[ Pobierz całość w formacie PDF ]

chodzi... A ksiądz jak myśli?
- Ja myślę, księże Stanisławie, że dobrze opracowałem nasze zbiory archiwalne -
oświadczył z zadowoleniem ksiądz Paweł. - Kiedyś trzeba by było przekopywać się przez wszystkie
księgi, a teraz wszystko łatwo znalezć... A może znalazłbym coś o tych Molnarach, przeglądając
księgi innych sakramentów? Może śluby? Zajmę się tym, kiedy znajdę trochę czasu...
Marta wróciła do domu, umówiwszy się z Kasią, że jutro spróbuje wyrwać się wcze-
śniej i zręcznie uniknąwszy podejrzliwych wypytywań Weroniki o efekty ich wizyty w ko-
ściele. Odebrała od rodziców uszczęśliwioną Nelę, która natychmiast przylgnęła do matki, reagując
wrzaskiem, kiedy ta próbowała na chwilę ulokować ją w dziecinnym krzesełku.
- Posłuchaj, moja panno - Marta uniosła córeczkę do góry i popatrzyła z powagą w szare oczy
ocienione firanką gęstych, ciemnych rzęs - albo grzecznie będziesz tu siedziała, a mama w tym czasie
przygotuje podwieczorek dla taty i kolację dla Aleksa, albo nasi dwaj mężczyzni padną nam z głodu.
Imię dostałaś takie bardziej anielskie, spróbuj udawać, że do ciebie pasuje, co? - przez chwilę
doznała wrażenia, że w oczach dziecka błysnęły przekorne iskierki. - No, dobrze - westchnęła. -
Zastosujemy metodę przekupstwa. Dam ci łyżeczkę i możesz sobie bębnić w stół. Tylko, na litość
boską, nie zapominaj, że ja mam dwoje wrażliwych uszu. Dobrze?
68
Nela posłała matce anielski uśmiech, którym zdążyła już podbić serca wszystkich męż-
czyzn w rodzinie, i wyciągnęła rączkę. Marta z westchnieniem włożyła w nią łyżeczkę do herbaty,
posadziła dziecko przy stole i zabezpieczyła przed wypadnięciem. Zajęła się produkcją kanapek,
usiłując nie słyszeć radosnej twórczości córki, która z zapamiętaniem waliła nieszczęsnym sztućcem
w blat stołu. Na górze Aleks z ojcem beztrosko oddawali się kompute-rowym szaleństwom. Michał
ostatnio z uporem wyszukiwał programy dla dzieci i testował je na własnym potomku. Efekt był taki,
że Aleks posługiwał się komputerem z taką samą łatwo-
ścią, jak rodzice komórką.
Ręce Marty zajęte były pracą, ale myśli znowu powędrowały do dzisiejszego popołudnia i w
rezultacie przestały do niej docierać wszelkie dzwięki. Po raz kolejny analizowała opowieść Kasi,
własne wrażenia z pobytu w dworku i to, co usłyszała od księdza. Zbyt wiele elementów się
pokrywało, by mogło to być dziełem przypadku. Uznała, że powinna jak najprędzej zmusić Marka do
współpracy. Rodzina Molnarów zaczynała ją fascynować, chciała dowiedzieć się o niej możliwie
najwięcej. Postanowiła zadzwonić do Dorosza, gdy tylko nakarmi wygłodzonych domowników.
- Mamusiu! - dzwięczny głosik Aleksa wyrwał ją z zadumy. - Tata mówi, że coś by zjadł! Ja chyba
też! - usiłował przekrzyczeć hałaśliwą działalność siostry.
- Przewidziałam to, mój drogi - mruknęła Marta, układając kanapki na wielkim talerzu.
- Bądz łaskaw oderwać tatę od komputera, umyjcie ręce i schodzcie na dół.
- Już idę - Aleks zakręcił się na pięcie i po chwili usłyszała jego tupot na schodach.
Szybko wyniosła do jadalni pełen talerz i dzbanek z herbatą, po czym wróciła do kuchni, wyjęła
butelkę z podgrzaną kaszką owocową i wyciągnęła ręce po najmłodszą latorośl.
- Chodz, mój aniołku. Kaszka z bananami dla jaśnie panienki.
Dałaby głowę, że przez chwilę widziała na drobnej buzi córeczki bolesne rozdarcie.
Pełna butelka w dłoni matki przeważyła szalę na korzyść jedzenia. Nela wypuściła łyżeczkę, która
brzęknęła o podłogę i pozwoliła się zanieść do pokoju.
- Dlaczego mnie ściągnęłaś? - Marek siedział na ławce przed domem Artymowiczów i podejrzliwie
patrzył na Martę. - Znowu będziesz mi truła o Kasi, czy chcesz mi sprzedać jakiś temat?
- Ja ci truję o Kasi? - zdziwiła się Marta leniwie, wodząc zachwyconym wzrokiem po niebie, na
którym krwista czerwień zachodu zaczynała już zlewać się z ciemniejącymi tonami zmierzchu. - Nic
mnie nie obchodzi twoje skomplikowane życie uczuciowe... A co? Jesteś zły, bo przerwałam ci
randkę?
69
- Jaką znowu randkę? - warknął Dorosz ze złością. - Kasia ostatnio na nic nie ma czasu, tak oszalała
na punkcie tego cholernego dworku. Dzisiaj podobno cały dzień miała zajęty i zażądała, żebym jej
nie przeszkadzał! Zachowuje się jak pani na włościach!
- Przestań się wściekać, Marek - Marta pomyślała o śpiących dzieciach, powiodła spojrzeniem po
Michale podlewającym ogród i uśmiechnęła się pogodnie. - Dzisiaj rzeczywiście nie miała czasu.
Rano musiała odwalić całą robotę na dziś, bo popołudniu byłyśmy umówione w kościele na górce. I
właśnie o tym chciałam z tobą pogadać...
- Jeśli wykryłaś jakąś kościelną aferę, to ja pasuję - przerwał jej Marek stanowczo. - To za mała
mieścina, a ja nie mam pieniędzy Urbana, żeby mi było wszystko jedno.
- Czy ja cię kiedyś napuściłam na coś, co ci zaszkodziło? - Marta spojrzała na niego z wyrzutem. -
Mógłbyś przynajmniej wysłuchać, co mam do powiedzenia. Potem możesz od-mówić. Trochę brakuje
mi czasu, ale - jeśli będę musiała - sama się tym zajmę.
- No, dobra - mruknął Dorosz, starannie kryjąc zaciekawienie. - To wal, o co biega.
Michał skończył podlewanie i usiadł na ławce obok żony, wyciągając nogi przed siebie i wdychając
z przyjemnością rześkie powietrze wieczoru.
- Któregoś dnia - zaczęła Marta półgłosem - postanowiłyśmy z Kasią obejrzeć ten mały kościółek na
górce, ale był zamknięty i zawędrowałyśmy na cmentarz...
- To było wtedy, kiedy przyjechał Rambo z Oleńką? - skojarzył Marek. - Była na was zła, że ją tam
zaciągnęłyście.
- Wtedy... Zapomnij na chwilę, że masz język i spróbuj poprzestać na uszach - skarciła go Marta i
podjęła opowieść: - W najstarszej części cmentarza znalazłyśmy stary nagrobek, który wyglądał,
jakby rozpaczliwie potrzebował renowacji. Niestety, wszystko wskazywało na to, że pozostanie
bezimienny, bo nie znalazłyśmy niczego, co pozwoliłoby ustalić, do kogo należy. Trochę bezmyślnie
zaczęłam zdzierać patykiem mech z jego bocznej ściany i wtedy odkryłam ledwo widoczne żłobienia.
To była data. A wiesz, jaka? - podniosła na kolegę pełne iskierek oczy. - piętnasty kwietnia tysiąc
osiemset piętnasty... Z przodu był krzyż, więc uzna-
łyśmy, że to data śmierci. Bardzo chciałyśmy dowiedzieć się czegoś więcej, ale akurat w dworku
remont szedł pełną parą, ja też miałam sporo zajęcia w domu i dopiero dzisiaj udało nam się dopaść
księdza z tego kościoła. Nie miałyśmy wielkich nadziei, ale za to miałyśmy szczęście i udało nam się
rozszyfrować tajemnicze lokatorki grobowca. Bo tego dnia w księ-
dze zapisano dwa zgony i są to dwie kobiety o tym samym nazwisku. W dodatku urodzone tego
samego dnia. Marianna i Zuzanna Molnar.
- Blizniaczki! - wyrwało się Markowi, który słuchał z uwagą.
70 [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ftb-team.pev.pl
  •