[ Pobierz całość w formacie PDF ]

na przestać traktować siostrę jak dziecko, to już panna.
Przyjemnie było sobie polegiwać, obserwować, jak inni
pracujÄ… i jak toczy siÄ™ życie dookoÅ‚a. Zaczęła sobie uÅ›wiada­
miać rzeczy, których przed tym nie zauważała, ponieważ nig-
dy nie miaÅ‚a czasu, nieustannie zajÄ™ta licznymi obowiÄ…zka­
mi. Po raz pierwszy dostrzegÅ‚a, jak piÄ™kna musiaÅ‚a być oko­
lica, dopóki nie zostaÅ‚a zryta przez żądnych bogactw poszu­
kiwaczy złota.
Fred i Sam pracowali teraz na nowej działce, na którą
otrzymali licencjÄ™; poprzednie miejsce już dokÅ‚adnie prze­
szukali. Chociaż do tej pory zespół Moore'a nie natrafił
na duże znalezisko, znajdowali dostateczną ilość złota, by
zapewnić sobie codzienne utrzymanie, a nawet trochÄ™ od­
łożyć.
W przeszłości Bartowi udało się kilka razy odkryć miejsca
dość zasobne w złoto, ale po śmierci Emmie popadł w apatię
i pracowaÅ‚ teraz sporadycznie. Wszyscy przyjÄ™li to ze zrozu­
mieniem i otoczyli Barta serdecznoÅ›ciÄ… - byÅ‚ przecież w ża­
łobie. Sam, Geordie i Fred uznali, że trzeba mu dać czas na
opÅ‚akiwanie zmarÅ‚ej żony. NikÅ‚y uÅ›miech na jego twarzy wy­
woływała jedynie perspektywa zbliżającego się ślubu Kirstie
z Fredem.
Czasami Fred spoglądał tam, gdzie zazwyczaj rozkładała
koc Kirstie i machaÅ‚ do niej wesoÅ‚o. Gdy w przygrzewajÄ…­
cym sÅ‚oÅ„cu zapadaÅ‚a w drzemkÄ™, Å›niÅ‚a o Fredzie i ich wspól­
nej, szczęśliwej przyszłości.
Tego popoÅ‚udnia jej drzemkÄ™ przerwaÅ‚ prawie jednoczes­
ny krzyk Sama i Freda. Bart i Geordie wygrzebali siÄ™ ze
swych dołów i pobiegli do nich, brudnych i triumfalnie
uśmiechniętych. Po miesiącach ciężkiej harówki nareszcie
trafili na prawdziwą żyłę złota, a ściślej rzecz biorąc, natrafił
na niÄ… Fred.
Wstrzymano roboty i cała grupa wzięła się do wydobycia
zawierających złoto grud i przeniesienia ich na dół, do sa-
dzawki w celu wypłukania kruszcu. Nadciągnęli Tate'owie,
cieszÄ…c siÄ™ z nimi, a ich okrzyki sprowadziÅ‚y innych, goto­
wych dzielić radość ze znaleziska, bez wzglÄ™du na to, do ko­
go uśmiechnęło się szczęście.
Kirstie uparła się, by wstać i im pomóc.
- Mam prawo - oznajmiła - po miesiącach przesiewania
drobinek złota zobaczyć, jak wygląda prawdziwe złoto.
Fred przyszedł do niej i objął ją ramieniem.
- To miłość do ciebie przyniosła mi szczęście - szeptał
Kirstie do ucha.
Znalezisko okazało się naprawdę duże. Mogli się pobrać,
nie zaczynajÄ…c od zera, a przecież Fred miaÅ‚ dodatkowy do­
chód z prowadzenia ksiąg rachunkowych.
Po kolacji zebrali się wokół ogniska, zaprosiwszy Tate'ów
i kilku innych sąsiadów, którzy przynieśli ze sobą banjo,
a także alkohol i ciasto. GawÄ™dzili i Å›piewali. Fred, obejmu­
jąc Kirstie, śpiewał ze zdwojonym entuzjazmem, nie mogąc
się zdecydować, czy prawdziwym złotem jest żółty minerał,
który wyrwaÅ‚ ziemi, czy raczej piÄ™kna dziewczyna u jego bo­
ku. Pomyślał z zadowoleniem, że przynajmniej nie będzie
musiała tak ciężko pracować jak dotąd, teraz, kiedy zostanie
jego żoną.
Tego szczęśliwego dnia dzieci biegały dookoła, nie
karcone za hałasy i zabawę w berka. W trakcie wieczoru
Fred przypomniaÅ‚ sobie, że obiecaÅ‚ zająć siÄ™ ksiÄ™gami Ra­
na Struana. PocaÅ‚owaÅ‚ Kirstie, proszÄ…c, by siÄ™ nie przemÄ™­
czała.
- PrzyrzekÅ‚em Ranowi i muszÄ™ dotrzymać SÅ‚owa - oznaj­
mił zdecydowanie.
- Oto godny zaufania partner - stwierdził podpity Sam,
zadowolony, że jego przyszły zięć wykazuje tyle życiowej
odpowiedzialności, co dobrze wróżyło małżeństwu córki.
Geordie patrzyÅ‚, jak Fred siÄ™ oddala. Wysoki, wyprosto­
wany i zdecydowany. ZniknÄ…Å‚ jak senna mara nieodpowie­
dzialny lekkoduch - ni to nieopierzony młodzieniaszek, ni to
mężczyzna - wiecznie zdziwiony samym sobą i otaczającym
go światem. Nie tylko spotkaniu Kirstie zawdzięczał swoją
przemianę. Dotychczas nie dostrzegał w niej kobiety. Trzeba
było nowego Freda, aby zrozumiał, kim w istocie jest dla
niego Kirstie: oddanÄ…, kochajÄ…cÄ… partnerkÄ… na nowej drodze
życia.
Pracując nad księgami w pokoiku na zapleczu sklepu,
Fred pogwizdywał przez zęby. Ran Struan stanął na progu,
zdziwiony obecnością Freda.
- Nie spodziewałem się, że przyjdziesz - powiedział,
gdyż dobiegła go już wieść o wielkim znalezisku Moore'ów.
- Przecież ci obiecałem - odparł Fred, nie podnosząc
oczu znad kolumn cyfr, które szybko dodawał.
WyjÄ…tkowo, jako że stroniÅ‚ od alkoholu, przyjÄ…Å‚ szklane­
czkÄ™ whisky, którÄ… poczÄ™stowaÅ‚ go Ran. PiÅ‚, krzywiÄ…c siÄ™ nie­
miłosiernie.
- Słyszałem, że się żenisz - zagadnął Struan.
- Tak - uciął Fred. Ostatnio bywał lakoniczny.
- Teraz, gdy znalezliście złoto, będzie wam łatwiej -
ciągnął Struan. - Dostałeś porządną kobietę.
- Wiem - przyznaÅ‚ Fred, odmawiajÄ…c nastÄ™pnej szklane­
czki. - Mam dość na dzisiaj, Ran.
- Skończyły się miłostki - mrugnął porozumiewawczo
Struan.
Fred nie podjÄ…Å‚ zaczepki.
- Skończyłem z miłostkami, zanim oświadczyłem się
Kirstie - odparł z powagą.
Gdy wróciÅ‚ po zakoÅ„czeniu pracy nad przychodami i roz­
chodami Rana, zastał wszystkich przy ognisku. Zpiew ucichł;
skończono już pić. Kirstie czekała na Freda. Samotny grajek
pozdrawiał ich rzewną melodią.
- Już niedÅ‚ugo - powiedziaÅ‚ Fred, siadajÄ…c obok ukocha­
nej i całując jej miękki, gładki policzek.
Ilekroć jej dotykaÅ‚, Kirstie przeszywaÅ‚ dreszcz podniece­
nia. Nawet lekki pocaÅ‚unek w czubek gÅ‚owy ożywiaÅ‚ jej zmy­
sły. Już niedługo, powtórzyła w myślach. Chyba umrę, kiedy
to się stanie, skoro już teraz ledwie trzymam się na nogach,
ilekroć mnie tknie lub pocałuje.
Kate Clancy, oczekując niecierpliwie swojego własnego
ślubu, uszyła Kirstie suknię ślubną i zrobiła stroik na głowę,
używajÄ…c do tego różanych pÄ…czków. ZadziwiajÄ…ce, co moż­
na było znalezć w sklepikach mnożących się na złotonośnych
terenach, jeżeli dobrze się poszukało. Kate wypatrzyła nawet
pantofelki i długie rękawiczki.
Tego uroczystego dnia wszyscy towarzysze z zespołu
Moore'a pomogli Fredowi się ubrać. Geordie poprowadził go
do zaimprowizowanego oÅ‚tarza. Nawet Gruba Lil i Ned Hy­
de roztkliwili się na ten widok, chociaż Gruba Lil wygłaszała
wątpliwe żarciki o tym, co pozostało kobietom, od kiedy
Fred Waring zaczął się dobrze prowadzić. Krzepcy i rubaszni
poszukiwacze złota ze wzruszeniem obserwowali ślub Freda
i Kirstie.
Zgodnie z obietnicą Sama, odbyło się huczne wesele.
Nie naruszajÄ…c za bardzo swego Å›wieżo zdobytego bogac­
twa, Sam wyprawił wielkie przyjęcie, wynajmując na całe
popoÅ‚udnie namiot, w którym zazwyczaj odbywaÅ‚y siÄ™ taÅ„­
ce. Przybyli wszyscy nowi znajomi Moore'ów, spotkani
na złotonośnych polach, łącznie z tymi, którzy, zdaniem Kir- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ftb-team.pev.pl
  •