[ Pobierz całość w formacie PDF ]
sując: tatusiku, już id , i zasypiało natych-
miast, krągła twarda głowina, orzech kokosowy,
krągła twarzyczka z wielkimi zamkni tymi po-
wiekami) i ubrał si ubranie nawykowo zosta-
wił na kanapie w bawialni i wyszedł na dwór,
włożył kurtk i wyszedł, bo też był maniakiem,
był maniakiem biustów ale i wolności, maniakal-
ność (mania) kipiała w nim teraz stale, urucho-
mił samochód w ciemnej trawie i pojechał przez
zamarły las, gdzie pod drzewem na zakr cie pa-
liły si zniczyki, bo ktoś si na tym drzewie roz-
316 Perseidy
bił i zabił, i bliscy zabitemu ludzie zapalali tam
pogańskie świeczki, by czcić drzewo, czy czcić
dusz zabitego, która si z drzewem zlała.
Jechał szybko w obok Macdonaldsów i Statoi-
lów wyludnioną Trasą Aazienkowską i wypukło-
ścią mostu ponad Wisłą równie szarobrudną co
noc, i równie śliską, a potem jechał nie myśląc
i ocknął si skr cając na znajome podwórze pod
blokiem na Koncertowej (wiele znaczÄ…ce nazwy,
Kinowa, gdzie zaczynał prac przy filmach, Kon-
certowa, gdzie reżyserował opery, Stara Miło-
sna, gdzie dogorowywała jego pi tnastoletnia
miłość). Matka nocą nie spała, sypiała w dzień,
w nocy patrzyła w telewizor albo rozpami tywa-
ła swoje życie, albo starała sobie przypomnieć
nazwy dwu dopływów Amazonki dla ćwiczenia
mózgu, mówiła, wi c pr dko odezwała si w do-
mofonie, i on wszedł na pi tro. Było trudno
matk przekonać do wyprowadzenia si ze
smrodliwego i hałaśliwego mieszkania przy Mar-
szałkowskiej, w morderczym zw żeniu mi dzy
placem Zbawiciela a Konstytucji, gdzie nawet
goł bie zdychały od trucizn wyziewanych w po-
wietrze, spadały z parapetu okna matki jak odu-
rzone, lub jakby im kto w nagie oko wprysnÄ…Å‚
kropl śmiercionośnej nikotyny, i bezładnie le-
ciały, szmatka nieforemnego pierza, sześć pi ter
w dół i uderzały lekkim ciałem o beton i drgały
ze skrzydłami w pół uniesionymi na znak agonii.
Wyobraził sobie matk , która miała osiemdzie-
Podnosiny 317
siÄ…t osiem lat, podobnie spadajÄ…cÄ… i jej r k
uniesioną, i oczy zawleczone nieprzejrzystością
świata i czerwone niby oko umierającego ptaka,
wi c matce lepiej było w niskim bloku otoczo-
nym drzewami i w ciszy, i z ptakami dziubiÄ…cy-
mi okruchy na balkonie (bo miała tu balkon),
choć matka si do tego nie przyznawała, i mówi-
ła, że synowie wyzuli ją z jedynej rzeczy, jaką
w życiu posiadała na własność, z pi knego mie-
szkania w centrum Warszawy, tak jak nie przy-
znawała si do żelaznego zdrowia i złego charak-
teru, tylko chwiała si w drzwiach otwierając
mu, i wykonywała par zamaszystych a teatral-
nych ruchów r koma, jakby miała si prze-
wrócić, choć nie przewracała si wcale, leżała na
puchu i jadła banany i zamierzała pobić rekord
świata w długowieczności.
Póki ojciec żył, krył zaci tość matki (matka
wcale si nie uśmiechała) ilekroć si widywali,
ale i tak sp dził ostatnie siedem lat życia w do-
mku pod Drohomilem, który odbudował wła-
snymi r koma, ciosząc i utykając, domku, który
swym zapachem chociaż przypominał mu drew-
niany dwór rodziców jego matki pod Lwowem,
tak jak nazwa Drohomil przypominała mu Do-
bromil, gdzie si przez wiele lat wychowywał,
a dokąd nie było powrotu, skoro Dobromil po-
został po tamtej stronie naniesionej przez polską
kl sk wojennÄ… granicy. Tego drewnianego dom-
ku tej budy, jak mawiała matka nie odwie-
318 Perseidy
dzała nigdy, bo nie było tam centralnego ogrze-
wania ani elektryczności, tym bardziej telewizji
(ojciec w telewizor patrzył tylko, gdy przyjeż-
dżał na Marszałkowską, a i to, żeby czas pr dzej
spłynął), tylko były tam zydle i stół, przy
którym ojciec pisał, i ławka na zewnątrz przy
przyzbie, na której ojciec siadał, i na której my-
ślał, co napisze dalej, jutro, i na której cieszył si
zmiennością pogód i rozległością nieba i płynny-
mi barwnymi cieniami po mi kko sfalowanej aż
hen, do horyzontu, gdzie Ukraina, równinie.
Pr ga białej rzeki opasywała wzgórze, i ojciec
mrużył oczy pod słońce, gdy powierzchnia pły-
nącej wody szyła złotem i skrzyła.
On odwiedzał tam ojca regularnie po kilka razy
w roku, i zrzucał wierzchnie ubranie, kurtk
a potem sweter, a latem i koszul , i pomimo nie-
uleczalnej niezdarności pomagał ojcu przy pile
i kołkach, dopasowywał deski podłogi albo
dzwigał strop, podczas gdy ojciec podkładał
i podbijał i cyzelował z tym zimnym suchym
wyrazem szczupłej twarzy, jakim zastąpił po-
przedni dobroduszny i rozleniwiony, jakby ko-
ściotrup wylazł spod ludzkiego mi sa. Ojciec,
tamten ojciec, młodszy, ubabrany, oszustny
umarł i objawił si nowy ojciec, ten, który podał
si do dymisji z uniwersytetu i Akademii Nauk
i z wszystkich funkcji, jakie piastował, ten, który
przestał zgadzać si i pozwalać, a zaczął kląć, za-
czął przez zaciśni te w grymasie z by syczeć
Podnosiny 319
i monologować, ten, z którego cienką nieustan-
ną strugą si wylewało, jad, nienawiść i gniew,
rozebrać syczał ojciec niech tym razem przyj-
dą nas ubezwłasnowolnić ostatecznie, a nikt pal-
ca nie podniesie i pochylał głow i patrzył
w stron miasteczka Drohomil, gdzie po rynku
walały si pijane kołtuny, a w brudnych sklepach
oblepionych napisami Coca-Cola śmierdziały
niemytym potem utlenione sprzedawczynie
sprzedające zachodnie przemysłowe gówno, ten
szmelc i te ochłapy, mówił, a ponad rynkiem pa-
noszyły si białe i miedzią okute wieżyce dwu
kościołów i arcybiskupstwa, i seminarium du-
chownego z jego czeredą przaśnych sietniaków
wyciągających od ludzi każdy grosz w zamian za
udzielenie religii śmierci, religii strachu, religii
nienawiści i skorumpowania, a składających
słodkie zjełczałe usteczka do słów o miłości, tyl-
ko tej, tylko nie tej, do ślubów mistycznych
z ciałem ich bóstwa, do samotrysku.
Ojciec zamknÄ…Å‚ si w swoim pokoju ze wzro-
kiem białym od wściekłości, a on poszedł pod
far , gdzie w jedynym kinie ośmielono si wy-
świetlić na nocnym seansie jego film Grafo-
manka , i zobaczył ksi dza proboszcza (jednego
z dwu) stojącego przed salą i głośno nawołujące-
go widzów, by nie szli na ten bezbożny i porno-
graficzny obraz, i widział, jak młodzież ch tnie
i chichocząc korzysta z ciemności, by si do kina
wślizgnąć, i wiedział, że owego proboszcza zaa-
320 Perseidy
resztowano za kradzież dwu butelek wódki
w samoobsługowym sklepie, i wiedział, że
ksiądz proboszcz grzywn zapłacił z tacy, tak jak
wiedział, że drugi urz dujący ksiądz proboszcz
był ojcem dwojga dzieci, z którymi, jak i z ich
matką gosposią, zbożnie mieszkał na drugiej ple-
banii, ten jednak, nie b dÄ…c pokutujÄ…cym alko-
holikiem nie wystawał o północy na rynku,
a grzmiał z ambony tylko wtedy, gdy hierarchia
nakazywała, słowami nauczonymi na pami ć
z ich pisemnego przykazania, co przekazywał
drewnianym dukajÄ…cym niepewnie monokor-
dem, tak by parafianie mieli świadomość, że to
dr twomowa taka, jakiej w przeszłości (ledwo
zakończonej) rozpaczliwie używali sekretarze
i kacykowie partyjni. Ludzie jednak woleli czyn-
ny zapał ksi dza alkoholika, kobiety na jego ka-
zaniach kl kały i unosiły rozczapierzone r ce do
kopuły nieba, gdy krzyczał, że opanowani jeste-
śmy przez %7łydów i masonów, że wszyscy rządzą-
cy nami i na nas si bogacÄ…cy sÄ… %7Å‚ydami i mor-
dercami, że Auschwitz cały wymordowanych
dzieci nienarodzonych leży na naszych polach,
i śmiertelnym swym ministerstwem zatruwa
nam dusze.
Ów byÅ‚ nieusuwalny. Opat bractwa, do którego
należał, poparł go u Episkopatu, gdy zażenowani
kolejnym kazaniem (ksiądz w nim powiedział,
że w symbol swastyki, jak i w symbol sierpa
i młota wpisana jest tarcza Dawidowa) hierar-
Podnosiny 321
chowie jednak delikatnie go zganili, i od teraz
ksiądz jezdził do Warszawy dwa razy w tygodniu
umoralniać rzesze zbrodniczych matek i po-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]