[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dach, aby mogli cieszyć się łagodną
pogodą i podmuchami wiatru znad
oceanu.
 Dziękuję ci, złotko  powiedziała,
wsuwając się na siedzenie.
Zatrzasnął drzwi, okrążył samochód
i usiadł za kierownicą.
 No to dokąd konkretnie jedziemy? 
zapytała, gdy wjeżdżali na autostradę.
 Powiedziałem ci, że to
niespodzianka. Ale miła, obiecuję.
Odpręż się trochę, wyluzuj.
Gwen roześmiała się i rozparła na
siedzeniu. Miał rację, powinna się
wyluzować. Za dużo rzeczy w jej życiu
odbywa się pod dyktando programów
i spotkań. Choć doceniała wysiłki Willa
i Adrienne, by wakacje wszystkim się
udały, tutaj raczej nie miała okazji, by
prawdziwie wypocząć.
Zamknęła oczy i głęboko odetchnęła.
Jechać przez wiejskie okolice odkrytym
samochodem to prawdziwa frajda, tym
bardziej że nasuwało jej to wspomnienia
z dzieciństwa, kiedy pełen zapachów
wiatr smagał jej twarz i rozwiewał
włosy, gdy siedziała w tyle furgonetki
dziadka.
Kiedy ponownie otworzyła oczy,
zobaczyła, że zbliżają się do jakiegoś
miasta. Pojawiło się więcej domów,
a po obu stronach drogi ciągnęły się
chodniki.
W okręgu Hamptons nie brakowało
luksusowych willi, ale Gwen wolała
niewielkie i skromne domki: mury
bielone wapnem, werandy pokryte
dachem, ogrody trochę dzikie, w stylu
angielskim. To wszystko, co było tu na
długo, zanim w to miejsce przybyli
potentaci i wznieśli pałace warte wiele
milionów dolarów.
Po domach pojawiły się sklepy,
a Gwen zobaczyła tabliczkę z nazwą
miasta: East Hampton. Minęli luksusowy
sklep spożywczy, sklep z winami,
piekarnię i niewielki salon jubilerski.
Na rogu jednej z ulic malowniczy taras
małego bistra ocieniała pasiasta
markiza. Urocze miejsce.
Sądziła, że Alex się zatrzyma i swoim
zwyczajem zacznie na niej wymuszać, by
weszła do jakiegoś sklepu. Gdy ostatnio
robili razem zakupy, zaciągnął ją do
Tiffany ego i nalegał, by coś sobie
wybrała. Zmiesznie było oglądać
gabloty z biżuterią, której cena
przekraczała kilka jej miesięcznych
pensji. Czy to nie przesada teraz,
podczas dwutygodniowych wakacji?
Jeśli wtedy zdecydowała się na
bransoletkę, to wyłącznie dlatego, by
Alex dał jej spokój. Musi jednak
przyznać, że bardzo jej się spodobała.
Dzisiaj nadgarstek bez niej wydawał się
nagi, ale sądziła, że lepiej było ją
zostawić w domu.
Poza tym nie może raczej nosić
symbolu czystości, skoro ostatnio
niewiele ma z nią wspólnego.
Alex zaparkował samochód na ulicy
i zgasił silnik.
 Jesteśmy na miejscu  oznajmił.
Wziął ją za rękę i przeprowadził na
drugą stronę ulicy do piętrowego
budynku. Na drzwiach wisiała tabliczka
z napisem Raj. Salon Odnowy
Biologicznej.
Miała ochotę podskoczyć z radości.
Wpadłaby już w zachwyt, gdyby Alex
kupił jej tu jakiś luksusowy szampon.
Domyślała się, że chodzi o coś więcej.
Znalazła się w& raju. Jednak przed
chwilą zauważyła przy wejściu
informację, że dziś salon jest zamknięty.
 Chyba dzisiaj nie pracują  rzekła
zawiedziona.
 Pozory często mylą  odrzekł Alex.
Otworzył drzwi i gestem ręki zaprosił
ją do środka.
W recepcji serdecznie powitała ich
wysoka szczupła kobieta.
 Dzień dobry. Jestem Leigh,
właścicielka salonu. Czy pani Wright?
 Tak, proszę mi mówić Gwen 
odparła.
 Zwietnie. Mamy zarezerwowane pół
dnia zabiegów pielęgnacyjnych dla pani.
Zaskoczona Gwen popatrzyła na
Alexa.
 Pół dnia?
 Czy miałaś w planie coś innego? 
odrzekł, wzruszając ramionami
z nieśmiałym uśmiechem.
 Ale przecież wisi informacja, że
salon jest zamknięty.
 Tak jest  ciągnęła pani Leigh.  Pan
Stanton zarezerwował nasz salon na pół
dnia, więc możemy poświęcić uwagę
tylko i wyłącznie pani. Wszystko już
gotowe, łącznie z masażem prenatalnym,
po którym na pewno poczuje się pani tak
lekko jak nigdy. Czy możemy zaczynać?
Gwen nie wierzyła własnym uszom.
Pół dnia usług salonu odnowy
biologicznej specjalnie dla niej! Istne
szaleństwo. Będzie się cieszyć każdą
chwilą. Nie posiadając się z radości,
pocałowała Alexa w usta, by mu
podziękować. Szeroki uśmiech
podniecenia rozjaśniał jej twarz.
Następnych parę godzin Alex
przesiedział spokojnie w salonie zen,
sprawdzając majle i czytając magazyny
podróżnicze. Od czasu do czasu pani
Leigh prowadziła swoją klientkę
z jednego gabinetu zabiegowego do
drugiego. Opatulona miękkim
szlafrokiem, sprawiała wrażenie
uskrzydlonej i szczęśliwej.
Alex promieniał. O to mu przecież
chodziło. Czasem należy odwrócić role.
Gwen, która całe życie zajmowała się
innymi, zasłużyła sobie na to, by teraz ją
pielęgnowano, by ona znalazła się
w centrum uwagi.
Nie interesowała jej biżuteria ani
kwiaty. Nie należała do kobiet, na
których robią wrażenie błyskotki lub
przepych. Nie przypominał sobie też, by
w jakiejś ich rozmowie wspominała
o jego pieniądzach. Ogromna fortuna
rodzinna, której był jedynym
spadkobiercą, budziła zaciekawienie,
ale Gwen to nie obchodziło.
Cenił ją również właśnie dlatego. To
ją różniło od innych jego kobiet.
Wiedział, że dzień relaksu w salonie
odnowy sprawi jej ogromną frajdę.
Zasłużyła na to absolutnie. Gotów byłby
zapłacić trzy razy więcej, byle tylko
zobaczyć uśmiech beztroski
i zadowolenia na jej twarzy.
Gdy wreszcie skończyły się zabiegi,
Gwen wynurzyła się z damskiej
przebieralni ubrana i wciąż
rozpromieniona. Alex zaproponował, że
albo wrócą coś przegryzć do domu, albo
pójdą na pózny lunch do bistra, które
widzieli po drodze. Wybrała to drugie.
Ruszyli przez miasto do restauracji,
oglądając wystawy sklepowe. Nie
spieszyli się, mieli cały dzień dla siebie.
Gdy dotarli do bistra, wybrali stolik pod
gołym niebem. Gwen zamówiła herbatę
mrożoną z owocem granatu, a potem
podzielili się pizzą z chrupiącą szynką,
figami, rukolą i grubymi plastrami
mozarelli.
Po ostatnim kęsie Alex
z rozbawieniem obserwował, jak Gwen
czule głaszcze się po brzuchu. Przez
większość dnia luzna sukienka ukrywała
ciążę, ale nacisk jej ręki na materiał nie
pozostawiał żadnych wątpliwości.
Wyglądała pięknie z uśmiechem
zadowolenia na twarzy.
Czy kiedykolwiek widział ją
szczęśliwą? Cieszył się, że ma w tym
swój udział. W dzieciństwie ojciec
spełniał wszystkie jego zachcianki.
W ten sposób porozumiewał się
z synem. Gdy Alex dorósł, postępował
podobnie, ofiarowując kobietom drogie
prezenty zamiast szczerych uczuć.
Z Gwen dawanie prezentów mu nie
wystarczało. Chciał widzieć błysk
radości w jej oczach, a nie, jak u innych
kobiet, tylko zachłanność. Przywiązywał
do tego dużą wagę, choć nie bardzo
wiedział, dlaczego.
Nieco dalej zauważył grupę starszych
pań, które szły chodnikiem w kierunku
ich stolika. Wracały z zakupów, bo
niosły różne torby.
Jedna z nich, drobna, mniej więcej
wzrostu Gwen, przyglądała się im
dobrotliwym okiem babci. Nie zdziwił
się więc, gdy się zatrzymała i nachyliła
do Gwen.
 W którym jesteś miesiącu, kochanie?
 spytała.
Gwen uśmiechnęła się.
 W połowie szóstego.
 Moja najmłodsza córka też jest
w szóstym. To będzie moja pierwsza [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ftb-team.pev.pl
  •