[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Biję się w piersi, ale nie, nieprawda!
- Ba, żebyś się bił we własne... Poza tym skończyli już grać.
- Koń ma wielką głowę, niech się martwi. Będą widzieli tę ich przędzę! U nich wsiewo mnogo...
Ależ profesorek się rozruszał! No, prosit! Pomyślności!
- Po dwie dychy odpuszczam, niech mnie szlag. Sam muszę odpalić!
- Ale z ciebie fachmajster, jak Boga najszczerszego kocham! Milionerem zostaniesz.
- Demokratycznym, cha, cha, cha! Na pierwszego maja poprowadzisz w pochodzie jaczejkę
demokratycznych milionerów.
- Rozental pisał: tam się gotuje, powiadam ci, brachu! Gotuje. Broń niby to oddali, czeka
zmagazynowana, tymczasem na Malajach ich szkolą - od drugiego stolika.
- Sssiadaj! Wiesz, która godzina? Chcesz wracać o tej porze do  Monopolu ? %7łeby ci te stare
pryki do sądnego dnia wypominali!
- No, profesorku! Wie pan, jak to mówią chłopi za Kumem:  Dokoła chatki rosną pierdatki, a
dupa goła wódeczki woła!
- Nie bądz trywialny, tyle razy ci mówiłem. Lucy! Panie Kazimierzu, niech pan będzie rycerski i
przywoła mojego brata do porządku. Nie pij - szept nad moim uchem. - Zwalisz się jak kłoda i
będziesz do niczego. Głośno: - No, jedziemy!
- Więc czekam o jedenastej w  Costarice - Kazimierz do Stefka.
Pa-ta taj, pata-taj, po-je-dzie-my w dziw-ny kraj! dzwoni mi w uszach.
Znalazłem się nie w  Monopolu , lecz w jakimś przedwojennym salonie, z dywanem,
oleandrami, ozdobnym stolikiem i sofą. O obrazach mówiłem, że są dobrego pędzla, o stoliku, że
empir, i że u babci w Siedlcach była też stara porcelana w witrynce, ale wszystko diabli wzięli.
- Rozumiesz, bomba! - tłumaczyłem Stefanowi, a on, że udało mu się zaraz na drugi dzień zająć
mieszkacie  niczegowatego szwaba .
Potem znalazłem się na tej sofce. Leżało na niej białe prześcieradło i niebieska siedlecka kołdra.
Tamci poszli i zgasili światło.
Po jakimś czasie światło zapaliło się, ale nie to z góry, tylko gdzieś z boku i witrynka wypełniła
się jasnością pervanche, potem wyszła spoza niej ta studentka, co nazywa się Celina i spytała
szeptem, czy cieszę się, że przyszła powiedzieć: dobranoc.
- Ależ bardzo mi miło, panno... - zawahałem się, żeby nie pomylić w pośpiechu imienia -
Celino.
A ona, że piliśmy bruderszaft i:
- Przyniosłam c i kawę. Oprzytomniejesz.
Oprzytomniałem i chciałem ją znowu pocałować, jak wtedy w tańcu, a ona z początku ani się
broniła, ani przyzwalała, a tylko mówiła, że musi się mną trochę zająć, bo jestem pod wieloma
względami mało zaradny, i żebym nie myślał, że ona to czyni z samej tylko głupiej egzaltacji: ja
przecież mam przyszłość.
Dobrze, że jest w niebieskiej koszuli - przemknęło mi przez myśl. - Niebieski kolor bardzo
pasuje do wiersza, lubię bardzo ten kolor: hallerczycy nosili niebieskie mundury... Ale tę myśl
natychmiast odrzuciłem, bo nie była a propos.
Po chwili pozwoliła się na dobre całować i zaczęła zdejmować ze mnie piżamę, choć sama mi ją
przedtem przyniosła.
- Nie spiesz się tak. Wolniej - szepnęła.
A ja właśnie odkryłem zależność, i mogłem ją wyłożyć na swoją obronę: między miłością a
pośpiechem - coś takiego właśnie jej powiedziałem - zachodzi proporcja wprost.
Wyrzucała teraz szybko słowa, których kobieta nie powinna znać i używać, ale w jej ustach
brzmiały przyjemnie, choć nie przestawały być ordynarne... Potem spokojnie powiedziała:
- Zpij z Bogiem! Jeśli się raniutko obudzę, a oni będą spali, to jeszcze raz przyjdę, a o dziewiątej
pójdziemy niedaleko stąd do takiego maciupeńkiego kościoła świętej Teresy. Przecież niedziela.
Przypomniałem sobie, że w tak trudnej chwili zostawiłem Dyrektora i kolegów samych i nic im
nie pomogłem.
I że ani razu nie tańczyłem z Gośką, i nie pożegnałem się z kopanymi. I że z Gośką postępuję, a
zwłaszcza w tej chwili, nie daj Boże!
Zerwałem się, żeby natychmiast iść do  Monopolu ... Obudziło mnie ponowne rozjarzenie się
światła pervanche w szkle witrynki.
Dzień sto dziewiętnasty [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ftb-team.pev.pl
  •