[ Pobierz całość w formacie PDF ]

uciekać, bez przerwy uciekać. Ale ucieczka teraz, po tym jak Izrael rzucił mi
wyzwanie, sprawiłaby wraŜenie, Ŝe się boję. Naprawdę się boję.
— O której ma być ten autobus? — spytałem.
— O siódmej wieczorem — odpowiedział Izrael. — Spotkanie zaczyna się o 7.30.
Przyjdziesz?
— Jasne, stary! Myślisz, Ŝe jestem tchórz albo co? Zbierzmy cały gang, jedźmy
tam i rozwalmy tę budę. Izrael kiwnął głową i odszedł kołysząc biodrami i
tańcząc. Odwróciłem się i poszedłem na górę do swojego pokoju, dwa piętra
wyŜej. Czułem się chory.
Zamknąłem się na klucz i rzuciłem na łóŜko. Sięgnąłem po skręta marihuanowego.
A nuŜ mi to pomoŜe? Ale skrętów juŜ nie było, więc zapaliłem zwykłego
papierosa. Myśli mknęły mi przez głowę jak woda przez otwartą bramę śluzy.
Byłem przeraŜony. Papieros drŜał mi w ręce. Popiół spadł mi na koszulę i
stoczył się na brudną pościel. Bałem się wsiąść do tego autobusu. Najchętniej
w ogóle nie opuszczałbym własnego rejonu. Myśl o konieczności wyjechania poza
mały kawałek znajomego terenu napełniała moje serce przeraŜeniem. Bałem się,
Ŝe jeśli znajdę się w tłumie, wtopię się weń, stanę się nikim. Wiedziałem, Ŝe
kiedy znajdę się w hali będę musiał coś zrobić, Ŝeby zwrócić na siebie uwagę.
Ale przede wszystkim bałem się tego, co widziałem wtedy tam, na ulicy. Bałem
się, Ŝe ktoś lub coś większego i potęŜniejszego niŜ ja rzuci mnie na kolana
wobec wszystkich i Ŝe będę płakał. Rozpaczliwie bałem się łez. Łzy były główną
oznaką słabości, poraŜki, miękkości i dziecinnego charakteru. Nie płakałem od
ósmego roku Ŝycia. Coś zmusiło do płaczu Izraela, ale nie mnie — nigdy.
Tak, jeśli nie pójdę, zostanę przez Izraela i resztę gangu napiętnowany jako
tchórz. Nie mam wyboru.
Gorąco było tego lipcowego wieczora, kiedy wsiadaliśmy do autobusu. W środku
było kilku męŜczyzn w garniturach i w krawatach, którzy mieli pilnować
porządku. Ale równie dobrze mogliby zostać w domu. Hałas w autobusie był
ogłuszający.
Z moją paczką od razu poczułem się lepiej. To samotność w moim pokoju działała
Strona 52
Cruz Nicky - Historia prawdziwa
2007-03-23
na mnie tak przygnębiająco. W autobusie było zupełnie inaczej. Wpakowało się
do niego ponad 50 Mau Mau. Znękani męŜczyźni w garniturach próbowali
zaprowadzić jakiś porządek, ale w końcu machnęli ręką i pozwolili nam robić,
co chcemy. Chłopcy rozpychali się, przeklinali na cały głos, otwierali okna,
palili, pili wino i szarpali za sznur od dzwonka wołając do kierowcy, Ŝeby
ruszał.
Kiedy zajechaliśmy przed halę, otwarliśmy zapasowe drzwi, a kilku nawet
wylazło przez okna. Przed halą stało kilkanaście nastolatek w obcisłych
szortach, z wielkimi dekoltami. Okrzyki w rodzaju: „Hej, dzidzia, zabawimy
się?”, czy „Chodź ze mną, mała, idziemy na niezły ubaw!”, rozlegały się w
wieczornej ciszy. Kilka dziewcząt dołączyło do nas i wmaszerowaliśmy do środka.
Razem z Izraelem wprowadziliśmy nasz pochód na widownię. Przy wewnętrznych
drzwiach usiłował nas zatrzymać bileter. Zobaczyliśmy, Ŝe na sali ludzie
zaczęli się odwracać i patrzeć, jak szturmujemy foyer. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ftb-team.pev.pl
  •