[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Grieux? Ale nawet barona nie zabijesz - dodała, zaśmiawszy się nagle. - O, jakiś ty był śmieszny
wtedy z baronem; patrzyłam na was obu z ławki; i jak ci się nie chciało wtedy iść, kiedy de
wysyłałam. Jak ja się wtenczas śmiałam, jak ja się wtenczas śmiałam - dodała, zanosząc się od
śmiechu. I nagle znów całowała mnie i ściskała, znów tkliwie i namiętnie przyciskała twarz do
mojej twarzy. Nie myślałem już więcej o niczym i nic nie słyszałem. W głowie mi się zakręciło...
Sądzę, że było około siódmej, kiedy się ocknąłem; w pokoju było jasno. Polina siedziała obok mnie
i dziwnie rozglądała się, jak gdyby wychodząc z jakiegoś mroku i porządkując wspomnienia. Ona
również dopiero co się obudziła i uważnie patrzyła na stół i pieniądze. Głowa ciążyła mi, bolała.
Chciałem wziąć Polinę za rękę, lecz nagle.odtrąciła mnie i zerwała się z kanapy. Zaczynający się
dzień był pochmurny, przed świtem padał deszcz. Podeszła do okna, otworzyła je, wychyliła głowę
i piersi 983
i, podparłszy się rękami, a łokcie oparłszy o parapet, przetrwała tak ze trzy minuty, nie odwracając
się do mnie i nie słuchając, co do niej mówiłem. Myślałem ze strachem: co teraz będzie, czym się
to wszystko skończy? Nagle podniosła się, podeszła do stołu i patrząc na mnie z wyrazem
niezmiernej nienawiści, drżącymi ze złości ustami powiedziała: - No, oddaj mi teraz moje
pięćdziesiąt tysięcy franków!
- Polino, znowu, znowu?-zacząłem.
- Może się rozmyśliłeś? Cha-cha-cha! Może ci już żal? Dwadzieścia pięć tysięcy florenów,
odliczone jeszcze wczoraj, leżało na stole; wziąłem je i podałem jej. - Więc one teraz do mnie
należą? Prawda? Prawda P-pytała mnie ze złością, trzymając pieniądze. - Ależ one zawsze do
ciebie należały - powiedziałem.
- No więc masz swoje pięćdziesiąt tysięcy franków! Zamachnęła się i rzuciła je we mnie. Pakiet
boleśnie uderzył mnie w twarz i pieniądze rozsypały się po podłodze. Zrobiwszy to, Polina
wybiegła z pokoju. Wiem, że z pewnością w owej chwili nie była przy zdrowych zmysłach,
chociaż nie rozumiem tego chwilowego obłędu. Co prawda, jeszcze i teraz, po upływie miesiąca
jest chora. Co było jednak przyczyną tego stanu, a zwłaszcza tego wybryku? Czy urażona duma?
Czy rozpacz, że zdecydowała się przyjść do mnie? Może się jej zdawało, że chełpię się moim
szczęściem i tak samo jak des Grieux chcę się jej pozbyć, darowując jej pięćdziesiąt tysięcy
franków? Ale przecież’tak nie było, moje sumienie mi to mówi. Myślę, że winna tu była po
części i jej pycha; to pycha ją skłoniła, żeby mi nie wierzyć i obrazić mnie, chociaż sama może
nie zdawała sobie z tego dokładnie sprawy. W takim razie, naturalnie, spotkało mnie to za des
Grieux i ponosiłem winę za niego, sam może bez wielkiej winy. Co prawda, wszystko to była
tylko maligna; prawda i to, że wiedziałem, że to maligna, i... nie zwróciłem uwagi na tę
okoliczność. Może ona dotąd nie może mi tego przebaczyć? Tak, ale to teraz; ale wtedy, wtedy?
Przecież ta jej maligna i gorączka nie były znów aż tak silne, żeby zupełnie nie zdawała sobie
sprawy, co robi, idąc do mnie z listem des Grieux. Wiedziała więc, co robi. Byle jak, pośpiesznie
wsunąłem wszystkie moje banknoty i cały stos złota pod kołdrę, nakryłem je i wyszedłem w
jakieś 984
dziesięć minut po wyjściu Poliny. Byłem przekonany, że pobiegła do domu, i chciałem nieznacznie
dostać się do nich -i w przedpokoju zapytać niani o zdrowie panienki. Jakież było moje zdumienie,
gdy dowiedziałem się od niani, którą spotkałem na schodach, że Polina jeszcze nie wróciła do
domu i że niania szła po nią do mnie. - Właśnie - powiedziałem - przed chwilą ode mnie wyszła,
dziesięć minut temu, gdzież się mogła podziać ? Niania popatrzyła na mnie z wyrzutem.
58
A tymczasem wynikła z tego cała awantura, o której już mówiono w hotelu. W portierni u szefa
recepcji szeptano sobie, że Franiem* rano o szóstej, w deszcz wybiegła w kierunku hotelu
„d’Angleterre”. Z ich słów i uwag spostrzegłem, iż wiedzą już o tym, że Polina spędziła noc w
moim pokoju. Zresztą opowiadano już sobie o całej rodzinie generała: wiedziano, że generał
wczoraj wariował i płakał na cały hotel. Opowiadano przy tym, że babcia była jego matką, która
specjalnie po to przyjechała aż z Rosji, żeby nie pozwolić synowi na małżeństwo z m-lle de
Cominges, a za nieposłuszeństwo chciała pozbawić go spadku; ponieważ generał jej nie usłuchał,
hrabina w jego oczach przegrała umyślnie cały majątek na ruletce, żeby nic nie dostał. „Diese
Russen!**” - powtarzał z niechęcią szef recepcji, kiwając głową. Inni śmieli się. Szef recepcji
przygotowywał rachunek. O mojej wygranej już wiedziano; Kari, służący na moim korytarzu, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ftb-team.pev.pl
  •