[ Pobierz całość w formacie PDF ]
mamie, że udaję się na Big Sur, żeby poszukać duchów zmar-
łych nastolatków. Litości!
Zmieszał się. Jako duchowny ojciec Dominik nie pochwala
kłamstwa, zwłaszcza jeśli dotyczy stosunków dzieci z rodzica-
mi, których jemu podobni zawsze zalecają szanować i słuchać.
Sądzę jednak, że gdyby Bóg naprawdę chciał, abym przestrze-
gała tej zasady, nie uczyniłby mnie pośredniczką. Te dwie rze-
czy po prostu nie idą w parze.
- Wygląda na to - ciągnął ojciec Dominik - że nie było ci
trudno powiedzieć o tym Ginie.
- Nie zrobiłam tego. Ona jakoś... sama się domyśliła. Kie-
dyś obie poszłyśmy do takiego medium i... - głos mi się zała-
mał. Mówiąc o madame Zarze, przypomniałam sobie, co Gina
powtórzyła mi o mojej jedynej miłości, która ma trwać całe
życie. Czy to może być prawda? Zadrżałam, ale tym razem nie
miało to nic wspólnego z zimnem.
- Rozumiem - powiedział ojciec Dominik. - Interesujące.
Nie sprawia ci przykrości opowiadanie przyjaciołom o swoich
nadzwyczajnych umiejętnościach, ale własnej matce nie chcesz
nic powiedzieć.
Niedawno pokłóciliśmy się już na ten temat, więc tylko prze-
wróciłam oczami.
112
- Przyjaciółce - sprostowałam. - Nie przyjaciołom". Tylko
Gina o tym wie. Ale nie wie wszystkiego. Na przykład nie ma
pojęcia o Jessie.
Ojciec Dominik ponownie zerknął w kierunku ogniska.
Jesse wydawał się zaabsorbowany rozmową z Joshem i pozo-
stałymi. Nie odrywali od niego wzroku. Dziwne, że rozpalili
ognisko. Nie czuli ciepła, tak samo jak nie mogli upić się pi-
wem, które usiłowali ukraść, ani utopić się w wodzie, w której
się zanurzali. Zastanawiałam się, po co zadali sobie trud. Roz-
palenie ognia kosztowało ich zapewne dużo energii.
Z całej czwórki emanowało to samo subtelne światło, które
wydzielał Jesse - nie na tyle silne, żeby coś przy nim widzieć
w tak ciemną noc, ale na tyle silne, żeby stwierdzić, iż nie są
całkiem... cóż słowo ludzmi" nie bardzo pasuje, ponieważ
byli, oczywiście, ludzmi. W każdym razie niedawno.
Słowo, którego mi zabrakło, to pewnie żywi".
- Ojcze D - odezwałam się nagle - czy wierzy ksiądz w me-
dia? To znaczy, czy są prawdziwi? Jak mediatorzy?
- Jestem pewny, że niektórzy tak.
- Cóż - mówiłam pośpiesznie, bojąc się, że zaraz zmienię
zdanie - ta kobieta medium, do której poszłyśmy kiedyś z Giną,
wiedziała, że jestem pośredniczką. Nie mówiłamjej tego ani
nic. Po prostu wiedziała. I powiedziała coś dziwnego. W każ-
dym razie Gina tak twierdzi. Ja tego nie pamiętam. Ale z tego,
co mówiła Gina, mam przeżyć jedną prawdziwą miłość.
Ojciec Dominik spojrzał na mnie z góry. Czy to moja wy-
obraznia, czy wydawał się rozbawiony?
- A planowałaś, że przeżyjesz ich wiele?
- No, niezupełnie - bąknęłam, trochę zmieszana. Każdy by
się zmieszał. Facet jest księdzem. - Ale to dziwne. To medium,
madame Zara, mówiłajeszcze o tej jedynej miłości, że ma trwać
całe moje życie. - Przełknęłam ślinę. - A może całą wieczność.
Nie pamiętam.
8 - Kraksa w gftrach
113
- Och... - Ojciec Dominik nagle spoważniał. - Mój Boże.
- To samo powiedziałam. To znaczy... cóż, pewnie nie wie-
działa, o czym mówi. Bo to brzmi nieprawdopodobnie, praw-
da? - zapytałam z nadzieją.
Ku mojemu rozczarowaniu ojciec D stwierdził:
- Nie, Susannah, to nie brzmi nieprawdopodobnie. Nie dla
mnie.
Powiedział to w taki sposób... No, nie wiem. Coś w jego
głosie kazało mi zapytać:
- Czy był ksiądz kiedyś zakochany?
Zaczął grzebać w kieszeniach płaszcza.
Wiedziałam, czego tak uporczywie szuka: paczki papierosów.
Wiedziałam również, że jej nie znajdzie - rzucił palenie wiele
lat temu i trzymał tylko jedną paczkę na wyjątkowe okazje. A ta
paczka, co było mi przypadkiem wiadome, znajdowała się w je-
go gabinecie, w szkole.
Wiedziałam także, że zacząłjej szukać, ponieważjest w stre-
sie. Ciągnęło go do papierosów tylko wtedy, gdy coś szło nie
tak, jak się spodziewał.
Przeżył kiedyś miłość, to było jasne jak słońce. Unikał mo-
jego wzroku.
Nie byłam zaskoczona. Ojciec Dominik był stary i był księ-
dzem, ale jego powierzchowność nadal robiła wrażenie, przy-
pominał Seana Connery'ego.
- Była pewna młoda kobieta. Kiedyś dawno - odezwał się
w końcu, kiedy jego poszukiwania spełzły na niczym.
Aha. Z jakiegoś powodu wyobraziłam sobie Audrey Hep-
burn. Wiecie, w tym filmie, w którym gra zakonnicę. Może
ojciec Dominik i jego prawdziwa miłość poznali się w szkole
dla księży i zakonnic! Może ich miłość była zakazana, jak na
filmie!
114
SiP AScarlett
- Czy poznał ją ksiądz, zanim przyjął, eee, święcenia, czy jak
to się tam nazywa? - zapytałam, starąjąc się zachować obojętny
ton głosu. - Czy potem?
- Przed, oczywiście! - Wydawał się zaszokowany. - Na mi-
łość boską, Susannah!
- Byłam tylko ciekawa. - Wpatrywałam się w Jesse'a przy
ognisku, by ojciec Dominik nie czuł się zmieszany, że mu się
przyglądam. - To znaczy, nie musimy o tym mówić, jeśli ksiądz
nie chce. - Ale nie mogłam się powstrzymać. - Czy ona...
- Byłem w twoim wieku - powiedział ojciec Dominik, jak-
by chciał mieć to z głowy - W szkole średniej. Była trochę
młodsza.
Z trudem wyobrażałam sobie ojca Dominika w szkole śred-
niej. Nie wiedziałam nawet, jakiego koloru miał włosy, zanim
stały się śnieżnobiałe.
- To było... - jąkał się ojciec D z nieobecnym wyrazem ja-
snoniebieskich oczu. - To... cóż, to by i tak nie wyszło.
- Wiem. - Nagle wszystko zrozumiałam. Nie mam pojęcia,
jak to się stało, ale sposób, w jaki powiedział, że to by nie wy-
szło, dał mi do myślenia. - Była duchem, tak?
Ojciec Dominik tak gwałtownie wciągnął powietrze, że przez
sekundę bałam się, że dostał ataku serca albo czegoś w tym ro-
dzaju.
Zanim jednak miałam okazję udzielić mu pomocy metodą
usta-usta, Jesse wstał i zaczął iść w naszą stronę.
- O, popatrz - powiedział ojciec Dominik z widoczną ulgą.
-Jesse wraca.
Przeszła mi irytacja, jaką zwykle czułam, kiedy Jesse poja-
wiał się znienacka. Zwłaszcza wtedy, gdy się go nie spodziewa-
łam lub jego pojawienie się było mi akurat nie na rękę. Ostat-
nio niemal zawsze cieszyłam się na jego widok.
115
Z wyjątkiem tej szczególnej chwili. W tej szczególnej chwili
żałowałam, że Jesse nie znąjduje się gdzieś bardzo, bardzo da-
leko. Ponieważ miałam wrażenie, że już nigdy nie uda mi się
niczego na ten szczegółny temat z ojca Dominika wyciągnąć.
- W porządku - oznajmił Jesse, kiedy podszedł do nas na
tyle błisko, że mogliśmy go słyszeć. - Sądzę, że teraz cię, ojcze,
wysłuchają. Są dość przerażeni.
- Z pewnością nie zachowywali się, jakby byli przerażeni,
kiedy próbowali mnie zabić dzisiaj po południu - mruknęłam.
Jesse spojrzał na mnie z leciutkim rozbawieniem w ciem-
nych oczach, chociaż doprawdy nie wiem, co jest takiego za-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]