[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Nie chciałam być niegrzeczna, ale głowa mi pęka. -Dziękuję serdecznie - mówię, kiedy już
się napiłam. I oddaję mu szklankę. Zaczynam się lepiej czuć.
- Czy mógłbym do kogoś w pani imieniu zadzwonić? - pyta.
Naprawdę, jest taki uprzejmy. Taki troskliwy! Czuję się prawie tak, jakbym była z powrotem
w Ann Arbor. Pomijając ten angielski akcent.
- Nie - mówię. - Ale jest coś innego, w czym mógłby mi pan pomóc.
Muszę się dowiedzieć, jak się dostać do Francji Eurotunelem.
Część 2
W rewolucji francuskiej pod koniec XVIII wieku nie chodziło wyłącznie o obalenie monarchii
przez prosty lud i ustanowienie demokracji i republikanizmu. Nie! Chodziło również o modę,
czyli uprzywilejowani (którzy preferowali pudrowane peruki, sztuczne pieprzyki na twarzy i
krynoliny, czasami sięgające pięciu metrów w obwodzie) kontra społecznie poszkodowani
(którzy nosili buty z grubej skóry, wąskie spódnice i niebarwione płótno). W tym
powszechnym powstaniu, jak wiadomo, biedniejsi zwyciężyli.
Ale moda przegrała.
Historia mody
Praca licencjacka Elizabeth Nichols
Rozdział 9
Dobrych rozmówców znajdziesz wyłącznie w Paryżu.
Franciszek Villon (1431-1463), francuski poeta
Ciągnę walizkę na kółkach przejściem w pociągu linii Paryż-Suillac i usiłuję nie płakać. Nie
ze względu na walizkę. No cóż, w pewnym sensie przez nią. No bo to przejście jest bardzo
wąskie, a ja mam na ramieniu torbę podróżną i muszę tak jakoś iść bokiem, jak krab, żeby nie
walić nią ludzi po głowach, kiedy szukam - najwyrazniej bezskutecznie - miejsca w pierwszej
klasie, dla niepalących, przodem do kierunku jazdy.
Gdybym paliła i gdybym nie miała nic przeciwko siedzeniu tyłem do kierunku jazdy, już bym
wygodnie siedziała. Niestety, nie palę i boję się jezdzić tyłem do kierunku jazdy, bo mogłoby
mi się zrobić niedobrze Zresztą jestem pewna, że zrobi mi się niedobrze, bo robi mi się
niedobrze odkąd obudziłam się w Paryżu - po tym, jak zdrzemnęłam się na moim wygodnym
siedzeniu w pociągu z Londynu, niczym babcia, kiedy wypije a dużo sherry - i zdałam sobie
sprawę, co narobiłam.
A mianowicie, wyruszyłam w samotną podróż przez całą Europę, nie mając pojęcia, czy
faktycznie uda mi się znalezć miejsce, a co dopiero osobę, której szukam. Zwłaszcza że Shari
nadal nie odbiera komórki, nie mówiąc już o tym, że nie oddzwania.
Możliwe, że robi mi się niedobrze także dlatego, że jestem tak niesamowicie głodna, że
ledwie widzę na oczy. Od śniadania zjadłam tylko jabłko, które sobie kupiłam na stacji
Waterloo, bo to było jedyne sensowne jedzenie bez dodatku pomidorów, które tam
sprzedawali. Gdybym mogła zjeść baton Cadbury albo kanapkę z jajkiem i pomidorem, nie
byłabym teraz głodna.
Mam nadzieję, że w pociągu będzie wagon restauracyjny. Ale zanim zacznę go szukać, muszę
znalezć sensowne miejsce, gdzie będę mogła zosta-wić swoje rzeczy.
A to się okazuje niełatwe. Walizka jest tak szeroka i nieporęczna, że uderzam nią ludzi po
kolanach, kiedy ich mijam, chociaż przepraszam jak szalona: Pardonnez-moi mówię do nich,
kiedy ich nie częstuję kolejnymi: Excusez-moi.
Nikt chyba tych moich przeprosin nie docenia. Może to dlatego, że wszyscy są Francuzami, a
ja jestem Amerykanką i nikt tutaj chyba nie lubi Amerykanów. A przynajmniej, sądząc po
sposobie, w jaki ten dzieciak siedzący obok mnie na miejscu dla palących, tyłem do kierunku
jazdy, które udało mi się przedtem znalezć, odezwał się:  Etez-vous Americaine - takim
zdegustowanym tonem, kiedy podsłuchał, jak zostawiam kolejną wiadomość dla Shari na jej
komórce.
- Hm - mruknęłam. - Owi?
A on jakoś tak się skrzywił i wyciągnął iPoda, nakładając słuchawki i odwracając twarz do
okna, żeby nie musieć już na mnie patrzeć.
Vamos a la playa, darła się piosenkarka, którą mogłam wyraznie dosłyszeć z tych słuchawek.
Vamos a la playa.
Wiem, że ta piosenka będzie mi brzęczała w głowie do końca dnia. Albo może powinnam
powiedzieć - wieczoru, bo już jest popołudnie, a mój pociąg dojedzie do Souillac dopiero za
sześć godzin.
To dlatego wyruszam na poszukiwanie innego miejsca. Jak mam spędzić sześć godzin,
siedząc obok siedemnastoletniego smarkacza w T-shircie z Eminemem, który słucha
europopu, nienawidzi Amerykanów i pali?
Jednak wygląda na to, że to było ostatnie wolne miejsce w tym pociągu. Czy ja zdołam stać
przez sześć godzin? Bo jeśli tak, to poradzę sobie śpiewająco. W przejściach między
wagonami jest mnóstwo miejsca na mnie i na moją potężną walizkę.
Jak to możliwe, że mnie to spotyka? Wszystko wydawało się takie proste, kiedy Jamal,
jeszcze w tamtej księgarni, wyjaśnił, co mam robić, żeby się dostać do Francji. Był taki
dobrze poinformowany i uprzejmy, że z je-go słów wynikało, że dostanie się z Londynu do
miejsca pobytu Shari to błahostka.
Nie wspomniał, oczywiście, o tym, że w tej samej chwili, w której otwierasz usta, żeby się
odezwać do kogoś w tym kraju, a oni po akcencie rozpoznają w tobie Amerykankę, i tak od
razu odpowiadają ci po angielsku.
I zwykle niezbyt uprzejmie.
Ale nieważne. Udało mi się poruszać zgodnie z oznaczeniami na dworcu Gare du Nord. A
przynajmniej na tyle skutecznie, że zdołałam kupić bilet - który zarezerwowałam wcześniej
przez telefon - z automatu. Udało mi się znalezć mój pociąg. Udało mi się wdrapać do
pierwszego wagonu pierwszej klasy, do którego dotarłam, i opaść na pierwsze z brzegu wolne
miejsce.
Szkoda, że nie zauważyłam tego dymu - i tego, że siedzę zwrócona nie w tę stronę, co trzeba -
zanim pociąg faktycznie ruszył.
Trudno mi się wyzbyć uczucia, że to wszystko było bardzo kiepskim pomysłem.
Niekoniecznie mówię o szukaniu innego miejsca do siedzenia - już wiem, że to był kiepski
pomysł. Chodzi mi o tę całą podróż do Francji. No bo co, jeśli nie uda mi się znalezć Shari?
Co, jeśli jej komórka znów wpadła do jakiejś toalety, tak jak wtedy w akademiku, a ona nie
może sobie pozwolić na nową albo w pobliżu nie ma żadnej innej ko-mórki, z której mogłaby
skorzystać, i po prostu będzie się musiała obejść bez telefonu do końca swoich wakacji? Jak
ja ją wtedy znajdę?
Pewnie mogłabym popytać ludzi, kiedy już dotrę do Souillac, czy wiedzą gdzie jest chateau
Mirac. Ale co, jeśli tam nikt nic o chateau Mirac nie słyszał? Shari nie powiedziała, jak
daleko jest od stacji do chateau. A jeśli to jest naprawdę bardzo daleko?
Przecież nie mogę zadzwonić do rodziców Shari i pytać ich, czy wiedzą, gdzie ona jest, i jak
się z nią skontaktować. Bo wtedy będą pytali, dla-czego chcę to wiedzieć, a jeśli im powiem,
to oni powtórzą mojej mamie i tacie, a wtedy rodzice się dowiedzą, że nie ułożyło mi się z
Andrew - to znaczy, z Andym - i powiedzą o tym moim siostrom.
A one potem już nigdy nie zostawią mnie w spokoju.
O Boże, dlaczego ja się w to wszystko wplątałam? Może powinnam była po prostu zostać u
Andy'ego. Nic by mi się nie stało. Sama mogłam sobie jechać do domu Naje Austen i [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ftb-team.pev.pl
  •