[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wypełnił mu zapach perfum Allure, pobudzając zmysły. Przycisnął ją mocniej,
pozwalając jej poczuć, jak na nią zareagował.
Oczy jej pociemniały, wzdrygnęła się.
- Nie - wymamrotała. Odepchnęła jego ręce i szybko podeszła do okna,
stając tyłem do niego.
- To przegrana bitwa, Danielle. Odetchnęła powoli i odwróciła się.
- Nie będzie żadnej bitwy - odparła, umyślnie inaczej interpretując jego
słowa. - Oni mają w ręce wszystkie atuty. Muszę się wyprowadzić, nie mam
wyboru.
Już miał zignorować jej słowa, kiedy przyszło mu do głowy coś, co go
rozzłościło.
- Na pewno ten, kto ci wynajmował mieszkanie, powinien cię
powiadomić o zastrzeżeniach co do dzieci.
- Dla twojej informacji, Ben jest przyjacielem Roberta i nie wiedział o
dziecku. A tak na marginesie, jest agentem nieruchomości, a nie byłym
kochankiem. Uważam, że byłoby mu przykro, gdybym musiała mieszkać z
Monicą.
- 83 -
S
R
Co dziwne, był przekonany, że mówiła prawdę. Ale czy naprawdę
wierzyła, że Ben nie miał żadnych innych zamiarów? Był mężczyzną, a każdy
samiec musiał mieć zdrożne myśli na temat Danielle i łóżka. Zmusił się do
rozluznienia pięści.
- Wiesz, kto powiadomił właściciela o twojej ciąży?
- Nie.
Naprawdę nawet nie podejrzewała, że Monica mogłaby jej to zrobić.
Danielle nie zasługiwała na teściową, która usiłowała wyrzucić ją na bruk.
Właściwie to on mógł być powodem takiej mściwości Moniki. Obraził tę
kobietę, a teraz ona odgrywała się na synowej. Nagle pojawiło się nowe
skojarzenie, tak samo jak przy prowadzeniu interesów. Każde działanie Moniki,
zmierzające do odzyskania kontroli nad Danielle, musiało prowadzić do jej
panicznej ucieczki w przeciwną stronę. Ku niemu. Hmm. To się może skończyć
lepiej, niż się spodziewał.
- A jakie to ma teraz znaczenie? - spytała. - Szkoda już się stała. Ben
obiecał mi znalezć coś innego.
Zacisnął zęby. Ten Ben wydawał się zbyt pomocny jak na jego gust.
- Możesz walczyć.
- Po co? Inni mieszkańcy na pewno mnie nie chcą. -
Uniosła dumnie podbródek. - A ja raczej nie będę się pchać tam, skąd
mnie wyrzucają.
Bolał go widok jej krzywdy. Po raz kolejny zdał sobie sprawę, że w tej
kobiecie jest dużo więcej charakteru, niż podejrzewał.
- Znam miejsce, w którym będziesz powitana z radością - powiedział
znacząco. - Wielką.
Nie odwróciła wzroku, podniosła brodę jeszcze wyżej.
- Dziękuję za troskę, ale poradzę sobie.
- Chodz, zawiozę cię do domu.
- Mam samochód.
- 84 -
S
R
- Nie pozwolę ci prowadzić, kiedy jesteś tak zdenerwowana. Mój wóz stoi
przed domem. - Spojrzała na niego z powątpiewaniem.
- Czy nie musisz się spieszyć na samolot do Paryża?
Connie musiała jej powiedzieć i dać jego adres. Nie miał nic przeciwko
temu. Popatrzył na zegarek. Mógł przesunąć spotkanie albo wysłać kogoś.
Najlepiej to drugie.
- Teraz nie polecę.
- Och, ale...
- Zabieram cię do domu.
- Flynn, nie musisz mnie odwozić, poradzę sobie - zaprotestowała z
desperacją.
- Nie ma mowy. - Sięgnął do klamki i spojrzał na Danielle. Narastała w
nim dziwna czułość. - Usiądz i odpręż się chwilkę. Zaraz wracam.
Kiedy tylko weszła do mieszkania i rozejrzała się po miejscu, które tak
szybko stało się jej domem, opanowała ją rozpacz. Rozpłakała się. Będzie jej
brak tego przestronnego apartamentu, pięknego widoku na ocean, kontur miasta
i przeczyste, błękitne niebo.
Nie chodziło jednak o luksus. To był nowy początek. Czuła się tu
bezpieczna. A teraz się to skończyło.
Flynn przyciągnął ją do siebie. Poczuła, że jednak tym razem musi się na
kimś oprzeć. Na nim. To ostatni raz, przysięgła sobie, ochoczo osuwając się w
jego ramiona. Dodawały otuchy, były pełne siły, która zdawała się w nią wsą-
czać, pomagając powstrzymać łzy.
- Przepraszam - wybełkotała mu w koszulę, zła na siebie za choćby ślady
płaczu. Znów te przeklęte hormony.
- Nie ma za co. - Jego głęboki głos zahuczał jej koło ucha. Pociągnęła
nosem i odchyliła się, by na niego spojrzeć.
- 85 -
S
R
W tej chwili zorientowała się, że to nie tylko to mieszkanie dawało jej
poczucie bezpieczeństwa. Również przebywanie w ramionach Flynna. Czuła się
chroniona jak nigdy dotąd. W dobry sposób, inaczej niż przy Robercie.
Robert. Gardło jej się ścisnęło, ale odsunęła od siebie złe wspomnienia.
Skoncentrowała się. Miała stracić mieszkanie.
- Och, Flynn, myślałam, że przynajmniej przez kilka lat będę mogła to
miejsce uważać za swoje. Trudno mi będzie się stąd ruszyć.
Sięgnął do pasemka jej włosów i założył je za ucho.
- Spróbuj się tym nie martwić.
- Jak mogę się nie martwić? Podpisałam umowę w dobrej wierze. Nigdy,
przenigdy nie podpisuję niczego bez starannego przeczytania. Nawet nie
podpisałam tych papierów, które Robert tak mi wciskał... - przypomniała sobie.
Zamarł. W oczach pojawił mu się błysk napięcia.
- Masz na myśli papiery związane z pożyczką?
Zabrakło jej tchu. Jeśli powie mu prawdę, czy powtórzy ją Monice? Zdoła
go ubłagać, by tego nie robił? Czy mogła się zdać na jego łaskę dla dobra
dziecka? Oczywiście, że tak.
- Danielle? - rzekł ostrzegawczo. Ton jego głosu sugerował, że odpowiedz
jest dla niego bardzo ważna. Akurat z tym się całkowicie zgadzała.
- Tak, Flynn, mówię właśnie o pożyczce - potwierdziła, cofając się.
Potrzebowała dystansu w trakcie rozmowy. - Nic o tym nie wiedziałam. Prawdę
mówiąc, jak sobie teraz przypominam, Robert próbował podsunąć mi te papiery
do podpisu, ale coś mi się nie podobało i odmówiłam. Więcej o tym nie
słyszałam aż do chwili, gdy przysłałeś mi list, ale nawet wtedy nie zdawałam
sobie sprawy, że Robert podrobił mój podpis. Spostrzegłam to, dopiero gdy mi
pokazałeś kontrakt. - Odetchnęła niepewnie. - Ale dlaczego miałbyś mi wierzyć
teraz, skoro nie wierzyłeś wcześniej?
Na jego gładkim policzku drgał lekko pojedynczy mięsień.
- Teraz cię znam i wierzę, że mówisz prawdę.
- 86 -
S
R
Zaśmiała się krótko.
- Jakiż jesteś wspaniałomyślny!
- Zasłużyłem sobie, ale dlaczego wcześniej się nie upierałaś, by mi
powiedzieć prawdę? - Spojrzał na nią, mrużąc oczy. - Co próbujesz ukryć,
Danielle?
Spojrzała nieufnie.
- Myślałam, że możesz się zwrócić o pieniądze do Moniki - przyznała z
trudem, modląc się w duchu, by okazało się to słuszne. - Dlatego przysyłałam ci
czeki. Nie mogłam dopuścić, by ona się dowiedziała. Rozumiesz, gdybyś mi nie
uwierzył, że mój podpis został podrobiony, ona też by tak mogła. A wiem, że
była gotowa zrobić wszystko, byle tylko odebrać mi dziecko. - Obronnym
gestem objęła się za brzuch. - Wciąż może to zrobić. Będzie mnie ciągać po
sądach, dopóki nie oczerni mnie całkowicie i nie dostanie wyłącznej opieki nad
dzieckiem.
- Po moim trupie! - warknął.
- Dziękuję - wydusiła z siebie przez ściśnięte gardło.
- To dlatego byłaś taka zdenerwowana, gdy Monica się u ciebie pojawiła,
prawda? Bałaś się, że jej wspomnę o pieniądzach.
Skinęła głową.
- Próbowałam się ciebie jak najszybciej pozbyć.
- Danielle, nawet wtedy nie powiedziałbym jej ani słowa o pożyczce. Nie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]