[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Nie. Ale to oczywiste, że musiałeś się czuć zakłopotany, bo inaczej rozdałbyś te
zakładki. A tymczasem oddałeś je mojemu bratu...
- Wcale mu ich nie oddawałem - zaprotestował Chuck. - Gene sam wziął je ode mnie.
Shawna zmarszczyła czoło.
- Zaraz... przecież z tego, co mi powiedział, jasno wynikało, że ty...
- Popatrzyła na Chucka. - Więc nie uważałeś, że to głupi pomysł? I nie czułeś się
postawiony w głupiej sytuacji?
Chuck uśmiechnął się.
- Oczywiście, że nie!
- Czemu wobec tego Gene sugerował mi...
- Nie wiem, dlaczego. Może dlatego, że to on się czuje zakłopotany?
- Chuck zdążył już zrobić pełne koło wokół domu Shawny i zatrzymał się przy
krawężniku tuż obok furtki. Nie wyłączając silnika obrócił się do dziewczyny. - Wiesz
przecież, jaki jest Gene. Niesłychanie troszczy się o swój image.
Shawna skinęła głową.
- To prawda. Teraz myślę, że powinnam porozmawiać z nim wcześniej o tych
zakładkach. Jako wspólnik miał prawo wiedzieć.
- Zgadzam się - powiedział Chuck. - Wygląda na to, że cała sprawa wzięła się przede
wszystkim z niedostatecznego wzajemnego zrozumienia. Może więc spróbować jeszcze raz?
Co ty na to?
- Żebyśmy znów robili to razem? We troje? - spytała Shawna. - Ale co na to powie
Gene?
- On też już zaczaj sobie zdawać sprawę, że jesteś nam potrzebna... Choć pewnie nie
zechce się do tego przyznać! Okazało się, że to ty masz najwięcej pomysłów i najwięcej
zapału. Nie mówiąc już o tym, że masz więcej czasu niż on. Powiedzmy to otwarcie: Gene
znacznie bardziej nadaje się do koszykówki niż do robienia interesów. Taka jest prawda,
musimy go przyjmować takim, jaki jest. No więc co? Spróbujemy jeszcze raz?
Shawna poczuła się tak, jakby ogromny kamień nagle spadł jej z serca.
- Pewnie, że spróbujemy! Powiem ci, że bardzo się cieszę. I... - zawahała się. - Chuck,
chciałabym ci też podziękować za., wiesz za co. Za zrozumienie!
- Daj spokój, Mała! - Trącił ją lekko łokciem w bok. - W końcu po to się ma
przyjaciół, prawda? No to do zobaczenia jutro!
- A może wpadłbyś na chwilę już teraz? - zasugerowała Shawna, nie dbając już nawet
o to, że Chuck znów nazwał ją „Mała”. - Moglibyśmy od razu porozmawiać. Bo jeżeli firma
„Wesołych Świąt” ma nadal funkcjonować i odnieść sukces, to jeszcze dużo rzeczy trzeba
zaplanować i obgadać.
- Nie wiem, czy to odpowiednia pora. Twój tata dopiero co wrócił... Może lepiej
zaczekać do jutra? Bo nie chciałbym przeszkadzać.
- Tacie z pewnością nie będzie to przeszkadzało - uspokoiła go Shawna.
- Co więcej, ucieszy się i chętnie nam doradzi w razie potrzeby. A on zna się na
interesach!
Shawna najwyraźniej doskonale znała ojca. Gdy tylko pojawili się na progu, pan
Cayley powitał ich szerokim uśmiechem. Objął córkę i przytulił ją.
- Moja ukochana córeczka! - zawołał.
- Mój ukochany tata! - odpowiedziała śmiejąc się i również go uścisnęła.
- Jak ci się udała wyprawa?
- Długa, męcząca... nie mówiąc już o tym, że jest się daleko od rodziny. Coś
okropnego! [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ftb-team.pev.pl
  •