[ Pobierz całość w formacie PDF ]
okazała się jeszcze brzydsza niż na zdjęciu. Była niższa ode mnie, jej zgrabna,
nawet szczupła figura rozszerzała się jednak ku dołowi i kończyła mocnymi
krótkimi nogami, które przypominały o przodkach damy, galopujących konno przez
stepy. Twarz była nie najgorsza, piwne oczy i równo nakreślone brwi wyglądały
nawet przyjemnie, ale skóra miała niezdrowy żółty odcień, a nos szpeciły
rozszerzone pory. Za to włosy budziły zachwyt: gęste, ciężkie, granatowoczarne,
lśniły w świetle żyrandola niczym lakierowane. Zresztą, być może, rzeczywiście
były spryskane jakimś środkiem nabłyszczającym.
Zaproszono mnie do salonu, poczęstowano herbatą. Włożyłam swój zegarek i
zaczęłyśmy z Maliką Jusupowną plotkować o niczym. W ciągu pół godziny
odnalazłyśmy całą masę wspólnych znajomych i poczułyśmy do siebie sympatię. W
końcu uznałam, że nadszedł odpowiedni moment, więc głośno zadałam pytanie:
- Nie przykrzy się pani samej w takim ogromnym domu? Malika Jusupowna
uśmiechnęła się:
- Cóż, po pierwsze, najbardziej na świecie lubię samotność, a po drugie, pózno
wracam z pracy.
- Jest pani przecież artystką?
- Tak - potwierdziła skinieniem głowy - portrecistką. Niedawno miałam wystawę w
galerii Rad.
- Ale czy artysta malarz musi jezdzić do pracy? - udawałam idiotkę.
Malika uśmiechnęła się.
- Obrazy nie spadają z nieba, trzeba je namalować, dlatego często spędzam w
pracowni nawet dwanaście godzin. Być może będzie się to pani wydawać dziwne, ale
sukces w sztuce w dziewięćdziesięciu procentach zależy od pracowitości.
- Ma pani taki cudowny dom, dlaczego nie maluje pani tutaj?
Malika spokojnie nalała sobie jeszcze jedną filiżankę kawy. Od razu widać, że
kobieta nie ma żadnych problemów ze zdrowiem, skoro póznym wieczorem popija
sobie arabicę.
- Oczywiście, urządzenie pracowni tutaj nie stanowiłoby żadnego problemu -
wyjaśniała - ale, jak już mówiłam, maluję portrety, przy czym bardzo często nie
na zamówienie. Uwieczniam na płótnie ciekawe twarze. Czasem jeżdżę po mieście
i obserwuję tłum, nagle przemknie ktoś z niepospolitą twarzą. Zaplanowałam teraz
taki cykl prac pod wspólnym tytułem Spójrz na współczesnego człowieka". Jak
pani widzi, nasz dom stoi za miastem, w osiedlu willowym, dojechać tu można
tylko samochodem, więc żeby moi modele nie odmawiali pozowania, musiałam jeszcze
kupić mieszkanie w centrum Moskwy, obok stacji metra, przy Aleksandrowskiej.
- Jasne - odparłam. - I po całych dniach pani pracuje?
- Tak.
- Ależ to straszne!
- Dlaczego? - zaśmiała się Malika.
- Czyżby nie mogła sobie pani pozwolić na to, żeby pracować nie pięć dni w
tygodniu, ale, powiedzmy, dwa?
Gospodyni odrzuciła do tyłu burzę włosów.
- Ja stoję przy sztalugach nie pięć, lecz siedem dni w tygodniu.
- Jak to? W soboty i niedziele również?
- Oczywiście.
- Ale po co? Przecież nie dla pieniędzy! Wyobrażam sobie, jaka jest pani
zmęczona.
- Wręcz odwrotnie, w czasie pracy odpoczywam.
- Przecież to niemożliwe!
- A jaki jest pani zawód? - zapytała Malika.
- Wykładowca języka francuskiego - odpowiedziałam. -Lubię to, ale kiedy tylko
pojawiła się taka możliwość, natychmiast porzuciłam nauczanie.
Malika wyjęła długiego, cienkiego papierosa.
- A czy istnieje coś takiego, co lubi pani robić najbardziej?
Prowadzić śledztwo w zagmatwanych sprawach kryminalnych" - miałam ochotę
odrzec, ale na szczęście ugryzłam się w język i skłamałam bezczelnie:
- Uwielbiam gotować, wykupuję wszystkie książki kucharskie!
- A ja uwielbiam rozprowadzać farby po płótnie. - Pani domu uśmiechnęła się.
- Ale przecież czasem chce się człowiek rozerwać, wpaść, powiedzmy, do
restauracji...
- Ja nie.
- No, dobrze, ale teatr, filharmonia, podróże zagraniczne...
- To przestało mnie ciekawić, byłam już wszędzie!
- Albo po prostu wybrać się do sauny z bliską przyjaciółką.
- Nie mam takich.
- Przyjaciółek?
- Tak. - Malika pokiwała głową. - Znajomych to całą masę, ale głównie męża.
Jest bardzo towarzyskim człowiekiem, a ja wręcz odwrotnie - lekko autystycznym.
- I w ogóle nie ma pani przyjaciółek?
- Ani jednej - pokręciła głową - zresztą nie potrzebuję ich, sztalugi, pędzle i
farby - to moi najlepsi przyjaciele.
- I codziennie...
Malika Jusupowna poprawiła niezliczone bransolety, brzęczące wokół jej
przegubów.
- %7łyję ściśle według rozkładu. Punktualnie o jedenastej przyjeżdżam do pracowni
i przebywam tam do dziewiątej wieczór.
- Nie wychodząc na dwór?
- A po co mam wychodzić?
- Może to i lepiej, że nie ma pani bliskich przyjaciółek -mruknęłam - bo moje
wiecznie wciągają mnie w jakieś kłopoty i nieprzyjemności. Na przykład Wiera
Krotowa pożyczyła ode mnie na jakiś czas samochód, chciała się popisać przed
kolegami z pracy i co?...
- Pewnie miała wypadek - spokojnie rzekła Malika.
- Otóż to! Rozbiła przednią szybę, wygięła zderzak... A pani pożycza komuś swój
samochód?
- Ja?! Samochód? Nigdy w życiu. Moim zdaniem, pożyczanie samochodu to to samo,
co używanie cudzej szczoteczki do zębów.
- I nigdy by się pani nie zgodziła na korzystanie z jej samochodu?
Malika Jusupowna skrzywiła się.
- Dla mnie byłoby nieprzyjemne, nawet gdyby mąż zechciał z niego skorzystać. Co
prawda, Marlen zna mój charakter, więc nigdy o to nie prosi, a zresztą, on ma
trzy swoje samochody, toteż mój do niczego nie jest mu potrzebny.
- A czym pani jezdzi?
- Mam mercedesa kabrioleta.
- Bardzo dobry model.
- Mnie odpowiada.
- Moja synowa też jest bardzo zadowolona, ma taki sam, tylko niebieski.
- Brunetce bardziej pasuje czerwony - uśmiechnęła się Malika - dlatego kupiłam
wóz w tym kolorze.
- Bardzo smaczne ciastka - zwekslowałam rozmowę na całkiem inne tory.
- Nie lubię tłustego kremu, wolę delikatny, z białek albo jogurtu.
- Ach, jaki ma pani widok z okna! Bajeczny!
Wstałam i zajrzałam za firankę. Malika Jusupowna wciąż siedziała na krześle.
Skorzystałam z tego, że gospodyni znów zaczęła dolewać sobie kawy, wyjęłam z
torebki fotografię i krzyknęłam:
- Tutaj leży czyjeś zdjęcie!
Malika Jusupowna uniosła prawą brew.
- Tak?
- Proszę zobaczyć! Z pewnością jakaś pani znajoma albo krewna - kontynuowałam i
podsunęłam jej zdjęcie pod nos.
Ta skrzywiła się.
- Nie, to dzieło sztuki nie należy do mnie. To jakaś półpor-nograficzna fotka.
- Pewnie ktoś ze służby jest amatorem tego rodzaju zdjęć... Malika krzyknęła
[ Pobierz całość w formacie PDF ]