[ Pobierz całość w formacie PDF ]
się córce.
- Violet, czy na pewno jesteś zadowolona z pracy u Duke'a Wrighta? - zapytała.
- Tak, oczywiście - padła beznamiętna odpowiedź.
- Myślę, Ŝe pan Kemp chętnie przyjąłby cię z powrotem. Violet zastygła z łyŜką w
połowie drogi do ust.
- Czemu tak uwaŜasz, mamo?
- Mabel wpadła tu w przerwie na lunch. Wspomniała, Ŝe pan Kemp jest tak
humorzasty, Ŝe z trudem z nim wytrzymują. UwaŜają, Ŝe tęskni za tobą.
Violet zabiło serce.
- Nie wydawało mi się, kiedy spotkałam go na poczcie w zeszłym tygodniu.
Zachowywał się jakoś tak...
Starsza pani uśmiechnęła się nad łyŜką zupy.
- Często męŜczyźni nie wiedzą, Ŝe czegoś chcą, dopóki tego nie stracą. No, a wracając
do poprzedniego pytania, to lubisz tę nową pracę?
Violet skinęła twierdząco.
- To ciekawe wyzwanie. No i nie muszę przebywać z przygnębionymi,
znerwicowanymi ludźmi. Dopóki nie zmieniłam pracy, nie wiedziałam, jak depresyjna jest
praca w kancelarii prawnej. Człowiek bez przerwy styka się z nieszczęściami.
- Krowy to co innego.
- Zdecydowanie. I muszę się duŜo nauczyć. Wyniki zaleŜą od bardzo wielu
czynników. A zawsze myślałam, Ŝe po prostu zostawia się zwierzęta na wspólnym pastwisku
i pozwala naturze działać.
- A nie jest tak? - zaciekawiła się matka. Violet się uśmiechnęła.
- Naprawdę chcesz wiedzieć?
- Tak, bardzo. - Następne pół godziny upłynęło Violet na wyjaśnianiu zawiłości
genetyczno - hodowlanych.
- Mój BoŜe! - pani Hardy była pod wraŜeniem. - To rzeczywiście trudne!
- Wcale nie - wyjaśnienia przerwał Violet dźwięk telefonu. Zmarszczyła brwi. -
Pewno jakiś telemarketing. Dobrze byłoby mieć telefon z identyfikacją numeru dzwoniącego.
- Pewnego dnia frontowym wejściem wkroczy tu miliarder ze szklanym pantofelkiem
i pierścionkiem zaręczynowym - pani Hardy uśmiechnęła się figlarnie.
Violet roześmiała się, wstała i podniosła słuchawkę.
- Rezydencja rodziny Hardy - odezwała się lekkim, przyjaznym tonem.
- Violet?
To był Kemp! Violet zabrakło tchu.
- Tak, proszę pana - wymamrotała.
- Muszę porozmawiać z tobą i twoją mamą. Mógłbym podjechać?
Violet pogubiła się w natłoku myśli. W domu panował okropny bałagan. Ona sama, w
dŜinsach i starym podkoszulku, z brudnymi włosami, wyglądała fatalnie. Salon pilnie
potrzebował odkurzania.
- Kto to, kochanie? - zawołała pani Hardy.
- Pan Kemp, mamo. Chce z nami porozmawiać.
- Mamy jeszcze ciasto. Zaproś go koniecznie. Violet zacisnęła szczęki.
- Dobrze - odpowiedziała Kempowi.
- Będę za kwadrans. - Rozłączył się, zanim Violet zdąŜyła spytać, o co chodzi.
Violet odwróciła się do mamy.
- Myślisz, Ŝe moŜe mu chodzić o mój ewentualny powrót?
- Kto wie? Umyj włosy, kochanie. Akurat zdąŜysz.
- A co z odkurzeniem salonu?
- To moŜe poczekać. Zajmij się sobą.
Violet popędziła do łazienki. Kiedy Kemp zadzwonił do drzwi, miała na sobie luźną,
niebieską bluzkę z dzianiny i czyste, białe dŜinsy. Umyte włosy rozpuściła na ramionach, bo
nie zdąŜyła zapleść warkocza.
Otworzyła drzwi.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]