[ Pobierz całość w formacie PDF ]
powstrzymał.
Połóż się na kanapie. Ja mogę spać na ziemi.
Potrząsnęła głową.
Tu będzie mi dobrze. Wracaj na kanapę.
Nie. Płomienie oświetliły jego twarz, na której odmalował się upór. Na kanapie
będzie ci wygodniej. Mnie wy starczy podłoga.
Już sobie pościeliłeś na kanapie. Ja tylko...
Lucy, kładz się wreszcie! Banner na pewno jest jeszcze bardziej uparty niż ty, więc
ta dyskusja może się ciągnąć do rana wtrącił się niezadowolony Bobby Ray.
Przepraszam. Lucy się poddała. Pewnie, dlatego, że miał rację.
Kilka minut pózniej leżała na kanapie, a Banner ze swoim psem rozłożył się na
podłodze przed kominkiem. Bobby Ray, który zasnął, ledwie w pokoju zapanowała cisza,
chrapał rytmicznie w fotelu.
Chociaż Banner zabrał śpiwór i poduszkę, Lucy wciąż czuła, iż dopiero co leżał na
kanapie. Co takiego miał w sobie, że obudził w niej zapomniane uczucia? Czy to sprawa jego
wyglądu, czy może spojrzeń, jakimi ją obrzucał? Bo nie pociągał jej przecież swoją
błyskotliwą osobowością. Ujęły ją jednak inne zalety niezdarna gościnność, przewrotne
poczucie humoru, umiejętności kulinarne...
Banner uniósł głowę i spojrzał w jej stronę.
Lucy? Coś nie tak?
Nie, wszystko w porządku odpowiedziała szeptem. Zamknęła oczy i skupiła się na
tym, by zasnąć.
Pomyślała, że może od tego lodu zamarzł jej mózg. Była jednak pewna, że do rana
całkowicie odzyska panowanie nad sobą.
Po niespokojnej nocy Lucy obudziła się bardzo wcześnie. Upajający zapach kawy
łaskotał jej nozdrza. Ogień nadal płonął w kominku, dostarczając światła i ciepła, ale ani
Bannera, ani Bobby ego Raya nie było w pokoju.
Lucy nie lubiła budzić się w obcym otoczeniu. Była zaspa na, nieświeża i
zdezorientowana. Włosy miała potargane, na twarzy odciśniętą poduszkę i pomięte ubranie.
Chwyciła plecak i popędziła do łazienki, żeby się doprowadzić do porządku, zanim pokaże się
Bannerowi. Albo komuś innemu, oczy wiście. Wzięła błyskawiczny prysznic, zużywając
możliwie jak najmniej ciepłej wody, by starczyło jej dla reszty. Na szczęście Banner miał
gazowy bojler. Po kwadransie wyłoniła się z łazienki z mokrymi włosami i symbolicznym
makijażem, a jednak w znacznie lepszym humorze. Przynajmniej wymyła zęby, zmieniła
skarpetki i bieliznę, włożyła także czystą bluzę. Tylko spodnie pozostały te same.
Tuż za progiem łazienki omal nie potknęła się o psa, który położył się w korytarzu i
najwyrazniej na nią czekał.
Następny w kolejce do prysznica? Zagadnęła go z uśmiechem.
W odpowiedzi sapnął i zamerdał ogonem, a potem wstał i poszedł za nią do salonu, w
którym ktoś rozsunął wszystkie zasłony. Lucy podeszła do okna i wyjrzała na dwór.
Wszystko wokół pokrywał lód, lśniący jak szkło. Pod drzewami leżały połamane gałęzie, a
choinki były zgięte pod ciężarem zamarzniętego śniegu i sopli. Wigilia. Tak właśnie powinno
wyglądać białe Boże Narodzenie. Jednak to nie w porządku, że nie może spędzić tego dnia ze
swoją rodziną. Z westchnieniem ruszyła w stronę kuchni.
Pop i panna Annie siedzieli przy stole. Wyglądali na znacznie bardziej wypoczętych
niż poprzedniego wieczoru. Banner stał przy kuchence i smażył naleśniki, a Bobby Ray
serwował starszym państwu kawę. Tylko Joan z dziećmi jeszcze się nie pojawiła. Na widok
wchodzącej Lucy Bobby Ray i Carterowie uśmiechnęli się promiennie, a Banner skinął
zdawkowo głową.
Naleśnika?
Tak, proszę. Podał jej pełen talerz.
Syrop jest na stole.
Dziękuję.
%7ładnych dzień dobry ? albo czy dobrze ci się spało ? Lucy przyjrzała mu się
uważnie. Miała nadzieję, że w dzień wyda jej się na tyle nieatrakcyjny, by zdołała wyprzeć go
ze swoich myśli. Tymczasem w świetle dziennym był jeszcze przystojniejszy.
Co za noc! zagadnął Bobby Ray, stawiając przed nią kubek świeżo zaparzonej
kawy.
No właśnie mruknęła z uśmiechem, bo zle spała tej nocy, choć nie z powodu jego
gromkiego chrapania. Odpoczęła pani, panno Annie?
Spałam jak suseł odpowiedziała staruszka. Musiałam być bardziej zmęczona, niż
przypuszczałam. O tym, że nie ma prądu, dowiedziałam się dopiero rano, kiedy się
obudziłam.
Bobby Ray stał przy drzwiach i patrzył przez szybę na zamarznięty las za domem.
Takiego lodu nie widziałem od dziewięćdziesiątego dziewiątego roku. Niektórzy nie
mieli wtedy prądu przez całe tygodnie.
Czy telefon nadal działa? Zapytała Lucy. Bobby Ray pokiwał głową.
Dzwoniłem rano do szefa.
Są jakieś nowe wiadomości o stanie dróg?
Temperatura ma być trochę powyżej zera, ale to, co stopnieje w ciągu dnia, znów
zamarznie nocą. Jutro może być trochę cieplej, lecz dopiero pojutrze po południu będzie
można ewentualnie ruszyć w dalszą drogę.
Lucy z żalem pomyślała o wigilijnym wieczorze w domu wujostwa o tłumie
krewnych i przyjaciół, jedzeniu, piciu, rozmowach i kolędach. Po raz pierwszy od czasów
[ Pobierz całość w formacie PDF ]