[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Mogłem patrzeć z zadowolonym sercem prosto na oblicze mojego
Ojca, gotowy dzięki Jego łasce uczynić następną rzecz tak, jak
nauczy mnie czując się bardzo pewnym jego miłującej opieki.
Nigdy, nigdy nie będę w stanie opowiedzieć naprawdę, w jak
błogosławiony sposób poprowadził mnie. Było to coś jak
54
kontynuacja moich wcześniejszych doświadczeń w kraju. Moja
wiara nie była wypróbowywana, ona tak często zawodziła i było mi
tak przykro i wstyd, że nie potrafiłem zaufać takiemu Ojcu. Ale
mimo to, uczyłem się poznawać Go. Jednak nawet wtedy nie
mogłem ominąć próby, On stał się tak bliski, tak realny, tak intymny!
Okazyjne trudności w funduszach nigdy nie pochodziły z
niedostatecznego zaopatrzenia osobistych potrzeb, lecz były
konsekwencją usługiwania brakom głodnych i umierających ludzi
wokół nas. A próby daleko bardziej dotkliwsze w całkiem inny
sposób odwracały te trudności, i w konsekwencji byłem głębiej
wprowadzany w bogatsze owocobranie .
Ubodzy, których tej zimy karmili byli głodującymi
uchodzcami, którzy tłumnie przybyli do Szanghaju z terenów
zniszczonych rebelią Taiping. We wszystkich stadiach nagości,
chorób i głodu, ci nieszczęśnicy żyli w niskich półokrągłych
grobowcach, do których się włamali. Zamieszkiwali też na pół
zrujnowane, opuszczone budynki. Pomimo objęcia obowiązków w
jednej z kaplic Londyńskiej Misji, Hudson Taylor codziennie głosił
w miejskiej świątyni i wraz z panem Jonesem, znajdował czas, aby
odwiedzić pochłoniętych nędzą ludzi, usługując regularnie chorym i
karmiąc wielu głodnych.
To nie z braku zajęcia, jego myśli nieustannie wracały do
Ningpo, i nie obawy były powodem stwierdzenia, że został
przymuszony do pospiesznego rozważenia sprawy małżeństwa.
Jeżeli mogę coś poradzić, to nigdy się nie żeń , brzmiała rada
zapisana na grobowcu, która mogła być zle zrozumiana. Hudson
Taylor jednak odkrył jej znaczenie. Oto przyszła do niego wielka,
dana od Boga miłość, nie była ona ukryta, ani pozorna. W
międzyczasie w Ningpo działała ta sama, łaskawa opatrzność,
chociaż tutaj było znacznie więcej przeszkód do pokonania.
Trudności jednakże nie pojawiły się po stronie najbardziej
zainteresowanych. Maria Deyer posiadała głęboką i wrażliwą naturę.
Samotna od dzieciństwa, rosła tęskniąc za prawdziwym przyjacielem
od serca. Swojego ojca z trudnością sobie przypominała, a jej matka
umarła, kiedy miała dziesięć lat. Swoje prawdziwe nawrócenie
przeżyła, kiedy podczas podróży do Chin przyłączyła się do panny
55
Aldersey, co uczyniło misjonarską pracę całkowicie inną od tego,
czym byłaby ona w innym wypadku. Był to jednak samotny
posterunek dla wciąż nastoletniej dziewczyny, szczególnie po tym
jak jej siostra postanowiła wyjść za mąż. I wtedy przybył on - młody
misjonarz, który wywarł na niej wrażenie, jako ten, którego tęsknoty
za świętością, użytecznością, bliskością Boga, były podobne do jej
własnych. Był inny niż wszyscy wcale nie bardziej utalentowany,
czy atrakcyjny, chociaż bystry i miły, pełen spokojnego poczucia
humoru. Było jednak w nim coś, co sprawiało, że jej uczucia
odpoczywały i były zrozumiane. Wydawało się, że żył w tak
rzeczywistym świecie i miał tak rzeczywistego i realnego Boga.
Chociaż nie wiele go widywała, było dla niej pociechą, kiedy
dowiedziała się, że był blisko, a gdy po siedmiu tygodniach wyjechał
z powrotem do Swatow, coś w niej poruszyło się, gdy zdała sobie
sprawę, jak bardzo tęskniła do niego.
I wtedy droga, tak jak już zauważyliśmy, została zamknięta i
ku jej radości i zdziwieniu znowu powrócił do Ningpo.
Być może to otwarło jej oczy na uczucia, z jakimi zaczęła
zwracać się do niego. Tak czy inaczej wkrótce już wiedziała i ze
swoją słodką, prawdziwą naturą, nie próbowała ukryć tego przed
swoim sercem i Bogiem. Nie było nikogo, komu odważyłaby się
powiedzieć, to, co ona wiedziała. Ludziom nie podobało się, że nosił
chińskie ubranie i nie pochwalali tego, że całkowicie upodobnił się
do Chińskiego ludu. Jego chińskie ubranie, jakże ona je lubiła! Albo
raczej to, co reprezentowało, to jest jego ducha. Jego ubogość i
hojność w dawaniu biedakom, jakże dobrze rozumiała i
sympatyzowała z tym! Czyż inni nie uważali go za marzyciela, w
jego tęsknocie, aby dotrzeć daleko tam, gdzie jest jeszcze
niezaspokojona potrzeba? To było również brzemieniem jej serca.
Było to życie, jakim ona chciała żyć. Wszystko inne było
pozbawione sensu. Wiele modliła się o swojego przyjaciela, chociaż
nie wiele z tego, co było w jej sercu okazywała mu.
Upływał miesiąc za miesiącem, a on był zmuszony, aby
pozostać w Szanghaju. Nie wiedziała jak wiele kosztowało go
opuszczenie jej. I w końcu list! Nieoczekiwany, taka radość,
cudowna, wspaniała radość! Nie była to niespodzianka, tylko
56
spokojne rozpalenie tego, co długo płonęło wewnątrz. Zatem, nie
myliła się. Byli przeznaczeni dla siebie dwoje, których Bóg
wybrał, aby chodzili przed Nim . Kiedy w końcu była w stanie
zakończyć swoje pierwsze radosne dziękczynienie, poszła szukać
swojej siostry, która najbardziej jej współczuła. Następną rzeczą było
powiedzenie o tym pannie Aldersey, spodziewając się, że zaaprobuje
ten związek, tak jak w przypadku Burdona. Lecz jakże wielkie było
wzburzenie starszej pani, gdy usłyszała tą historię. Pan Taylor! Ten
młody, biedny bez powiązań, nikt. Jak on śmie myśleć o takiej
rzeczy! Oczywiście propozycja musi zostać odrzucona od razu i
ostatecznie .
Na próżno Maria próbowała wyjaśnić, jak wiele on znaczył
dla niej. To tylko pogorszyło sprawę. Bez zwłoki musi zostać
uratowana od takiej głupoty. A jej dobry przyjaciel, mając najlepsze
[ Pobierz całość w formacie PDF ]