[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 mama, żeby wysłać jej kolejną kasę,
 siostra, żeby zaopiekować się jej synem,
 Paweł, żeby namówić mnie na randkę,
 któraś z moich przyjaciółek, żeby zaprosić mnie na cały weekend.
Mama nie zadzwoni, bo dzwoniła pół godziny temu. (Jezu, mówię, jakbym nie znała
własnej matki! Ona jest w stanie dzwonić co pięć minut, żeby wymusić to, czego chce).
Magda wyjechała z Kubusiem do koleżanki w góry. Ze spotkania z Pawłem już się wy-
kręciłam. Nie jest zle.
16.30. To niewiarygodne, ile czasu zajmuje kobiecie doprowadzenie się do stanu
używalności. Na głowie mam turban, skonstruowany z pomarańczowego ręcznika we
fioletowe kwiaty, na twarzy różową malinową maseczkę, na sobie niebieski szlafrok,
a na nogach zielone plastry do depilacji. I proszę nie zwracać mi uwagi, że poszcze-
gólne elementy tej kompozycji kolorystycznej gryzą się ze sobą. Sama ostatnio widzia-
125
łam w telewizji relację z pokazu mody w Paryżu, podczas którego modelki demonstro-
wały kreacje właśnie tak skomponowane kolorystycznie. Tyle, że ja nie mam zamiaru
pokazywać się publicznie.
16.35. Może nie mam zamiaru, ale właśnie ktoś dzwoni do drzwi. Podchodzę po ci-
chutku i sprawdzam, kto to.
16. 35 i 20 sekund. Prawie się udało, gdyby nie to, że potykam się o Wacka i nie-
wiele brakowało, a wylądowałabym na wieszaku.
16.35 i 25 sekund. Potykam się o buty i ląduję na wieszaku, rozpaczliwie chwytając
się wszystkiego, co na nim wisi.
16.35 i 30 sekund. Razem z wieszakiem ląduję na drzwiach, czemu towarzyszy do-
nośny huk. Przygniatam Wacka, który drze się, jakby rozum stracił. Zwabiona hałasem
Lula wpada na mnie i z wyraznym zadowoleniem zlizuje z moich policzków malinową
maseczkę. W tej sytuacji trudno udawać, że nikogo nie ma w domu.
16.36. Jakoś się pozbierałam i wyglądam przez wizjer. Na wycieraczce stoi Daniel.
Ma dziwną minę. Miałby jeszcze dziwniejszą, gdyby mnie zobaczył.
 Kto tam?  pytam niewinnie.
 Daniel  odpowiada ostrożnie.  Otwórz, Brygida.
 Sorry, nie mogę ci otworzyć, bo... łapię mysz. Wiesz, nie chcę, żeby uciekła. Przed
chwilą prawie ją miałam, ale właśnie mi uciekła...
 Mysz? W naszym bloku?
 To domowa mysz!  Pójdę do piekła za łgarstwo.
 Wydawało mi się, Brygido, że masz kota...
 Oczywiście, że mam Wacka, ale chodzi o to, żeby on jej nie zżarł. To jest mysz
mojej siostry, która wyjechała na weekend...
 Opiekujesz się zwierzętami całej rodziny?
 Tak, to znaczy... Słuchaj, Danielu, zaraz do ciebie wpadnę, tylko muszę złapać tę
mysz, zanim zrobi to Wacek. OK?
 OK  odpowiada znowu ostrożnie i wcale mu się nie dziwię. Właściwie to dzi-
wię się, że w ogóle odpowiada.
16.38. Biegnę do łazienki, o nic się nie potykając. Zastanawiające!
16.40. Zmywam różową packę z twarzy i zrywam jednocześnie plastry z nóg,
wrzeszcząc przy tym wniebogłosy z bólu.
126
16.45. Zciągam turban, suszę włosy i zastanawiam się, na co zamienię szlafrok.
16.55. Wkładam obcisłą bluzkę, obcisłe dżinsy oraz obcisłe skarpetki.
17.00. Czuję się jak larwa jedwabnika w kokonie, mam wypieki na twarzy od su-
szarki, a włosy naelektryzowane, jakbym sama się podłączyła do prądu. Trudno!
17.05. Jadę windą na szóste pod numer trzydziesty czwarty kłamać i się ośmie-
szać.
17.07. O! Daniel ma na drzwiach kołatkę z pyskiem wilczura. Wczoraj jej nie za-
uważyłam. Wybieram sposób tradycyjny i dzwonię do drzwi.
 Jak mysz?  pyta Daniel, otwierając. Ma na sobie bluzę z wielkim kotem.
Przemknęło mi przez głowę, że może powinnam się ewakuować.
 Jak my... Aaa! Mysz! Muszę powiedzieć ci prawdę o tej myszy.  Nagle postana-
wiam nie kłamać i nie wylądować w piekle.
 W każdym razie uganianie się za myszami wyraznie ci służy, bo wyglądasz re-
welacyjnie.
Powiedział to takim głosem, że w ułamku sekundy zmieniła się chemia całego mo-
jego organizmu.
Opowiedziałam Danielowi, że wcale nie goniłam myszy, tylko... sprzątałam po
Wacku, który nasikał w przedpokoju. Idąc do drzwi, poślizgnęłam się i zahaczyłam
o wieszak. Nie chciałam powiedzieć mu prawdy, kiedy stał pod drzwiami, żeby nie po-
myślał sobie, że zle wychowałam swojego kota. Wydawało mi się, że Daniela niespecjal-
nie interesowała prawdziwa przyczyna mojego dziwnego zachowania. Od dawna nikt
nie patrzył na mnie z taką czułością.
17.30. Siedzimy na podłodze, pijemy wino, jemy sery, które Daniel ułożył na wiel-
kiej desce, i wymieniamy wszystkie znane nam restauracje, w których warto byłoby
jutro zjeść kolację.
18.00. Siedzimy na podłodze, oparci o kanapę, i całujemy się, żeby przypieczętować
zgodę na kolację w restauracji  Pod Aniołem . Jest bosko!
18.20. Całujemy się. Daniel całuje tak, że można oszaleć. Nigdy w życiu nie byłam
tak podniecona! Może zrobić ze mną wszystko, co tylko zechce.
18.30. Chyba nie zechciał, bo nagle mówi, że nie możemy dręczyć zwierząt. Musimy
szybko wyjść na spacer.
127
19.30. Wracamy ze spaceru, każde do swojego mieszkania. Tak jakoś wyszło!
Miałam nadzieję, że spędzimy ten wieczór razem albo u niego, albo u mnie. Ale nie,
Daniel ma jeszcze jakieś sprawy do załatwienia, związane z dzisiejszym spotkaniem
z niemieckimi farmaceutami.
19.40. Włączyłam telewizor, ale nie rozumiem ani jednego słowa. Nie wiem, jak
wytrzymam do jutrzejszego wieczoru. Cały czas myślę o tym, co powiedział Daniel na
spacerze z psami. A raczej, co chciał powiedzieć, pytając, czy już tak przywiązałam się
do towarzystwa psa, że po powrocie mamy, kiedy oddam jej Lulę, chciałabym mieć in-
nego psa?
Zapytałam, dlaczego o to pyta. Zrobił tylko tajemniczą minę.
Mam chaos w głowie. Albo chce mi kupić w prezencie, na przykład pod choinkę,
jakiegoś pieska, żebyśmy mogli wychodzić razem na spacery. Albo chce, żebyśmy za-
mieszkali razem i wówczas Brutus będzie naszym wspólnym psem. Albo już postrada-
łam zmysły, albo stanie się to za chwilę. Przecież nie powiedział niczego, co mogłoby
mnie upoważnić do wyciągania takich wniosków. To po co o to pytał?! Jestem nienor-
malna!
20.00. Przypomniałam sobie dobrą radę mojej mamy:  Zrób listę wszystkich męż-
czyzn godnych zainteresowania, wpisz obok ich nazwisk wady i zalety, no i startuj do
tego, który wypadnie najlepiej. Wez wreszcie sprawy w swoje ręce . Mama rzadko miewa
dobre rady, ale ta jest wyjątkiem, który potwierdza regułę.
20.05. Siedzę w kuchni przy stole, popijam zieloną herbatkę i robię listę kandyda-
tów na mężczyznę mojego życia:
kandydat: Paweł
za przeciw
" jest mną zainteresowany " jest odrobinę niższy ode
" kochałam się z nim mnie
" było niezle " nie wiem, czy go lubię,
" jest dobry i czuły kiedy nie mam dnia
" i mądry kokietki
" lubię go, gdy mam dzień " nie wiem, kim jest
kokietki naprawdę
128
kandydat: Piotr Larnecki
za przeciw
" jest przystojny " ma narzeczoną Ewę, która
" ma ciepły głos jest moją przyjaciółką
" dobrze wygląda w kitlu
" jest świetnym lekarzem
kandydat: Marek  sąsiad
za przeciw
" jest sympatyczny " ma żonę Anię
" przystojny
" blisko mieszka
kandydat: Daniel
za przeciw
" jest przystojny ?
" ma piękne oczy i głos
" wspaniale opowiada
" zabawny, sympatyczny
" duże poczucie humoru
" chyba jest mną
zainteresowany
" na pewno świetnie wygląda
w kitlu
" uwielbiam się z nim całowa
kandydat: Wacek
za przeciw
" mieszka ze mną " jest kotem
" je mi z ręki
" daje się przytulić
" kradnie dla mnie kotlety
kandydat: Kuba z serialu Na dobre i na złe
za przeciw
" ma poczucie humoru " tak naprawdę nie istnieje
" oraz przystojną twarz Artura
%7łmijewskiego
" dobrze wygląda w kitlu
Bilans:
" mam wyrazną skłonność do kitli,
" najlepszym kandydatem jest Daniel Stocki,
" tuż za Danielem plasuje się Wacek.
129 [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ftb-team.pev.pl
  •