mężczyzny.
Następne dni wypełnione były pracą, toteż miała niewiele czasu na
rozmyślania. Zajęta przewożeniem transportów, doglądała zwierzęta,
czyściła klatki, sprzątała teren, karmiła swoich podopiecznych.
Właśnie myła klatkę wilków, kiedy przed bramę zajechał pickup braci
Johnsonów.
Było pózne popołudnie, pracownicy poszli już do domów. Kendall była
sama. Szum wody zagłuszał wszystko, co działo się dookoła. Nie
spostrzegła nawet zbliżających się dwóch mężczyzn. Z zamyślenia wyrwał
ją skrzekliwy głos jednego z nich.
- Hej, panienko, czemu nie wypuścisz wilków na wolność? Mam wielką
ochotę na łowy.
Dziewczyna spojrzała na nich z obrzydzeniem. Nie ogoleni, obszarpani,
stali z głupawymi uśmieszkami na wielkich, pulchnych twarzach.
- Te wilki nadają się tylko do odstrzału - dodał drugi. - Do zawodów
strzeleckich, prawda, Hiram? W przeciwnym razie mogą przy pierwszej
lepszej okazji zjeść nam cały drób.
Kendall zacisnęła kurczowo palce na wężu do polewania i z niepokojem
spojrzała na strzelbę jednego z mężczyzn. Nie wiedziała, do czego są zdolni.
Z kolei nie mogła pokazać, że się ich boi.
- Odłóżcie broń - rozkazała. - A najlepiej będzie, jak odejdziecie. Już
dawno zamknięte.
- Co? - Mężczyzna wydawał się być zdziwiony, jednak opuścił strzelbę. -
To dziwne. Boisz się starej strzelby, a żyjesz w otoczeniu dzikich zwierząt,
RS
33
traktując je jak nieszkodliwe kociaki. Spojrzał na stojącego obok brata. - To
nie ma sensu, prawda, Hiram?
Drugi mężczyzna potrząsnął przecząco głową.
- W ogóle. - Zbliżył swoją odrażającą twarz do dziewczyny. - Właśnie
przyszliśmy o tym porozmawiać. Musisz zaprzestać przywozu dzikich
[ Pobierz całość w formacie PDF ]