[ Pobierz całość w formacie PDF ]

starając się, żeby jej głos brzmiał przekonująco.
Przypomniała sobie wczorajszą rozmowę z Grace i zapewnienie, że Mikayla
może na nią liczyć, i to dodało jej sił.
- Idziemy  powiedziała, wysiadając z samochodu.
I choć z jednej strony się tego obawiała, z drugiej, rozejrzawszy się, żałowała,
że żadna z osób, która w piątek ignorowała ją lub manifestowała pogardę, nie
widzi ich razem.
Przed wejściem do szkoły nie spotkali nikogo, a na korytarzu było jeszcze
pustawo  prawdopodobnie dlatego, że z powodu Jasmin, siostry Armana, która
rozpoczynała lekcje, nie jak oni o wpół do dziewiątej, lecz o ósmej, dotarli do
szkoły wcześniej niż zdarzało się to Mikayli, gdy przyjeżdżała autobusem.
Zostawiła Armana w szatni, przy rzędzie, w którym znajdowała się jego szafka.
Zanim jednak odeszła, zerknęła na jej drzwiczki i odetchnęła z ulgą, widząc, że
nie wisi na nich żadna kartka.
- Wyjmę tylko kilka rzeczy i zaraz do ciebie przyjdę  powiedział Arman.
- Dobrze, poczekam  odparła, uśmiechając się do niego.
Zanim dotarła do swojej szafki, zobaczyła Sandrę.
Sandra pomachała i ruszyła w jej stronę. Zachowywała się tak jak zawsze, co
uspokoiło Mikaylę, która rano obudziła się ze snu, w którym wszyscy,
absolutnie wszyscy  koledzy i koleżanki, nauczyciele, przechodnie na ulicy,
ekspedientki w sklepie, nawet mama, tata i bracia  odwracali głowę na jej
widok. Wstała prawie dwie godziny temu, ale wrażenie tego okropnego snu
pozostało.
- Cześć, Sandro  zawołała z nietypowa dla siebie wylewnością i aż musiaała
się powstrzymać, żeby nie uścisnąć koleżanki.
- Co z Grace? Jak się czuje?
- Lepiej, dużo lepiej. Wprawdzie boli ją jeszcze gardło, ale przynajmniej nie ma
już gorączki.
- Dzwoniłam do niej kilka razy, ale zawsze odbierała mama i mówiła, że Grace
śpi  powiedziała Sandra, po czym cofnęła się, zaskoczona niecodziennym
zachowaniem koleżanki, która objęła ją i cmoknęła w policzek.  Hej! Od kiedy
mnie tak kochasz?
- Zawsze cię kochałam, ale dziś kocham cię szczególnie  odparła Mikayla i
cmoknęła ją w drugi policzek.
- Lecę, bo mam dziś dyżur na chemii. Muszę pomóc pani Cameron
przygotować labolatorium.
- Pa.
Mikayla patrzyła, jak kolezanka się oddala, i czuła lekkość na sercu. Uwierzyła
wczoraj Grace, kiedy ta zapewniała ją, że ich kilkudniowy brak kontaktu nie
miał nic wspólnego z tym, co rozpętał Ryan, i nie potrzebowała na to żadnych
dowodów. Mimo to ucieszyło ją to, co usłyszała od Sandry.
Nie widziała nadchodzącego Armana. Zorientowała się, że jest przy niej,
dopiero kiedy poczuła na karku jego oddech, gdy mówił:
- A, tu jesteś.
- Rozmawiałam z koleżanką  powiedziała.  Jedną z tych, które jeszcze nie
usłyszały rewelacji Ryana albo się nimi nie przejęły.
- Właśnie widzę.
- Co takiego widzisz?
- Widzę, że się uśmiechasz.
- Co tam masz?  spytała, wskazując długą tubę, którą trzymał w prawej ręce.
Wciąż uśmiechnięta, ruszyła w stronę swojej szafki.
- Pani Gillies prosiła, żebym pokazał jej kilka obrazów, które namalowałem w
domu  wyjaśnił Arman, idąc obok niej.  Przyniosłem to do szkoły już w
zeszłym tygodniu.
- To tu  powiedziała Mikayla, zatrzymując się przy rzędzie szafek, i w tym
samym momencie uśmiech zniknął z jej twarzy.
Nie musiała pokazywać Armanowi, która szafka należy do niej. Tylko na
jednej wisiała kartka.
Mikayla czuła się tak, jakby jej nogi wrosły w podłogę. Nie mogła od niej
oderwać stopy. Stała i patrzyła, jak Arman podchodzi do szafki i gwałtownym
ruchem zrywa kartkę.
- Pokaż  odezwała się zdławionym głosem.
Nie zrobił tego.
- Proszę cię, pozwól mi to załatwić.  Aagodność jego głosu kontrastowała z
wściekłością malującą się w oczach.  Obiecuję ci, że to załatwię. Nikt więcej
nie będzie cię nękał.
- Pokaż  powtórzyła prawie szeptem. Nie zareagował, więc powiedziała niego
głośniej: - Arman, proszę cię, pokaż mi te kartkę.
Nie czekając, sięgnęła po nią.
-  W czasie wojny Francuzkom, które zadawały się z wrogiem, golili na łyso
głowy  przeczytała.  No proszę& Kto by posądzał Ryana Barretta o taką
znajomość historii?  dodała dziwnie spokojnym głosem.
Ale właśnie ten spokój najbardziej przeraził Armana, tego powściągliwego
chłopaka, który teraz gotował się ze złości.
- Mikaylo, posłuchaj& - zaczął, ale przerwał, ponieważ ktoś się zbliżał. Było
słychać kroki, śmiech i rozmowę.
Nie interesowało jej, kto nadchodzi. Coś nią wstrząsnęło dopiero, kiedy wśród
glosów jeden wydał się jej znajomy. Odwróciła się i stanęła twarzą w twarz z
Ryanem Barrettem. Miał przyklejony do twarzy ten swój wstrętny prowokujący
usmiech, zabarwiony pogardą.
Nagle wstąpiła w nią siła. Popatrzyła mu w oczy, obiecując sobie, że to on
ucieknie dzisiaj przed jej wzrokiem. Wydawało jej się, że ten pojedynek na
spojrzenie trwa już całą wieczność, aż w końcu zauważyła jakąś zmianę na jego
twarzy. Uśmiech przestawał być uśmiechem, stawał się głupawym grymasem.
Wzrok, przez jakis czas nieruchomy, zaczął biegać wte i wewte. Zatrzymywał
się kolejno na trzech chłopakach z drużyny bejsbolowej.
Czyżby, zbity z tropu, szukał u nich pomocy?  przemknęło Mikayli przez
głowę. W tym samym momencie kątem oka zobaczyła Armana, który
niepostrzeżenie zrobił dwa kroki i stał teraz obok niej. I właśnie wtedy dotarło
do niej, że to nie przed nią Ryan ucieka wzrokiem, lecz przed nim.
- Chcesz mi coś powiedzieć?  odezwał się Arman głosem, który wprawił ją w
osłupienie. Nie spodziewała się, że w tym drobnym, delikatnym chłopcu może
być tyle zdecydowania i odwagi.
Na chwilę oderwał wzrok od Ryana i zwrócił się do Mikayli bardzo łagodnym
głosem: [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ftb-team.pev.pl
  •