[ Pobierz całość w formacie PDF ]

kieliszkami...
- Półkwaterek, ino krzepkiej! - zarządził wreszcie.
Jankiel w milczeniu nalewał i lewą rękę wyciągał po pieniądze...
- W szkło? - zapytał, zgarnąwszy do opałki zaśniedziałe miedziaki.
- Juści, że nie w but!...
Usunął się na sam koniec szynkwasu, wypił pierwszy kieliszek, splunął i jął poglądać po karczmie; wypił
drugi, przyjrzał się buteleczce pod światło, stuknął nią mocno.
- Dajcie no drugi i machorki! - rzekł śmielej, bo błoga ciepłość go przejęła po gorzałce i dziwna moc
rozlała mu się po kościach.
- Zasługi dzisiaj Kuba odebrał?
- Gdzieby... Nowy Rok to?
- Może dolać araku?
- Ale... nie chwaci... - Przeliczył pieniądze i żałośnie spojrzał na flaszkę araku.
- Poborguję, albo ja to Kuby nie znam!...
- Nie trzeba... chto borguje, ten się z butów zzuje...-powiedział ostro.
Mimo to Jankiel postawił przed nim flaszeczkę araku.
Opierał się, już nawet brał się wyjść, ale jucha harak tak zapachniał, że jaże w nosie wierciło, więc się i
nie zmagał dłużej, jeno wypił nie medytując.
- Zarobiliście w lesie?... - pytał Jankiel cierpliwie.
- Nie w lesie... ptaszków, com je w sidła chycił, zaniesłem dobrodziejowi sześć i dali mi złotówkę...
- Złotówkę za sześć! Ja bym za każdego dał Kubie dziesiątkę.
- Jakże, przeciech kuropatwy to koszerne?... - zdumiał się.
Niech Kubę głowa o to nie boli... niech tylko przyniesie dużo, a za każdą dostanie zaraz do ręki po
dziesiątce. Asencję postawię na zgodę, co?
- I po całym dziesiątku Jankiel zapłaci?...
- Moje słowo nie ten wiatr. A za te sześć... to Kuba miałby nie dwa półkwaterki czystej, a cztery z
arakiem i śledzia, i bułkę, i paczkę machorki... rozumie Kuba?...
- Juści... cztery półkwaterki z arakiem i śledzia... i...juści, nie bydlem przeciech, to miarkuję... rychtyk
prawda! Cztery półkwaterki z harakiem... i machorka, i bułków... i całego śledzia... - Mroczyła go już
wódka i nieco rozbierała.
- Przyniesie Kuba?...
- Cztery półkwaterki... i śledz... i... Przyniesę... Cie, żebym to miał strzelbę... - ozwał się przytomniej i
jął znowu obliczać - kożuch na ten przykład z pięć rubli... buty by się zdały... ze trzy ruble... ni; nie
chwaci... a kowal by chcieli z pięć rubli za fuzję... tyla co od Rafała... ni... myślał głośno.
Jankiel zrobił szybkie obliczenie kredą i szepnął mu cicho do ucha:
- Zastrzeliłby Kuba sarnę?..
- Ale, z pięści nie zastrzeli, a z fuzji tobym juchę ustrzelił...
- Kuba umie strzelić?...
- Jankiel jest %7łyd, to i nie wie, a we wsi wiedzą wszystkie, że chodziłem z dziedzicami do boru, że mi
ten kulas przestrzelili... to umieć umiem...
- Ja dam strzelbę, dam proch, dam, co potrzeba... a Kuba, co ustrzeli, przyniesie do mnie! Za sarnę
dam całego rubla... słyszy?... Całego rubla! Za proch Kuba zapłaci piętnaście kopiejek od sztuki,
odtrącę... A za to, co się fuzja będzie psuć, to Kuba przyniesie ćwiartkę owsa...
- Rubla za sarnę... a niby ja za proch piętnaście... całego rubla!... niby jak to?...
Jankiel znowu wyliczał mu szczegółowo....
- Owsa?... Przeciech koniom od pyska nie odejmę...to jedno zrozumiał.
- Po co brać koniom ! U Boryny jest i gdzie indziej...
- To niby... - wytrzeszczał oczy i kalkulował.
- Wszystkie tak robią! A Kuba myślał, skąd parobcy mają pieniądze?... Każdemu trzeba machorki, a
kieliszka wódki, a potańcować w niedzielę!... To skąd wziąć?...
Jakże... złodziej to jestem, parchu jeden, czy co?.. zagrzmiał nagle bijąc pięścią w stół, aż kieliszki
podskoczyły.
- Co się Kuba rzuci! Niech Kuba płaci i idzie sobie do diabła !...
Ale Kuba nie zapłacił i nie poszedł, nie miał już pieniędzy i winien był %7łydowi... to się ino sparł ciężko o
szynkwas i jął sennie obliczać, a Jankiel udobruchał się i nic już nie mówił...
Tymczasem do karczmy napływało coraz więcej ludzi, bo już mrok gęstniał, zapalili światło, muzyka
razniej się ozwała i gwar się podnosił; naród kupił się przy szynkwasie, pod ścianami albo i zgoła w
pośrodku izby i raił, pogadywał, użalał się, a kto niekto i przepijał do drugiego, ale z rzadka, bo nie na
pijaństwo przyszli, jeno tak sobie po sąsiedzku postać, pogwarzyć, skrzypic posłuchać abo i basów, coś
niecoś posłyszeć nowego; niedziela przeciech to odpocząć ni folgę dać ciekawości nie grzech, a choćby i
ten kieliszek wypić z kumami... byle przystojnie i bez obrazy boskiej się obyć obyło, to i sam dobrodziej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ftb-team.pev.pl
  •