[ Pobierz całość w formacie PDF ]
sok strzelił jej w oko, a ona sama czuła się słodka i lepka.
Zerknęła w stronę Jake'a, który właśnie wyjmował z pieca pierwszą partię bu-
łeczek. Wszystkie były złote i wyglądały bardzo apetycznie. Ich zapach sprawił, że
ślina napłynęła jej do ust.
- Proszę - powiedziała, podając te kawałki mango, które miały jako taki
kształt.
Przyjął je bez słowa komentarza. Przez chwilę zastanawiał się, co z nimi zro-
bić, ponieważ druga partia ciastek znalazła się już w piecu, ale w końcu dodał je do
tych owoców, które zostały na talerzu. Najwyrazniej dbał przy tym o to, by za-
chować jak najbardziej neutralną minę.
Myślała, że zjedzą śniadanie przy stole w jadalni, ale Jake wyniósł owoce i
bułeczki przed dom. Postawił tacę na kamiennej ławeczce. Usiedli po jej obu stro-
nach.
Jake podsunął jej tacę.
S
R
Shoshauna jadała niezwykle wystawne posiłki przy najlepszych stołach w tej
części świata. Używała przy tym srebrnych sztućców i najdroższej porcelany. Jed-
nak nic nie smakowało jej tak jak te jeszcze gorące, jedzone palcami ciastka. Zjadła
jedno, następnie drugie, i zrobiła błogą minę.
Pomyślała, że nie ma niczego lepszego niż bycie zwykłą dziewczyną. Poza
tym nie zrezygnowała wcale z podjęcia części obowiązków. Dużo by dała, żeby
umieć zrobić tak wspaniałe bułeczki!
ROZDZIAA CZWARTY
Po paru minutach Shoshauna odniosła wrażenie, że ten prosty posiłek wcale
nie cieszy Jake'a, który co prawda jadł kolejne ciastka, ale jednocześnie patrzył
gdzieś w przestrzeń i najwyrazniej myślał o czymś innym.
Wydawał jej się w tej chwili daleki i obcy, jakby nie spędzili wczoraj razem
całego dnia.
- Smakuje ci? - zagaiła, nie bardzo wiedząc, co innego mogłaby powiedzieć.
Chciała dowiedzieć się czegoś o człowieku, który był jej obrońcą.
W odpowiedzi tylko skinął głową. Pomyślała, że musi być bardziej bezpo-
średnia.
- Opowiedz mi o sobie - poprosiła.
Popatrzył na nią, a potem odwrócił wzrok.
- Nie mam nic ciekawego do powiedzenia. Jestem żołnierzem, co znaczy tyle,
że dziewięćdziesiąt dziewięć procent mojego życia to czysta nuda.
Domyśliła się już, że Jake Ronan potrafi robić różne rzeczy w sposób perfek-
cyjny i że wynika to między innymi z faktu, iż poświęca wiele czasu ćwiczeniom.
To nie może być ciekawe. Wiedziała jednak, że nie jest to cała prawda. Zresztą po-
przedniego dnia widziała, jak radzi sobie w sytuacjach zagrożenia życia i musiała
przyznać, że jego spokój i opanowanie zrobiły na niej duże wrażenie.
S
R
Znaczyłoby to jednak, że już wcześniej zetknął się z takimi niebezpieczeń-
stwami.
- A ten jeden procent, który został? - spytała w końcu, kiedy stało się jasne, że
sam nie powie więcej.
- To z kolei czysta adrenalina - mruknął.
- O cholera! - wyrwało jej się. - To brzmi naprawdę interesująco.
- Wolałbym, żeby Wasza Wysokość nie wypowiadała tego słowa.
- Jakiego? Interesujące? - drażniła się z nim.
Na B'Ranashy ceniło się łagodne kobiety, ale ona odkryła, że wcale nie chce
być taka potulna. Zwykle tłumiła w sobie przejawy niesubordynacji, ale teraz prze-
ciwstawienie się Jake'owi i konwenansom sprawiło jej niekłamaną satysfakcję.
- Wasza Wysokość! - Jake usiłował przywołać ją do porządku.
- Auroro - poprawiła go. - Obiecaj, że będziesz mówił do mnie na ty, a ja nie
będę używała słowa: cholera".
Jake skinął głową na zgodę.
- A co z rzeczy, które robiłeś, było najbardziej ekscytujące? - spytała, patrząc
ciekawie na mężczyznę, który skończył śniadanie i wystawił twarz do słońca.
Zastanawiał się przez chwilę, nie otwierając oczu. Zauważyła, że z jakichś
powodów nie chce się za bardzo angażować w tę rozmowę.
- Kiedyś w czasie ćwiczeń w Kanadzie natknąłem się w górach na niedzwie-
dzia grizzly - odparł w końcu.
- I co? I co? - dopytywała się.
To było fajniejsze, niż się spodziewała. I znacznie ciekawsze od filmów. Mia-
ła nadzieję, że Jake opowie jej teraz o tym, jak pokonał gołymi rękami wielkie
grozne zwierzę.
- Jakoś udało mi się uciec...
Księżniczka wydęła wargi.
- To nie brzmi zbyt ciekawie. - I bohatersko, dodała w duchu.
S
R
- Chyba trzeba było tam być, żeby docenić dramatyzm sytuacji - zauważył,
kiwając głową.
- Chętnie wybrałabym się w takie góry. - I to mimo niedzwiedzi, a może wła-
śnie z ich powodu. - Czy są wyższe od naszych?
Jake przypomniał sobie pagórki z południowej części B'Ranashy i lekko się
uśmiechnął.
- Znacznie. Poza tym w wyższych partiach są zupełnie pozbawione roślinno-
ści i pokryte śniegiem.
- Jaki jest śnieg? - spytała melancholijnie.
- Zimny.
- Nie, nie, opowiedz więcej. - Czuła, że Jake chce zakończyć rozmowę, ale
przecież jest jedyną znaną jej osobą, która widziała śnieg na własne oczy. - Czy jest
miękki, czy twardy? Jak się po nim chodzi?
- I taki, i taki - odparł, widząc, jak bardzo jej zależy na tych informacjach. -
Ciągle się zmienia i dlatego trudno przewidzieć, jak się będzie po nim chodziło.
Czasami człowiek zapada się w puchu po pas, a czasami tworzy twardą skorupę, po
której można chodzić.
Popatrzyła na niego z niedowierzaniem.
- To zdumiewające.
Jake uśmiechnął się lekko.
- A woda? Znieg to przecież woda. Kiedy jest zimno, pozostaje lekki jak puch
i wtedy można się w nim zakopać. A potem, kiedy robi się ciepło, zaczyna się topić
i staje się ciężki. Ale jeśli znowu chwyci mróz, wtedy pokrywa zamarza i robi się
twarda.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]