[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Dobrze się maskuję - odrzekł. - Dlaczego się nie gniewam? Jako jedyna kobieta
na świecie masz prawo pytać mnie, co robiłem w towarzystwie innej kobiety.
Pogłaskał ją delikatnie po włosach.
- Cristiano, ja ci ufam. Naprawdę. Ja po prostu... - Bethany zaczerwieniła się po
same uszy i urwała bezradnie.
- Byłaś zazdrosna. - Przez chwilę zapadła między nimi cisza. Patrzyli sobie w oczy.
- Ja też byłbym zazdrosny o ciebie - przyznał z trudem.
- Naprawdę?
R
L
T
- Do diabła, tak.
- To dlatego, że jesteś facetem, który traktuje kobiety jak swoją własność - powie-
działa bezwiednie. Wolała w ten sposób wyjaśnić to, co powiedział, aniżeli przywiązy-
wać do tego zbyt dużą wagę.
- Nie mogłabyś być dalsza od prawdy. - Cristiano westchnął ciężko, jakby już od
dawna przygotowywał sobie to, co chciał powiedzieć. - Nie będę udawał, że nie miałem
wielu kobiet. I nigdy żadnej nie pozwoliłem dyktować mi warunków.
- Nie dykto...
- Zaczekaj. Wysłuchaj mnie do końca. - Zamierzał powiedzieć jej wszystko. Nie
spał całą noc i wszystko dokładnie sobie przemyślał. Jak mógł być tak głupi, by wcze-
śniej tego nie rozumieć? - Zawsze wiodłem życie na moich warunkach. Kobiety miały
wybór: albo się do tego dostosowały, albo odchodziły. Moje zasady były proste. Praca
zawsze na pierwszym miejscu. %7ładnych scen. %7ładnej zaborczości, żadnych oczekiwań,
długofalowych planów. Nie czarowałem ich, że mogę dać im więcej.
Bethany zamarła. Czy chodziło mu o to, że ona również jest na tej liście? %7łe po-
winna się stosować do reguł? Jeśli tak, to złamała już szereg z nich.
Na chwilę zapadło milczenie.
- Okej - powiedziała niepewnie. - Więc może złamałam jedną czy dwie z twoich
reguł...
- Zapomniałaś o kolejnej: nie przerywać, kiedy druga osoba mówi. A zwłaszcza
kiedy zbiera się i zastanawia, jak powiedzieć to, co chce powiedzieć. - Cristiano
uśmiechnął się.
- To znaczy...? - Bethany była w stanie wydać z siebie zaledwie szept.
- To znaczy... - Cristiano patrzył jej głęboko w oczy. Działo się w nim coś niezwy-
kłego. Strach mieszał się z uczuciem tkliwości, był przekonany, że znalazł się tam, gdzie
zawsze chciał się znalezć. Te wszystkie uczucia dosłownie pozbawiały go tchu. - To
znaczy... że możesz łamać każdą zasadę z mojego notesu. O ile się nie mylę, już złamałaś
chyba wszystkie.
- Nie musisz mi mówić takich rzeczy.
- Słucham?
R
L
T
- Wiem, że nie chcesz mnie przygnębiać, bo jestem w ciąży, ale to nie znaczy, że
musisz... musisz...
Cristiano posłał jej jeden z najbardziej ciepłych i zachwyconych uśmiechów, po
czym pocałował ją delikatnie w usta.
- Jesteś piękna. Mówiłem ci to już? Sprawiłaś, że straciłem głowę, odkąd pierwszy
raz cię ujrzałem. Nawet wtedy, kiedy ponury niczym gradowa chmura przyleciałem do
Irlandii, nie mogłem ci się oprzeć.
Bethany przymknęła oczy. To nagłe otwarte mówienie Cristiana o jego emocjach
było dla niej niesamowitym przeżyciem. Nie chciała, by ta chwila kiedykolwiek się
skończyła. Mocno ściskała jego ręce, lecz nic nie mówiła, wiedząc, że to nie wszystko.
- Pragnąłem cię jak nigdy nikogo dotąd. Pragnąłem cię od samego początku. Kiedy
mi powiedziałaś w Irlandii, że jesteś w ciąży, powinienem był się przestraszyć. Nigdy
poważnie nie myślałem o rodzinie, dziecku, ustabilizowanym życiu. Ale stało się inaczej.
Od razu wiedziałem, że chcę zostać w życiu twoim i dziecka na zawsze. - Cristiano ode-
tchnął głęboko. Jego dłonie drżały odrobinę. - Nigdy nikomu do tej pory tego nie mówi-
łem, ale tobie mówię: kocham cię. Sądzę, że zakochałem się w tobie już wtedy na Bar-
bados, ale skąd, u diabła, mogłem wiedzieć, że to, co mnie wtedy dopadło, to miłość?
Nigdy wcześniej się tak nie czułem i, prawdę mówiąc, nie miałem pojęcia, że miłość
może być tak okrutna, trudna i sprawiać takie katusze. Wolałem o tym myśleć jak o sza-
lonym pożądaniu, które sprawiło, że tęskniłem za tobą każdego dnia i każdej nocy. Po-
tem, kiedy powiedziałaś mi o dziecku, wolałem to nazywać odpowiedzialnością, obo-
wiązkiem. Nadawałem temu różne nazwy, ale nigdy właściwej.
- Kochasz mnie?
- Nie bądz w takim szoku - powiedział Cristiano obronnym tonem. - Wszystko, co
robiłem przez ostatnie miesiące, dowodzi tego.
To była prawda. Bethany zarzuciła mu ręce na szyję i powiedziałaby mu po tysiąc-
kroć, że go kocha, gdyby jej ze śmiechem nie powstrzymał.
- Przepraszam, że nie powiedziałem ci, kim jest Anita - powiedział w końcu.
- Czułeś się zapędzony w kozi róg - odparła Bethany, chichocząc. - Nie chciałam
być jędzą. Samo jakoś tak wyszło.
R
L
T
- Masz prawo być jędzą. Martwiłbym się jak cholera, gdybyś zobaczyła mnie z in-
ną kobietą i w żaden sposób nie zareagowała. Bo gdybym ja zobaczył ciebie sam na sam
z jakimś facetem, chyba rozkwasiłbym mu nos.
Bethany czuła się, jakby się z radości unosiła nad ziemią. Dowiedziała się, że Anita
jest koordynatorem akcji charytatywnej w Afryce Zrodkowej.
- Jestem teraz zaangażowany w budowanie sieci ośrodków zdrowia w Afryce. -
Uśmiechnął się, widząc jej zaskoczenie. - Nie bądz taka zdziwiona. Uznałem, że nie do-
rastam do twojego ideału mężczyzny i chciałem coś zrobić, żeby się do niego zbliżyć.
Możesz wybrać, w który projekt się zaangażujemy. To miała być niespodzianka. I przy
okazji, nie masz się czego obawiać ze strony Anity. To lesbijka.
Córeczka Cristiana i Bethany urodziła się dwa tygodnie pózniej bez żadnych pro-
blemów. Helena Grace była urocza - miała rude włoski po mamie i ogromne ciemne oczy
ocienione gęstymi rzęsami po ojcu. Cristiano ze śmiechem przyznał, że drugi raz w życiu
się zakochał. Dziadkowie w Irlandii i babcia w Rzymie byli dosłownie wniebowzięci, a
mała stała się oczkiem w głowie całej rodziny.
Z dzieckiem słodko śpiącym między nimi, z zaciśniętymi piąstkami, Cristiano i
Bethany przyciszonymi głosami rozmawiali o opuszczeniu Londynu i przeprowadzce w
spokojniejsze okolice miasta.
- Nigdy nie sądziłem - szeptał Cristiano, patrząc to na Bethany, to na małą - że do-
żyję dnia, kiedy będę chciał uciec od zgiełku Londynu. To wszystko twoja wina, kocha-
nie...
Bethany była szczęśliwa, że może wziąć na siebie tę winę.
R
L
T
[ Pobierz całość w formacie PDF ]