[ Pobierz całość w formacie PDF ]
silny. Poradzi sobie.
- Jak mam to uporządkować? Wystarczy alfabetycznie?
Nigdy dotąd nie pracowałam w prawdziwym biurze.
To będzie długie lato. Miał nadzieję, że interes to jakoś
przetrzyma.
- Nie, Frannie. Trzeba jeszcze tematycznie.
- Robi się, szefie. - Zabrała się do roboty, nucąc wesoło
pod nosem.
Chwycił stamfordzki kontrakt i próbował się na nim
skoncentrować. To naprawdę będzie długie lato.
Czterdzieści pięć minut pózniej poddał się. A
wszystkiemu winne były perfumy Frannie. O tym też będzie
musiał z nią porozmawiać. Po co wabić pszczoły jakimś
odurzającym zapachem? W tej chwili Drew bardzo współczuł
pszczołom. Jak można walczyć z czymś takim? Cholerne
perfumy tak przykuwały jego uwagę, że musiał trzymać się
mocno krzesła, by nie odwrócić się i nie zaproponować, że jej
pomoże. Elegancki gabinet zaczął przyprawiać go o
klaustrofobię. Musiał się stąd wydostać.
- Chodzmy teraz zobaczyć, jak wygląda sadzenie roślin w
naszej szkółce.
Może świeże powietrze na tyle rozproszy perfumy, że
będzie mógł funkcjonować. Naprawdę miała dwadzieścia
cztery lata? Jeśli ktoś się zainteresuje Frannie na poważnie, to
nie będzie to napastowanie małoletniej. Na zewnątrz Drew
wciągnął głęboko powietrze w płuca.
- Proszę, proszę - zachwyciła się Frannie widokiem
szklarni i pól rozciągających się za głównym budynkiem. -
Robi wrażenie, Drew.
- Dziękuję. - Odruchowo wypiął pierś do przodu.
- Nie ma za co. Musisz być z tego bardzo dumny.
Pochłonięty codziennymi sprawami dopiero teraz zdał sobie
sprawę, że od dawna nie miał czasu docenić tego, jak dobrze
mu wszystko poszło.
- Jestem - odparł lekko zaskoczony.
- Dlaczego nigdy mi tego nie pokazałeś?
- Nie wiem - przyznał. - Chyba nie przyszło mi do głowy,
że będziesz zainteresowana.
To zabolało, ale miało sens. W końcu ciągle uważał ją za
smarkulę.
- Rick to widział? To znaczy to wszystko, nie tylko od
frontu?
- Jasne. Przynajmniej tak mi się wydaje. Tyle że Rick jest
prawnikiem w garniturach od Armaniego, co go obchodzą
moje roślinki?
- Jeśli nie obchodzą, to nie zasługuje na twoją przyjazń -
odparta z przekonaniem.
- Dobra. Zaciągnę go tutaj któregoś dnia. - Drew okazał
zniecierpliwienie, ale nieco urósł we własnych oczach. Widać
zrobił na Frannie wrażenie. Zwietnie.
- Cześć, Miguel, widziałeś Briana?
- Chyba jest w piątce, Drew, przygotowuje miejsce dla
dzisiejszych roślin.
Poprowadził ją do ostatniej szklarni. Z trudem za nim
nadążała i przed wejściem rozpędzona omal nie wpadła mu na
plecy.
- Oj, przepraszam. Spojrzał na nią przez ramię.
- Wez głęboki oddech, Frannie. Oddychaj. Czyż to nie
wspaniałe? Dosłownie daje się wyczuć pulsujące tu życie.
Zrobiła, jak kazał. Poczuła zapach mchu, wilgotnej ziemi i
stęchliznę kompostu. Pulsujące życie? Możliwe. Po jego minie
poznała, że nie warto się sprzeczać.
- I tylko posłuchaj. Słyszysz?
Co takiego? Wytężyła słuch. Cichy szelest liści w ciepłym
powietrzu cieplarni, szum i bulgot wody w pracujących
irygatorach.
- Wiesz - ciągnął Drew, nim zdążyła odpowiedzieć -
pamiętam, że gdy byłem nastolatkiem, rodzice dosłownie
ciągnęli mnie do kościoła. Ciągle się buntowałem.
Roześmiała się. Dobrze pamiętała parę podobnych scen ze
swoimi rodzicami i Rickiem.
- Pewnej niedzieli było kazanie o tym, jak to facet
narzekał, że w dawnych czasach Bóg rozmawiał bezpośrednio
z prorokami, mówił im, czego się spodziewać, a nam nic nie
mówi. Musimy się domyślać, czego od nas chce.
Frannie nie zastanawiała się dotąd nad tym.
- Istotnie, przydałoby się jakieś bezpośrednie połączenie -
przyznała. - Ale jeśli są problemy z linią telefoniczną przez
Atlantyk, już sobie wyobrażam, jakie kłopoty byłyby z
połączeniem z niebem. I co pastor powiedział?
- %7łe Bóg nadal do nas mówi, że jego głosem jest
otaczająca ludzi przyroda.
No, proszę. Nie spodziewała się czegoś takiego po Drew.
- I wiesz co? Do dziś pamiętam tamto kazanie. Odmieniło
mnie. Zacząłem wtedy myśleć o innym zawodzie. Przedtem
chciałem zostać kierowcą wyścigów samochodowych albo
kowbojem. Przeszedłem też fazę wojskową. Wiadomo,
dziewczyny lecą na mundur, a ja musiałem zdobyć
stypendium, więc było to dobre rozwiązanie. W końcu jednak
zrozumiałem, co chcę robić. Nie jestem specjalnie religijny,
ale za każdym razem, kiedy odzyskujemy zdewastowany teren
i udaje nam się zlikwidować trujące odpady, czuję się, jakbym
Mu pomagał. Głupie, prawda?
Niech to. Jak miała spisać na straty faceta, który widział
swoją pracę jako religijną misję? Gapiła się na niego w
milczeniu. Nie mógł być konsekwentnie we wszystkim płytki?
Miała ochotę kopnąć go mocno w kostkę za to, że taki
sympatyczny z niego palant. Ale po chwili Drew znowu był
taki, jakim go znała.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]