[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ckliwa.
Jak zwał, tak zwał, mamo odpowiadam opryskliwie.
A skąd ci się wziął ten pomysł? pyta, ignorując mój ton.
Z anatomii mówię. Zjadam kęs kurczaka i ciągnę: Pani
Harris opowiadała nam o tym, że różne wspomnienia są przechowywane
w różnych obszarach mózgu. Aatwe rzeczy, takie jak własne imię, jazda
na rowerze czy matma, trafiają do jednej szufladki w mózgu, a
poszczególne przeżycia są zapamiętywane gdzie indziej.
Nie powiedziałabym, że matma jest łatwa żartuje mama.
Jej dowcip mnie irytuje.
Dla mnie jest odpowiadam ostrym tonem. Może twój mózg
przechowuje matematykę w szufladce z trudnymi rzeczami. Ale nie o to
chodzi.
Przepraszam reflektuje się. Mów dalej.
To oczywiście znaczy, że tylko jedna część mojego mózgu jest
schrzaniona. Więc zastanawiam się, czy można by ją naprawić.
Nie sądzę, żeby to tak działało stwierdza mama.
Dlaczego? domagam się wyjaśnień.
Ponieważ jeden ze specjalistów, którzy cię badali, jest
neurologiem. Wiesz, kto to jest neurolog?
Nie jestem tępa, mamo.
London, mam już dość tego tonu. Chciałam tylko powiedzieć, że
zrobił ci rezonans magnetyczny i nie wykrył niczego, co odbiegałoby od
normy. Powiedział, że twój mózg jest zupełnie zdrowy. %7ładna z jego
części nie jest schrzaniona .
Dobra, już dobra mówię defensywnie. Skończyłam.
Wstaję od stołu, zanoszę talerz do zlewu i wychodzę, zostawiając
mamę samą z resztą kolacji. Sumienie dręczy mnie przez całą drogę po
schodach na piętro, ale nie dłużej.
24
Okej, jestem gotowa szepczę, mimo że to nie jest konieczne.
Jesteśmy zupełnie sami. Z wieży stereo Luke a płynie ledwo
słyszalna muzyka, a słońce zachodzi po drugiej stronie domu, więc tutaj
panuje półmrok.
Jesteś pewna, że tego chcesz? pyta Luke.
Włoski na ramionach stają mi dęba.
Tak odpowiadam prędko. A potem dodaję: Chyba.
Nie ma pośpiechu sugeruje. Możemy z tym poczekać.
Nie, to musi być dzisiaj mówię bardziej władczym tonem, niż
zamierzałam.
Luke śmieje się i bierze swoją komórkę.
Dobra, no to już mówi.
Wybiera numer zapisany na karteczce, a ja w oczekiwaniu
ogryzam paznokieć prawego palca wskazującego. Wyobrażam sobie
jeden dzwonek, potem drugi, potem...
Luke otwiera szeroko oczy i sztywnieje. Niecałą sekundę pózniej
znów się rozluznia. Robi do mnie minę i kończy połączenie.
Zły numer oznajmia zawiedziony.
Automatyczna sekretarka kogoś innego? pytam, żeby uściślił.
Nie. Numer został odłączony. Może należał do twojego taty,
kiedy się rozwodzili, ale od tamtej pory twój tata musiał go zmienić.
Jak na komendę od strony kuchni dobiegają nas stłumione piski,
więc odruchowo przesiadamy się na fotele. Wiemy on z
doświadczenia, a ja z notatek że jego matka potrafi wejść bez pukania,
żeby sprawdzić, co robimy. Niewinne wydzwanianie do mojego dawno
niewidzianego ojca mogłoby wzbudzić podejrzenia, gdyby odbywało się
na łóżku Luke a.
Właściwie wszystko, co robilibyśmy, leżąc na łóżku, mogłoby
wywołać uniesienie brwi na twarzy pani Henry, a w tej akurat chwili nie
potrzeba mi rodzicielskiej inkwizycji.
Luke włącza telewizor w samą porę i jego mama zastaje nas przy
oglądaniu dokumentu o łowieniu ryb w przerębli. Zaprasza nas do
kuchni na podwieczorek, a my się zgadzamy, bo na razie i tak na froncie
z ojcem niczego nie da się zrobić.
Po nachosach sadowimy się na ogromnej kanapie w salonie, gdzie
zabawiają nas dwie identyczne prawie trzylatki. Wiem, że spędzałam z
nimi czas już wcześniej, więc staram się ukryć zdumienie tym, jak
bardzo są do siebie podobne. To musi być dziwne widzieć siebie w
kimś innym.
Maleńkie siostrzyczki Luke a wystroiły się chyba we wszystkie
ubranka, jakie mogły udzwignąć, i odgrywają przed nami sztukę o
małpkach i mumiach w zoo. Dajemy im owację na stojąco, a potem
wyjaśniamy, co to jest owacja na stojąco.
Następna w programie jest gra w ustawianie wszystkich pluszaków
w rządku. Dziewczynki niczym mrówki pracowicie tuptają do kosza z
zabawkami i z powrotem, niosąc naręcza misiów, słoników, żyraf i
innych zwierzaków. W końcu Wielki Mur Pluszaków ciągnie się od
kominka do łukowatego wejścia. Po trwających nie dłużej niż pięć
sekund konsultacjach dziewczynki dzielą terytorium: lewa połowa
salonu razem z kanapą jest dla dużych , podczas gdy prawa połowa jest
zastrzeżona dla księżniczek.
Kiedy duży Luke zeskakuje z sofy i wkracza do strefy blizniaczek,
witają go krzyki i śmiechy, a ogólna wesołość jest tak zarazliwa, że nie
mogę się oprzeć i dołączam na chwilę do zabawy, łaskocząc jedną z
dziewczynek, chociaż nie jestem pewna, czy to Ella, czy Madelyn.
Wkrótce zbliża się pora kolacji i ojciec Luke a przybywa z
ogromnym pudłem i ciepłym powitaniem dla nas wszystkich. Pan Henry
jest przystojnym mężczyzną i widzę, jak Luke jest do niego podobny.
Na moment popuszczam wodze fantazji, zastanawiając się, czy w wieku
ojca Luke też będzie miał takie szpakowate włosy i lekko pomarszczoną
twarz.
Kiedy wracam do rzeczywistości, dziewczynki z pomocą taty
otwierają pudło. Czuję lekkie ukłucie zazdrości, widząc, jak świetnie się
dogadują. Podchodzę do kanapy i przyglądam się tym pięknym
chwilom, które dzieci i ich ojcowie uważają za oczywiste. Jedna z
blizniaczek opiera rączkę o bark taty, gdy ten rozcina wieko. Druga
urocza buzka rozjaśnia się niczym słoneczko, kiedy ojciec grzebie w
folii bąbelkowej i kulkach styropianu, pośród których stoi ręcznie
rzezbiony różowy konik na biegunach gotowy do jazdy.
Ale po jednej kolejce w siodle prawdziwym skarbem okazuje się
ogromne solidne pudło.
To siamochód! krzyczy jedna z blizniaczek, chyba Ella,
Luke owi prosto w twarz.
Jej oczy lśnią tak mocno, że trudno by było nie wsadzić jej do
środka i nie wozić po wyłożonym dywanem pokoju, robiąc brum,
brum . Dziewczynka, która musi być Madelyn, też chce się przejechać,
a Ella prosi o powtórkę. Więc teraz jest: Mój siamochód! , Nie, mój
siamochód! , Nie, mój!!! .
Wyraznie biegły w rozstrzyganiu takich bitew pan Henry znika, a
po chwili wraca z nożem do tektury, taśmą klejącą i garścią flamastrów.
Po dziesięciu minutach są już dwa równie wspaniałe samochody, każdy
gotowy do wożenia właścicielki wedle życzenia do centrum
handlowego, babci albo szkoły.
Ella siedzi wyprostowana i trzyma się mocno boków pudła,
rozglądając się po wyczarowanej przez wyobraznię okolicy. Madelyn
woli rozsiąść się tak, że prawie leży, dzięki czemu może patrzeć na sufit.
Kiedy Luke popycha jej samochodzik obok mnie, chichoczę, widząc jej
radosną minkę, i zastanawiam się, o czym właśnie myśli.
A potem coś się dzieje. Element układanki trafia na swoje miejsce.
Luke zatrzymuje się i odwraca do mnie głowę.
Dobrze się czujesz? pyta półgłosem.
Tak mówię pośpiesznie. A czemu?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]