[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Tokując dalej w tym stylu, usiadł przed biurkiem i zaczął pisać, cały czas kontynuując swój
wywód:
Wiem, że pański bank zajmuje się firmami z wyższej półki niż moja, ale mam ciekawą
propozycję i myślę&
Podsunął Kolińskiemu kartkę. Ten przeczytał: Pełno robactwa u pana. Musimy wyjść .
Włożył kartkę do niszczarki i przerwał interesantowi:
To bardzo interesujące, ale ja osobiście nie zajmuję się tego typu sprawami. Proszę przesłać
mi biznesplan, informacje o gwarancjach, jakie pan posiada, i przewidywanych terminach zwrotu
inwestycji. Jedyne, co mogę obiecać, to przekazanie tych dokumentów naszym specjalistom z
poleceniem pilnego przygotowania odpowiedzi. A teraz pan wybaczy&
Spojrzał pytająco na mężczyznę, który znowu zaczął wylewnie dziękować i jednocześnie
napisał na kartce: Nie ma pan wozu. Spieszy się na spotkanie. Ja mam samochód .
Koliński zorientował się natychmiast. Podniósł słuchawkę wewnętrznego telefonu łączącego
go z sekretariatem i nie naciskając przycisku, rzucił:
Pani Zofio, skończyliśmy już rozmowę z panem Staszykiem. Proszę o natychmiastowe
podstawienie wozu, mam spotkanie w ministerstwie. Jak to nie ma? Na przeglądzie? A inne? Na
mieście? Ale ja nie mogę się spóznić!
Staszyk wtrącił nieśmiało:
Gdyby pan prezes łaskawie się zgodził, to mogę podrzucić.
Koliński udał, że się zastanawia.
No cóż, będę bardzo wdzięczny, wiceminister nie może czekać.
Wsiedli do niepozornego volkswagena i kiedy ruszyli, Staszyk natychmiast zaczął mówić.
Wóz jest czysty. Nie namierzą nas także z zewnątrz. Mam specjalne zabezpieczenia. W
pańskim biurze są pluskwy, proszę nie pytać, skąd wiem. Ale to są oficjalne podsłuchy,
powiedziałbym rutynowe. Służby chcą wiedzieć, o czym rozmawia się w pańskim gabinecie.
Liczą też, że uda im się w ten sposób zyskać na pana haka. Jest pan dla nich niewygodny, panie
prezesie. Nie przejawia pan chęci do współpracy. Oni tego nie lubią.
Koliński rzucił z niechęcią:
To ich zmartwienie. Ja mam inne. Przejdzmy do rzeczy.
Proszę sięgnąć do kieszeni na drzwiach. W tej kopercie jest powiększenie zdjęcia, które mi
pan dał. Udało się odczytać napis na pudełku zapałek leżącym na łóżku obok dziewczyny. To
nazwa nowego klubu, jego otwarcie nastąpiło w przeddzień zniknięcia pańskiej córki. Mamy pół
godziny, więc będę się streszczał.
I Staszyk zaczął zdawać relację ze swoich poczynań.
Klub Rimini w ciągu kilku dni od otwarcia stał się najmodniejszym miejscem w Warszawie.
Powalające z nóg wnętrze z barem pośrodku dostępnym z czterech stron, podświetlona podłoga,
strefa VIP, VIP-room na sześćdziesiąt osób, trzy poziomy i wielkie plazmowe ekrany na ścianach
nie zrobiły jednak na Staszyku większego wrażenia.
Na kilka godzin przed otwarciem puste wnętrza wydawały się kiczowate, a brak pulsujących
świateł i ludzi starannie wyselekcjonowanych na bramce oraz szum klimatyzacji zamiast muzyki
potęgowały atmosferę letargu, w jaki w ciągu dnia zapadają takie miejsca.
Ochroniarz schował do kieszeni dwieście złotych i przestał na chwilę interesować się
Staszykiem. Ten podszedł do baru, za którym młody chłopak ze słuchawkami na uszach robił
porządek wśród butelek licznie zapełniających szklane regały. Lekko puknął go w ramię,
pomachał mu przed oczyma banknotem i zyskał natychmiast jego uwagę. Dowiedział się, że
przyjęto go na drugi dzień po otwarciu, kiedy dotychczasowy barman zadzwonił, że rezygnuje z
pracy.
Nie zdążyli na otwarcie z uruchomieniem monitoringu, było ponad trzysta osób, nikt z
wówczas pracującego personelu nie kojarzy Agaty. Kelnerka tylko zapamiętała, że barman
dłuższą chwilę rozmawiał z ostrzyżonym na jeża blondynem. Zdumiało ją, jak dostał się do
środka, bo odstawał ubiorem od pozostałych gości. Miał, cytuję: taki dziwny, wojskowy
wygląd . Okazało się po dłuższym maglowaniu dziewczyny, że ten wojskowy wygląd to zielona
kurtka, której nieznajomy nie zostawił w szatni. Nie mamy pewności, panie prezesie, czy córka
tam była, choć nagłe zniknięcie barmana jest trochę podejrzane kończył relację Staszyk.
Koliński popatrzył na niego z rozpaczą i zapytał:
Ale dlaczego się nie odzywają? Dlaczego nie przekazali żadnych żądań? Czy oni mają
Agatę?
Staszyk chwilę się zastanawiał.
Z tego, co pan opowiadał o tych bucikach, wynika, że z mieszkania wyszła sama. Miała
czas, by je powiesić na ścianie. Czy ją potem dopadli? Nie sądzę, już by się z panem ponownie
skontaktowali, dali posłuchać głosu córki i przedstawili żądania. Sądzę, panie prezesie, że dała
im dyla, i są, za przeproszeniem, w głębokiej dupie.
Ale dlaczego nie daje znaku życia, dlaczego nie usiłuje się ze mną skontaktować?
Staszyk nie potrafił odpowiedzieć na te pytania. Podjechali pod gmach ministerstwa,
Koliński otworzył drzwi samochodu i wysiadając, zapytał:
I co dalej? Co mam począć?
Nic. Czekać. A ja rozejrzę się za tym blondynem.
Pan Nowak nie był zadowolony. Można wręcz powiedzieć, że był wściekły, choć nie leżało
w jego naturze okazywanie tak silnych emocji. Dziewczyna zapadła się jak pod ziemię, Karol
zbyt wolno uruchamiał akcję zasłona dymna , a Generał nie mógł nic znalezć na Kolińskiego.
Spojrzał przez panoramiczne okno gabinetu i nagle uświadomił sobie, jak ponurym miejscem
jest to miasto i ten kraj. Słońca jak na lekarstwo, przez trzy czwarte roku zimno,
nieprzewidywalny bałagan rujnujący najbardziej misterne plany i ludzie, żądający coraz więcej, a
tak mało dający w zamian. Nalane twarze z ustami pełnymi frazesów i oczami wyrażającymi
chciwość. Każdego z nich można kupić, czasami tak tanio! To przekleństwo krajów będących na
dorobku pozwolił sobie na głębszą refleksję. Na Zachodzie przekupni politycy mają więcej
klasy .
Pomyślał, że najwyższy czas zmienić klimat. Uporządkuje sprawy Hydry, tak by Karol mógł
nią na co dzień zarządzać, a sam wybierze sobie jakieś słoneczne, ciepłe miejsce wypełnione
uśmiechniętymi twarzami ludzi, którzy potrafią cieszyć się życiem także wtedy, kiedy nie jest
ono zbyt dostatnie.
Spojrzał przelotnie na stojący na biurku kalendarz i zły nastrój powrócił. Nie znosił czekać.
Muszą zacząć działać, jeśli Hydra ma przetrwać. A potem przyjedzie pan Scor i wyczyści
wszystkie brudy, jakie po sobie zostawią. Pokrzepiony tą myślą Pan Nowak stuknął w klawiaturę
laptopa i połączył się z Karolem.
Przekroczył próg apartamentu i wtedy dopadł go ten zapach. Dym z papierosów,
przetrawiony alkohol, pot. Otrząsnął się z obrzydzeniem i szeroko otworzył balkonowe okno,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]