[ Pobierz całość w formacie PDF ]
szaleństwa, przy czym niekoniecznie powód istotny z naszego punktu widzenia.
- Ale na pewno nie jest nim skarb.
Pitt przeciągle popatrzył na Giordino. - Zapomniałem zapytać. Czy admirał Sandecker odpowiedział na depeszę?
Giordino upuścił do kosza pustą butelkę po piwie. - Dzisiaj rano, parę chwil przedtem, zanim ruszyliśmy z pułkownikiem na
Pierwsze Podejście. - Urwał, zapatrzony w muchę, maszerującą po suficie, a potem beknął.
- No więc? - przynaglił go Pitt.
- Admirał zlecił czterem ludziom przewertowanie archiwów pod kątem katastrof morskich w interesującym nas regionie.
Doszli do zgodnego wniosku, że nie istnieją dokumenty wskazujące na obecność w pobliżu Thasos jakichkolwiek
zatopionych skarbów.
- A ładunki? Czy którykolwiek ze statków przewoził ładunek o potencjalnie dużej wartości?
- Niczego, o czym warto by wspominać. - Z kieszeni na piersi Giordino wyjął świstek papieru. - Sekretarka admirała
przedyktowała przez radio nazwy wszystkich statków, które w ciągu dwustu minionych lat zaginęły w pobliżu Thasos. Listę
nader imponującą.
Pitt otarł z oczu kłujący solą pot. - Rzućmy kilka przykładów.
Giordino rozłożył kartkę na kolanie i zaczai czytać szybko i monotonnie: - Mistral, fregata francuska, zatonęła w 1753; Clara
G, węglowiec brytyjski, zatonął w 1856; Admirał DeFosse, pancernik francuski, zatonął w 1872; Scylla, bryg włoski,
zatonął w 1876; Daphne, kanonierka brytyjska, za to...
- Przeskocz do 1915 - przerwał Pitt.
- HMSForshire, krążownik brytyjski, zatopiony przez niemieckie baterie nadbrzeżne w 1915; Von Schroder, niszczyciel
niemiecki, zatopiony przez krążownik brytyjski w 1916; U-19, niemiecki okręt podwodny, zatopiony w 1918 przez angielski
samolot.
- Starczy - powiedział z ziewnięciem Pitt. - Większość statków z naszej listy to okręty wojenne. Marne szansę, aby
którykolwiek z nich przewoził fortunę w złocie.
Giordino skinął głową. - Jak powiedziały chłopaki z Waszyngtonu: "żadnych udokumentowanych dowodów na istnienie
zatopionego skarbu".
Rozważania o skarbach wywołały w oczach Lewisa błysk czujności. - A starożytne statki greckie lub rzymskie? Żadne
archiwa nie sięgają tak daleko.
- Fakt - przyznał Giordino - ale jak słusznie podkreślił Dirk, Thasos leży kawał drogi od szlaków żeglugowych, co było w
starożytnych czasach taką samą prawdą jak teraz.
- Jeśli jednak von Till odnalazł fortunę, która spoczywała pod naszymi stopami - powiedział z uporem Lewis - to na pewno
utrzymał ów fakt w tajemnicy.
- Nie istnieje prawo zabraniające odnajdywania zatopionych skarbów. - Giordino wypuścił przez nos bliźniacze strugi dymu.
- Dlaczego miałby zawracać sobie głowę zatajaniem czegokolwiek?
- Z pazerności - odrzekł Pitt. - Szaleńczej pazerności, chęci zagarnięcia dla siebie stu procent, bez odpalania pod postacią
podatków i domiarów choćby ułamka łupu władzom kraju, na którego wodach terytorialnych skarb został znaleziony.
- Biorąc pod uwagę, jak wielkiej działki żąda dla siebie większość krajów - stwierdził gniewnie Lewis - chyba nie mam von
Tillowi za złe jego tajemniczości.
Chłopak okrętowy pojawił się i zniknął, pozostawiając w kabinie trzy kolejne butelki piwa. Giordino opróżnił swoją jednym
haustem, a następnie dorzucił pustą flaszkę do czekającej już w koszu koleżanki. - Ta cała historia cuchnie - powiedział
swarliwie - i wcale mi się nie podoba.
- Mnie też nie - odparł cicho Pitt. - Każdy logiczny trop kończy się w ślepym zaułku. Nawet to gadanie o skarbach nie ma
sensu. Próbowałem podpuścić von Tilla, sugerując, że chodzi o skarb, ale szczwany stary sukinsyn nie zdradził się z
najmniejszym zainteresowaniem. Usiłuje coś ukryć, lecz na pewno nie jest tym czymś złoto w sztabach albo diamenty. -
Urwał i przez iluminator pokazał Thasos, uśpioną za morzem pod narastającą falą upału, - Rozwiązanie jest albo na wyspie,
albo w jej pobliżu; możliwe zresztą, że w grę wchodzi i jedno, i drugie. Będziemy wiedzieć więcej, kiedy tylko Gunn
wydobędzie albatrosa z jego tajemniczym pilotem.
Giordino założył dłonie na kark i przechylił się z krzesłem. - Wedle wszelkich reguł, powinniśmy zbierać się już w drogę,
żeby jutro o tej porze być w Waszyngtonie. Skoro powietrzny napastnik został unicestwiony i wiemy, kto inspirował
wypadki na pokładzie Pierwszego Podejścia, wszystko niebawem powinno wrócić do normy. Nie widzę powodów, dla
których nie mielibyśmy zwinąć manatków i ruszać do domciu, - Rzucił Lewisowi obojętne spojrzenie. - Jestem pewien, że
pan pułkownik z łatwością upora się ze wszystkimi awaryjnymi historiami, jakie mogłyby wykiełkować w bazie.
- Nie możecie teraz wyjechać! - Lewis pocił się obficie, przemawiał z wysiłkiem i ledwie hamował wściekłość. -
Skontaktuję się z admirałem Sandeckerem i załatwię, że...
-- Proszę się nie martwić, pułkowniku - wtrącił Gunn, który bezgłośnie otworzył drzwi i stał w nich teraz, wychylając się zza
grodzi. - Major Pitt i kapitan Giordino chwilowo nigdzie nie wyjadą.
Pitt spojrzał pytająco na małego komandora. Na twarzy Gunna nie było śladów triumfu - tylko wyraz rezygnacji i klęski,
właściwy ludziom, którym jest już wszystko jedno. Drobne kości sterczały przez skórę pochylonych zmęczeniem ramion, a
na porastających ciało włoskach lśniły miniaturowe kropelki wody. Gunn miał jak zawsze okulary w rogowych oprawkach i
nic więcej, prócz czarnych slipów, kryjących bez wielkiego powodzenia wychudłe ciało. Cztery godziny nieustannego
nurkowania wyczerpały do granic możliwości każdą jego kostkę i mięsień.
- Przepraszam, pułkowniku - wymamrotał cicho Gunn - ale obawiam się, że mam niedobre wiadomości.
- Na rany boskie, Rudi - powiedział Pitt. - O co chodzi? Miałeś jakieś kłopoty z wydobyciem samolotu? Gunn wzruszył
ramionami. - Żadnych.
- Aż tak źle? - ze śmiertelną powagą w głosie i na twarzy zapytał Pitt.
- Gorzej - odparł ponuro Gunn.
- Miejmy to z głowy.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]