[ Pobierz całość w formacie PDF ]

na ustalone miejsce w Hyde Parku.
- Ale dlaczego ktoś chciałby was zabić? I kto mógł wiedzieć o waszej wizycie właśnie tego dnia?
Przecież to nie ma sensu. -pan George zagryzł dolną wargę. - No, to jesteśmy.
Spojrzałam w górę. Tak, tu był nasz dom, z oknami rozjarzonymi światłem. Gdzieś tam w środku
czekała na mnie mama.
1moje łóżko.
- Dziękuję - powiedział Gideon. Odwróciłam się w jego stronę.
- Za co?
- Być może... być może rzeczywiście już długo bym nie wytrzymał. - Krzywy grymas przemknął
mu przez twarz. - Myślę, że faktycznie uratowałaś moje zasrane życie.
Och! Nie miałam pojęcia, co powiedzieć. Mogłam się tylko na niego gapić. Zauważyłam, że dolna
warga znowu zaczęła mi drżeć.
Gideon szybciutko wyciągnął koronkową chusteczkę. Tym razem ją wzięłam.
- Najlepiej wytrzyj sobie twarz, bo twoja mama mogłaby zauważyć, że płakałaś - powiedział.
Miało mnie to rozśmieszyć, ale w tamtej chwili było to niemożliwe. Przynajmniej jednak nie
rozryczałam się po raz kolejny.
199
Kierowca otworzył drzwi samochodu i pan George wysiadł.
- Odprowadzę ją do drzwi, Gideonie, to potrwa tylko chwilę.
- Dobranoc - wydusiłam z siebie.
- Spij dobrze. - Gideon uśmiechnął się. - Zobaczymy się jutro.
- Gwen! Gwenny! - Caroline potrząsała mną, starając się mnie dobudzić. - Spóznisz się, jeśli zaraz
nie wstaniesz! Proszę, wstawaj!
Naciągnęłam sobie kołdrę na głowę. Nie chciałam się budzić, jeszcze we śnie wiedziałam, że
czekają na mnie straszliwe wspomnienia, jeśli opuszczę ten błogosławiony stan półsnu.
- Serio, Gwenny! Już jest piętnaście po!
Na próżno zaciskałam powieki. Wspomnienia wdarły się do mojej głowy niczym... hmmm...
niczym Attyla w szeregi Wandali? Z historii naprawdę byłam straszną nogą.
Przed moimi oczami przetoczyły się niczym kolorowy film wydarzenia dwóch ostatnich dni. Nie
mogłam sobie jednak przypomnieć, jak znalazłam się w łóżku. Pamiętałam tylko, jak wczoraj
wieczorem pan Bernhard otworzył mi drzwi.
 Dobry wieczór, panno Gwendolyn. Dobry wieczór, panie George".
 Dobry wieczór, panie Bernhardzie. Przywiozłem Gwendolyn do domu trochę wcześniej, niż to
było zaplanowane. Proszę przekazać moje pozdrowienia lady Ariście".
 Oczywiście. Dobranoc, sir". Zamykając drzwi za panem George'em, pan Bernhard miał jak
zawsze niewzruszoną minę.  Aadna suknia, panno Gwendolyn - powiedział do mnie po chwili. -
Koniec osiemnastego wieku?".
 Chyba tak". Byłam tak zmęczona, że mogłabym się położyć na dywanie i natychmiast zasnąć.
Jeszcze nigdy tak bardzo nie stęskniłam się za swoim łóżkiem. Bałam się tylko, że w drodze na
trzecie piętro natknę się na ciotkę Glendę, Charlotte i lady Aristę, a one zasypią mnie wyrzutami,
drwinami i pytaniami.
 Niestety, panie zjadły już kolację. Ale przygotowałem dla panienki małą przekąskę w kuchni".
 Och, to bardzo miłe, panie Bernhardzie, aleja...".
200
 Panienka chciałaby się położyć - powiedział pan Bernhard i na jego twarzy pojawił się ledwie
dostrzegalny uśmiech. - Proponuję, by udała się panienka prosto do swej sypialni, wszystkie panie są
w pokoju muzycznym, i jeśli przekradnie się panienka jak kot, nic nie usłyszą. Potem powiadomię
panią Shepherd, że panienka wróciła, i dam jej przekąskę, żeby zabrała dla panienki na górę".
Byłam zbyt zmęczona, by zdziwić się jego zapobiegliwością i troską. Mruknęłam tylko:  Wielkie
dzięki, panie Bernhardzie" i poszłam po schodach na górę. Przekąskę i rozmowę z mamą pamiętam
jak przez mgłę, bo już wtedy na wpół spalam. Na pewno nie byłam w stanie niczego pogryzć. Ale
może to była zupa.
- Och, jakie to piękne! - Caroline odkryła suknię, która razem z obszytą falbankami halką wisiała
przewieszona przez krzesło. - Przyniosłaś to ze sobą z przeszłości?
- Nie. Już wcześniej miałam ją na sobie. - Wyprostowałam się. - Czy mama opowiadała wam, co
się stało?
Caroline skinęła głową.
- Wcale nie musiała dużo opowiadać. Ciotka Glenda tak się darła, że sąsiedzi teraz też na pewno
wszystko wiedzą. Zachowywała się tak, jakby mama była podłą oszustką, która wykradła biednej
Char lotcie gen podróży w czasie.
- A Charlotta?
- Poszła do swojego pokoju i już z niego nie wyszła, choć ciotka Glenda błagała ją na kolanach.
Ciotka Glenda wrzeszczała, że życie Charlotty zostało zmarnowane i że to wszystko wina mamy.
Babcia powiedziała, żeby ciotka Glenda wzięła tabletkę, inaczej będzie zmuszona wezwać lekarza. A
ciotka Maddy cały czas się wtrącała i gadała coś o orle, o szafirze, o jarzębinie i o zegarze na wieży.
- To musiało być straszne - powiedziałam.
- Strasznie ciekawe - uściśliła Caroline. - Stwierdziliśmy razem z Nickiem, że to dobrze, że ty
masz ten gen, a nie Charlotta. Moim zdaniem poradzisz sobie ze wszystkim równie dobrze jak
Charlotta, chociaż ciotka Glenda mówi, że masz rozum wielkości ziarnka grochu i dwie lewe nogi.
Strasznie jest bezczelna. - Pogłaskała lśniącą tkaninę gorsetu. - Pokażesz mi dziś po szkole, jak
wyglądasz w tej sukni, co?
- Jasne. Ale jak chcesz, też ją możesz przymierzyć. Caroline zachichotała.
201
- Przecież ona jest na mnie za duża, Gwenny! A teraz już naprawdę musisz wstać, bo inaczej nie
dostaniesz śniadania.
Całkiem obudziłam się dopiero pod prysznicem. Kiedy myłam włosy, moje myśli nieubłaganie
krążyły wokół wczorajszego wieczora, a ściślej biorąc, wokół tej półgodziny (czas odczuwany),
którą spędziłam, rycząc jak bóbr w ramionach Gideona.
Przypominałam sobie, jak przytulił mnie do siebie i pogłaskał po włosach. Byłam tak wykończona,
że w ogóle nie pomyślałam o tym, jak bardzo się do siebie zbliżyliśmy. Ale tym bardziej było mi
teraz głupio. Szczególnie dlatego, że wbrew swoim zwyczajom byl dla mnie naprawdę miły (nawet
jeśli tylko z czystego współczucia). A przecież założyłam sobie, że będę go nienawidzić do końca
moich dni.
- Gwenny! - Caroline zastukała do drzwi łazienki. - No chodz już! Nie możesz bez końca siedzieć
w łazience.
Miała rację. Nie mogłam tu siedzieć bez końca. Musiałam wyjść - z powrotem w to śmieszne nowe
życie, które nagle dostałam. Zakręciłam kran z ciepłą wodą i pozwoliłam tak długo spływać
lodowatemu strumieniowi po moim ciele, aż wypłukał z niego ostatnie resztki zmęczenia. Mój
mundurek pozostał w szwalni madame Rossini, a dwie bluzki były w praniu, dlatego musiałam
włożyć drugi komplet, który byl już na mnie trochę za mały. Bluzka opinała się na piersiach, a [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ftb-team.pev.pl
  •