[ Pobierz całość w formacie PDF ]

123
 Szpital w Market Basing& Nigdy nie wypsnęło się jej ani jedno słowo na ten te-
mat. Nie zostawiła żadnego adresu ani w ogóle nic.
 Nie zamierzała się tam zatrzymywać. Z tego, co mi powiedziano, prawdopodob-
nie ktoś ją uderzył w głowę w jakimś ustronnym miejscu. Potem zaciągnął ją do samo-
chodu i wyrzucił na poboczu, tak żeby to wyglądało na wypadek z ucieczką sprawcy.
Obudz mnie jutro o szóstej trzydzieści, muszę wcześnie być na nogach.
 Przepraszam za tego spalonego kurczaka. Wsadziłem go do piecyka tylko po to,
żeby się zagrzał, i zupełnie zapomniałem.
 Co tam jakiś kurczak. Zawsze uważałem kury za głupie ptaki. Pakują się pod sa-
mochody i gdaczą jak opętane. Pochowaj jutro tego trupa, niech ma porządny po-
grzeb.
 Ale ona nie umiera, prawda?
 Musisz poskromić te melodramatyczne zapędy. Gdybyś nieco lepiej przykładał
ucho, usłyszałbyś, że bez problemu odzyskała przytomność, wie, kim jest czy raczej była,
oraz gdzie przebywa. Lekarze przysięgają, że jej nigdzie nie puszczą, póki sam nie przej-
mę opieki. Nie ma mowy, żeby wymknęła się gdzieś na jakąś pożal się Boże, detektywi-
stycznÄ… robotÄ™.
 Skoro mowa o detektywistycznej robocie&  Albert zawiesił głos i kaszlnął zna-
czÄ…co.
 Niespecjalnie chce mi się o tym rozmawiać. Daj sobie spokój, Albercie, naucz się
lepiej księgowości albo uprawy roślin pod szkłem czy czegoś&
 Ja tylko tak sobie myślałem& to znaczy jeśli chodzi o ślady&
 Dobra, co z tymi śladami?
 Trochę o nich myślałem.
 I stąd właśnie biorą się wszystkie życiowe kłopoty: z myślenia.
 Zlady&  podjął Albert.  Na przykład ten obraz. To jest jakiś ślad, prawda?
Tommy zauważył, że Albert zdążył już zawiesić obraz na ścianie.
 Skoro ten obraz może stanowić ślad, to jak pan myśli, czego?  Zaczerwienił się
lekko, kiedy zrozumiał, jak niezręcznie sformułował zdanie.  Chciałem powiedzieć:
o co właściwie tu chodzi? Bo to powinno coś znaczyć. A ja sobie pomyślałem& Prze-
praszam, że o tym wspominam&
 Wal śmiało.
 Pomyślałem o tym biureczku.
 Biureczku?
 Tak. O tym, co właśnie wróciło z renowacji razem ze stolikiem, dwoma krzesłami
i jeszcze paroma rzeczami. To należało do rodziny, prawda?
 Do mojej ciotki Ady.
 No więc& W takich meblach można czasem znalezć jakiś ślad. W starych, antycz-
124
nych biurkach.
 Możliwe.
 Wiem, że to nie moja sprawa, i naprawdę nie powinienem zawracać panu głowy,
ale kiedy pan wyjechał& Po prostu nie mogłem się oprzeć i zajrzałem.
 Co? Zajrzałeś do biurka?
 Tak, tylko po to, żeby sprawdzić, czy nie ma tam jakiejś wskazówki. Bo wie pan,
w takich biurkach zdarzajÄ… siÄ™ skrytki.
 Owszem.
 Więc sam pan widzi. Mogła być jakaś wskazówka. Zamknięta w skrytce.
 To nawet przyjemnie brzmi. Ale z tego, co wiem, moja ciotka nie miała powodu,
by coś ukrywać.
 Ze starszymi paniami nigdy nic nie wiadomo. Lubią utykać rzeczy po kątach jak
kawki czy sroki. Może to być tajny testament albo coś napisanego sympatycznym atra-
mentem, albo jakiś skarb. Bo gdzie miałby pan znalezć ukryte skarby, jak nie w takiej
skrytce?
 Przykro mi, Albercie, ale muszę cię rozczarować. Jestem absolutnie przekonany, że
w tym przyjemnym rodzinnym mebelku, należącym dawniej do mego wuja Williama,
nic takiego nie ma. Ten wuj to jeszcze jeden nasz krewny, który na stare lata stetryczał.
Poza tym był głuchy jak pień i miał podły charakter.
 Tak sobie pomyślałem  ciągnął swoje Albert  że nic złego się nie stanie, je-
śli tylko zajrzę.  I dodał zgodnie z prawdą:  Zresztą i tak biurko należało wysprzą-
tać. Wie pan, jak to jest ze starszymi paniami. Nie wyciągają zbyt często swoich rzeczy,
zwłaszcza jeśli cierpią na reumatyzm i trudno im się ruszać.
Tommy nie odzywał się przez chwilę. Pamiętał, że razem z Tuppence ledwie rzuci-
li okiem na szuflady. Całą ich zawartość zapakowali do dwóch dużych kopert, odkłada-
jąc tylko parę motków włóczki, dwa swetry, czarną aksamitną etolę i trzy porządne po-
szewki na poduszki z dolnej szuflady. Dołączyli to wszystko do ubrań i innych rzeczy
przeznaczonych do oddania. Po powrocie do domu przejrzeli także papiery w koper-
tach, ale nie znalezli tam nic interesujÄ…cego.
 Sprawdziliśmy biurko, Albercie. Poświęciliśmy na to ładnych kilka wieczorów.
Znalezliśmy raptem kilka dość ciekawych starych listów, jakieś przepisy na gotowaną
szynkę i konfitury, książeczkę z kartkami żywnościowymi i inne rzeczy z czasów wojny.
Nic nas specjalnie nie zainteresowało.
 Och, bo to tylko papiery i inne rupiecie, jak sam pan zauważył. Takie rzeczy, które
człowiek zwykł upychać po szufladach. A mnie chodzi o prawdziwe sekrety. Kiedy by-
łem chłopcem, pracowałem pół roku u handlarza antyków. Często pomagałem mu fał-
szować różne przedmioty. Ale przy okazji dowiedziałem się sporo o sekretnych szuflad-
kach. Zwykle wykonywano je według jednego wzoru, różniącego się tylko szczegóła-
125
mi. Nie chce pan rzucić okiem? Bo sam przy panu się nie odważę, to byłoby nadużycie.
 Spojrzał na Tommy ego wzrokiem napraszającego się psa.
 No dobrze, Albercie  poddał się Tommy.  Popełnijmy to nadużycie.
Bardzo ładny mebelek  myślał, przyglądając się w towarzystwie Alberta swojemu
dziedzictwu.  Dobrze utrzymany, z piękną starą politurą, świadczącą o mistrzostwie
ówczesnych rzemieślników.
 Jazda, Albercie  rzekł głośno.  To twoja działka, tylko niczego nie popsuj.
 Ależ ja zawsze bardzo uważałem. Nie porysowałem powierzchni, nie wtykałem
noża ani nic. Najpierw zdejmiemy front i położymy go na tych dwóch wysuwanych pły-
tach. O, tak& widzi pan? W ten sposób opada klapa, na której starsze panie zwykły sia-
dać. Pańska ciotka miała ładną szkatułkę wykładaną macicą perłową. Znalazłem ją w le-
wej szufladzie.
 Tam są takie dwie przegródki&  zauważył Tommy, wyciągając delikatne pio-
nowe szufladki.
 Ach, te& Tu się wkłada papiery, ale nie żadne sekretne. Do tego najczęściej służy
Å›rodkowa sza4àa. Na dnie zwykle jest nieznaczne wgÅ‚Ä™bienie. Wystarczy pociÄ…gnąć dno
i widać wolną przestrzeń. Ale bywają też inne sposoby. To biurko należy do takich, co
majÄ… sporo miejsca pod spodem.
 To chyba nie żadna tajemnica? Po prostu odsuwa się płytkę&
 Cały figiel polega na tym, że człowiek to odkrywa i myśli, że to już wszystko. Za
płytką jest spora przestrzeń, gdzie można trzymać to, co nie powinno rzucać się w oczy.
Ale to jeszcze nie wszystko. Bo widzi pan, tu, na froncie, jest taki mały występ. I jeśli się
go przesunie w górę&
 Tak, widzę. Przesuń go.
 I proszę bardzo, jest prawdziwa skrytka. Tuż za tą środkową.
 Ale nic w niej nie ma.
 Nie ma  przyznał Albert.  Wygląda to nieciekawie. Ale jeśli wsadzi pan rękę
do środka i przesunie ją trochę na lewo albo na prawo, ukażą się dwie wąskie szufladki,
każda po jednej stronie. Na górze mają wycięte półkoliste otwory, można zaczepić pal-
cem i ostrożnie wyciągnąć.  To mówiąc, Albert wykręcał swój przegub, jakby w ogóle
nie miał w nim kości.  Czasem się zacinają& Zaraz, zaraz& o, wychodzi.
I Albert zgiętym palcem zaczął wyciągać coś ze środka. Wysuwał to ostrożnie, póki
w otworze nie ukazała się wąska szufladka. Wyjął ją do końca i zdeponował przed Tom-
mym z miną psa, który składa u pańskich stóp swą kość.
 Chwileczkę, proszę pana. Coś tu jest, coś w długiej, cienkiej kopercie. Teraz zaj-
miemy się drugą stroną. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ftb-team.pev.pl
  •