[ Pobierz całość w formacie PDF ]
het, het, na prawo, trza iść w boru...
A może ty wiesz, w której stronie Szulmierz?
Tu...
Znowu wskazał nieokreślony kierunek, zakreślając trwoż-nie rączyną łuk. *
Ruszyłem i po godzinie drogi byłem w Szulmierzu. Wieś, w której byłem, nazywa
się Włosty jest to wieś szlachecka. %7łałuję mocno, że nie zastałem mieszkańców
byłbym poznał panów-braci zagonowych szlachciców. Złaziłem się kapitalnie od
2 do 7 bez odpoczynku zrobiłem ze 4 mile drogi.
Wieczorem było zaćmienie księżyca. Ponieważ było chłodno, więc obserwowaliśmy to
zjawisko z jadalnego pokoju. Zaczęła cała society śpiewać: Boże coś
Polskę", ,,Z dymem..." Wielka arystokratka wyciągała przekwitłym głosikiem...
Znasz, Wandziu, tę demagogiczną z 31 roku?
Jaką?
Gdy naród..." *
Znam, ale to nie warto...
Co ci szkodzi na pociechę pana %7ł.
l "
LEON KORCZAK-WASILKOWSK.I
i
SZULMIERZ, 1887______________________________________________t,
Zaczęto. Ja basem, od którego trzęsły się szyby, wtórowałem umyślnie:
Armaty pod Stoczkiem zdobywała wiara
Rękami czarnymi od pługa Panowie w stolicy palili cygara...
Aksamitna dzikość, istniejąca między mną i panną Teli-meną, zamienia się w
kocią dzikość. Drapie mnie czas od
czasu pazurami.
Nie wiesz, Guciu, gdzie są nasze kapelusze? pyta
Telimena.
Zdaje mi się, że je widziałem w przedpokoju odpowiadam za elewa ja.
Czy pan je tam umieścił?
Skądże podejrzenie o taką krwiożerczość?
Ach!... ja chcę panu podziękować za dowód galanterii a pan podejrzywa mię o
chęć dokuczenia.
Jeśli się odrzuci galanterią, do jakiej nie mam zdolności, zostałaby
krwiożerczość na kapelusz pani a tej nawet... nie ma, więc nie ja je
umieściłem tam...
Po długich śpiewach, gadaniach poszli spać wszyscy, wróciła z ogrodu
Niemeczka, wtedy ja poszedłem... obserwować zaćmienie księżyca. Poszedłem, bo
wiedziałem, że czekać na mnie będą... Poszedłem dla niepoznaki do ogrodu
wracając stamtąd skręciłem w świerkową aleję. Ktoś stał pośród ścieżki.
Dobry wieczór...
Dobry wieczór...
Jeszcze pani nie śpi?
O, ja idę spać pózno, o 12...
Ależ to można zaziębić się w ogrodzie.
Ja się nie boję... A... pan się boi?
Trochę, szczególniej, gdy powieje chłodny wiatr od... panny Marii.
10 Dzienniki t. IV
DZIENNIKI, TOMIK XIV
Musi być panu zimno?
Obejrzałem się. Na końcu alei wlókł się długi cień od... p. Marii.
Kląłem ją w duszy od siarczystych diabłów ale, z obawy rozbabrania sprawy,
pożegnałem Bronisię i poszedłem spać. Przeklęta Niemka! Wstała z łóżka, aby
zobaczyć, co się z nami dzieje.
5 VIII (piątek).
Burza! Godzina siódma po południu. Zza drzew ogrodu zaczęła się wychylać
straszna ogromem, ziejąca/ zimnem, lecąca na skrzydłach wichrów hiena-chmura.
Kolor miała miedziany, o burofioletowych brzegach. Przodem pędził mały giermek
wiaterek zimny. Zaczepiał drzewa, magał kozły w piasku na drodze, rozdmuchiwał
ogony kogutom, wsuwał się pod spódnice dziewuch wracających z pola zrucił z
płotu schnące prześcieradło, pognał przed sobą jakieś piórko wróble, zamknął
drzwi wozowni i gdzieś się podział.. W chwilę za nim przyleciał straszny
herold wicher. Miedzianą pięścią uderzył w twarz za jednym zamachem wszystkie
drzewa aż się pochyliły w tył drugą ręką nabrał garść piasku i wyrzucił go w
powietrze wyżej nad wszystkie drzewa, straszliwym podziemnym głosem huknął:
burza! Na głos ten zamknęły kielichy swe portulak zadrżały akacje i schowały
się w gniazda wróble. Ale i wic! er znikł gdzieś... Znów cisza, a taka
śmiertelna cisza, że można słyszeć bicie serca przyrody. Liście wiszą bez ruchu
na oniemiałych drzewach, kwiaty się modlą zapachem o łaskę. Majestatyczne
wyczekiwanie! Przerywa je głuchy, krótki trzask piorun! Huk leci od szczytów
niebios do głębin ziemi i bezbrzeżna czerń okryła niebo; rzadkie, ciężkie, grube
krople padają na piasek ścieżek. Z pomrukiem straszliwym chmur łączy się skrzyp
topól, jęk kasztanów i plusk deszczu, co poczyna lecieć, bić, siec. Wzmaga się
to wszystko do apogeum... Wtedy otwieram okno i widzę, że jakaś mała ręka
wysunęła się
ISli
SZULMIERZ, 1887
z jednego z okien prawego pawilonu, że w ręce tej bukiet kwiatów moknie na
deszczu. Krople deszczu padają na listki bukietu, na białe paluszki, na dłoń,
oblewają ją aż do samego rękawa...
6 VIII (sobota).
Wczoraj odebrałem dwa listy od Heleny. Przywiózł mi je z Ciechanowa Kazio, który
jezdził do Pawłowa, wstrzymany tam został wskutek burzy nocnej i dziś dopiero
powrócił konno.
Zdziwiłem się i ucieszyłem zarówno ilością, jak i jakością dzisiejszych listów.
1) Biała, l VIII.
Kochany S.! Dwa tygodnie oczekuję na próżno na odpowiedz... Najbardziej lękam
[ Pobierz całość w formacie PDF ]