[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wojsku, a dla żołnierza broń to święta rzecz. Musi ją znać i szanować, wtedy go nie
zawiedzie, choćby w najtrudniejszych chwilach.
Jastrząb polecił Grubemu , by rozpalił ognisko. W kotle pozostało jeszcze tro-
chę kaszy z niemieckim konserwowym gulaszem. Od razu znalazła się menażka dla
Moskala. Gruby nie żałował porcji, dla honorowego gościa zgarnął największe
kawałki mięsa. Największą niespodziankę sprawił mu jednak Jastrząb .
- A to dla waszych dzieci - powiedział, wręczając Moskalowi pokazny worek
przedniej mąki, parę puszek wieprzowiny i kawał wędzonego boczku.- Kiedyś to było
niemieckie, a teraz jest nasze. Wam osobiście należy się cenniejsza nagroda, proszę,
bierzcie - wcisnął mu w dłoń tysiąc złotych i złoty zegarek, odebrany parę dni temu
leśnikowi z hitlerowską odznaką w klapie.
Moskal oniemiał z wrażenia. Nie wiedział, jak ma dziękować. Wahał się nawet,
czy wypada mu przyjąć cenny prezent. %7ływność i pieniądze to jeszcze pół biedy, ale
zegarek, i to w dodatku złoty, lśniący jak klejnot w świetle ogniska. Nie, o czymś
takim nawet nie marzył.
- No, jak tam Moskal - zachęcił go Luby - czy jeszcze nam nie wierzycie?
Chłop zaprzeczył ruchem głowy, był wytrącony z równowagi. Oglądał zegarek,
chował go do kieszeni i znowu wyciągał, jakby nie dowierzając, że stał się właścicie-
lem takiego skarbu. Rzucał ukradkiem spojrzenia na siedzących przy ognisku spra-
wiając wrażenie człowieka, który mimo wszystko nie jest pewien, czy przypadkiem
nie śni. Dopiero gdy ocknął się na dobre, dotarły do niego słowa Jastrzębia , bacznie
obserwującego niepewne ruchy Moskała. Antek nabrał zaufania do niego, podobał mu
się w gruncie rzeczy ten chłop.
- Może chcecie już nas pożegnać? - zapytał. - Nie mamy już do was żadnych
spraw. W domu żona, dzieciaki, mogą się niecierpliwić. Nie chcielibyśmy was za-
trzymywać.
Moskal zerwał się jak oparzony.
- Co wy, panie - gwałtownie zaprzeczył. - Przecież nic mi się nie stanie. Mogę
skoczyć do chałupy i przynieść wam ten drugi karabin. Wczoraj zgłupiałem, słowo
daję. Z was to porządni ludzie, biednemu nie poskąpicie. Jastrząb spodziewał się
takiej właśnie odpowiedzi. Trafił dobrze. Szczera dusza z tego Moskala - pomyślał. -
Wali prosto z mostu. Teraz zrobi wszystko, o co go poproszę.
- Na dzisiaj starczy, człowieku. Wiemy, że macie więcej broni, przechowujcie ją
troskliwie. Jak nam będzie potrzebna, to się zgłosimy. Poznacie nas chyba, prawda?
I jeszcze jedna sprawa, bardzo ważna.
Zaciekawiony Moskal cały zamienił się w słuch.
- W imieniu oddziału serdecznie wam dziękuję za obywatelską postawę. Musicie
jednak dać nam i słowo, że nikomu w żadnych okolicznościach nie powiecie o tym, co
tutaj widzieliście. Kamień w wodę, jasne?
- Panie, ja? Za kogo mnie macie? Choćby gorącym żelazem przypalali, nic nie pi-
snę. Swoich I miałbym wydawać tej swołoczy? Jakże tak można. Prosty chłop jestem,
ale honor mam. Nie bójcie się. Z dziada pradziada tak było w rodzinie, własnym dzie-
ciom też to przekażę. Strzelajcie tylko celnie z tej pukawki, niech psubraty wiedzą, że
w dobre poszła ręce.
Rozstali się jak przyjaciele. Moskal parę razy oglądał się i machał im dłonią. Po-
tem wchłonęła go czerń lasu. Tej nocy do pózna płonęło podsycane suchymi gałązka-
mi ognisko. Nie mogli nacieszyć się z nowego erkaemu. Luby rozłożył go na części,
sprawdził działanie sprężyny ; zamka, ryglowanie i ładowanie.
- Broń sprawna - zawyrokował po dokładnych oględzinach - ale jutro trzeba będzie
zdjąć czop z prowadnicy gazów i przeczyścić kanalik.
Jest zalany smarem i mogą być zacięcia. Rozumiecie?
Niestety, nie zrozumieli. Wtedy jeszcze erkaem był dla nich zagadką. Odkryli jego
tajniki dopiero po kilku dniach, gdy oddział zupełnie niespodziewanie powiększył się
o dwóch nowych żołnierzy...
SMAK BOJOWEJ PRZYJAyNI
[ Pobierz całość w formacie PDF ]