[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Prawdopodobnie dlatego, żeby człowiek mógł być zbawiony o każdej porze dnia i nocy. A
tutaj nie ma.
 Potrzebna pani Biblia?
 Tak, raczej tak. Wychowano mnie właściwie i jak przystało na córkę pastora, znam
Biblię dość dobrze. Ale teraz, wie pan, często zapominam, zwłaszcza że w kościołach nie
czyta się już lekcji po staremu, tylko według jakiejś nowej wersji, gdzie są zupełnie inne
słowa. Oczywiście przekład na pewno jest poprawny, ale brzmi to inaczej. Kiedy wy
pójdziecie do agencji, ja przejadę się do Sutton Chancellor.
 Po co? Zabraniam ci  rzekł ostro Tommy.
 Bzdura! Zresztą nie wybieram się na przeszpiegi. Chcę tylko zapytać pastora& On
chyba ma Biblię, co? I to odpowiednią, autoryzowaną.
 Po co ci autoryzowana Biblia?
 Po prostu muszę odświeżyć sobie pamięć. Chodzi o słowa wyryte na nagrobku tego
dziecka. Bardzo mnie interesują.
 Dobrze, dobrze, ale ja ci nie ufam. Ciebie wystarczy na chwilę spuścić z oka i zaraz
ładujesz się w jakieś kłopoty.
 Daję ci słowo, że nie będę się więcej włóczyć między grobami. Kościół w słoneczny
poranek i gabinet pastora  czyż mogą być bezpieczniejsze miejsca?
Tommy nie wyglądał na przekonanego, ale się poddał.
2
Tuppence wysiadła przy bramie cmentarza i zanim weszła na teren kościelny, rozejrzała
się uważnie. Czuła naturalną nieufność osoby, która doznała fizycznej krzywdy w
określonym miejscu. Tym razem jednak wydawało się, że za nagrobkami nie czyha żaden
potencjalny morderca.
W kościele jakaś starsza kobieta polerowała na kolanach mosiężne przedmioty.
Tuppence podeszła na palcach do pulpitu i ostrożnie obejrzała leżącą tam księgę. Kobieta
podniosła głowę i spojrzała na nią podejrzliwie.
 Nie chcę niczego ukraść  zapewniła ją Tuppence, zamykając starannie Biblię, po
czym wyszła na palcach z kościoła.
Miała wielką ochotę zbadać miejsce, gdzie ostatnio prowadzono wykopki, ale na to sobie
nie pozwoliła.
  Ktokolwiek zgorszy&   mamrotała do siebie.  Może o to właśnie chodzi, ale w
takim razie to musi być ktoś&
Krótką drogę na plebanię pokonała samochodem. Wysiadła i poszła ścieżką do
frontowych drzwi. Nacisnęła dzwonek, ale nie usłyszała żadnego dzwięku. Pewnie się
zepsuł, domyśliła się, znając zwyczaje dzwonków na plebaniach. Pchnęła drzwi i znalazła się
w hallu.
Na stoliku, zajmując znaczną część blatu, leżała duża koperta z zagranicznym znaczkiem.
Był na niej nadruk Towarzystwa Misyjnego w Afryce.
Cieszę się, że nie jestem misjonarką, pomyślała Tuppence.
Za tą enigmatyczną myślą kryło się coś jeszcze, coś związanego z jakimś innym stolikiem
w innym hallu, coś, co powinna pamiętać. Kwiaty? Liście? Jakiś list? Paczka?
W tej chwili z drzwi po lewej stronie wyszedł pastor.
 Oo& Pani do mnie? Ja& Ach, przecież to pani Beresford, nieprawdaż?
 To ja. Przyjechałam, żeby zapytać, czy przypadkiem nie ma ksiądz Biblii?
 Biblii?  powtórzył duchowny, jakby nagle nabrał wątpliwości.  Biblii&
 Wydało mi się to dość prawdopodobne.
 Oczywiście, oczywiście. W rzeczy samej posiadam ich kilka. Na przykład grecką, ale
chyba nie o nią pani chodzi?
 Nie. Potrzebna mi wersja autoryzowana.
 Ach& Pewnie jest tu kilka egzemplarzy& tak, kilka. Bo niestety nie używamy teraz tej
wersji. Trzeba działać w zgodzie z poglądami biskupa, a nasz biskup kładzie duży nacisk na
nowoczesność. Chodzi o młodzież i takie tam. Szkoda, myślę, że szkoda. Mam tu tyle
książek, że trzeba było niektóre postawić w tylnym rzędzie, ale chyba coś się znajdzie. Tak
przypuszczam. A jeśli nie, zapytamy pannę Bligh. Kręci się gdzieś w pobliżu, wyszukuje
wazony dla dzieci, żeby mogły ustawić bukiety z polnych kwiatów w dziecięcym kąciku w
kościele.
I zostawiwszy Tuppence w hallu, wrócił do pokoju, z którego wyszedł.
Stała tam nadal ze zmarszczonymi brwiami i myślała, kiedy w drzwiach po drugiej stronie
stanęła panna Bligh z bardzo ciężkim metalowym wazonem.
W głowie Tuppence coś nagle zaskoczyło. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ftb-team.pev.pl
  •