[ Pobierz całość w formacie PDF ]
z miłości do ciebie... żeby zapłacić raty za to mieszkanie, na którym ci
tak zależy, czy zdaje się ci tak zależeć... ale teraz wiem z całą
pewnością, że mnie już nie kochasz... więc to wszystko przestało mieć
znaczenie.
Patrzała na mnie bez słowa szeroko otwartymi oczami. - Nie
kochasz mnie już - ciągnąłem dalej - więc nie będę kontynuował tej
pracy... Co do mieszkania, to oddam je na hipotekę albo sprzedam...
Jednym słowem, nie mam już sił żyć tak dalej i czuję, że przyszedł
moment, by ci to powiedzieć... teraz już wiesz... za chwilę zadzwoni
Battista i odeślę go do wszystkich diabłów!
Powiedziałem wszystko, miałem to już za sobą i teraz nadeszła
chwila wyjaśnienia, której tak pragnąłem i obawiałem się zarazem. Na
tę myśl poczułem pewną ulgę i otwarcie spojrzałem na Emilię,
czekając jej odpowiedzi. Milczała przez chwilę. Moje szorstkie słowa
na pewno zdziwiły ją i zaskoczyły. Istotnie zapytała w końcu,
ostrożnie, jak gdyby chcąc zyskać na czasie: - Ale co ci podsunęło tę
myśl, że ja cię już nie kocham?
- Wszystko! - odpowiedziałem gwałtownie.
- Na przykład?
- Najpierw ty mi powiedz, czy to prawda, czy nie?
Powtórzyła z uporem: - Nie, ty mi powiedz, co ci podsunęło tę
myśl?
- Wszystko - powiedziałem raz jeszcze. - Sposób, w jaki do mnie
mówisz, w jaki na mnie patrzysz, w jaki zachowujesz się wobec
mnie... Wszystko... poza tym miesiąc temu zażądałaś, żebyśmy sypiali
osobno... dawniej nie zrobiłabyś tego.
Patrzała na mnie zmieszana; potem dojrzałem nagle w jej oczach
błysk nagłej decyzji.
Zdecydowała - pomyślałem - w tym właśnie momencie, jak ma
wobec mnie postąpić i nie zmieni już tej decyzji bez względu na to, co
powiem i co zrobię. Wreszcie odpowiedziała łagodnie: - Ależ
zapewniam cię, mogę ci przysiąc, że nie potrafię spać przy otwartym
oknie... potrzebuję ciemności i ciszy... przysięgam ci.
- Przecież proponowałem, żebyśmy spali przy zamkniętym
oknie.
- No tak - odrzekła z wahaniem - ale muszę ci też powiedzieć, że
nie zachowujesz się cicho we śnie.
- Co to ma znaczyć?
- Chrapiesz. - Lekko się uśmiechnęła, po czym dodała: -
Budziłeś mnie co noc... dlatego postanowiłam spać sama.
Byłem nieco skonsternowany tym szczegółem o chrapaniu. Nie
wiedziałem, że chrapię, i trudno mi było w to uwierzyć: sypiałem
dawniej z innymi kobietami i żadna z nich nigdy mi o tym nie
wspomniała. Powiedziałem: - A poza tym nie kochasz mnie, bo
kochająca żona - tu zawahałem się chwilę - inaczej oddaje się mężowi
niż ty od pewnego czasu.
Zaprotestowała z miejsca kwaśno, znudzonym tonem: -
Naprawdę nie rozumiem, o co ci idzie... przecież kochamy się, kiedy
tylko zechcesz. Może ci kiedy odmówiłam?
Wiedziałem z doświadczenia, że w poufałych rozmowach na
tematy erotyczne jestem o wiele bardziej skrępowany i stropiony od
niej. Emilia, zazwyczaj tak powściągliwa i pełna rezerwy, w chwilach
intymnych nie znała wstydu; co więcej, nie tylko przed i po, ale nawet
podczas miłosnego zbliżenia lubiła o tym mówić i robiła to bez śladu
uniesienia czy tkliwości, ze zdumiewającą swobodą, niemal brutalnie.
Dziwiło mnie to zawsze, ale i pociągało w pewien sposób.
Odpowiedziałem zmieszany: - Nie, nie odmawiałaś mi, ale...
Emilia ciągnęła dalej zaczepnym tonem: - Kiedy tylko chciałeś,
miałeś mnie... poza tym ty nie zadowalasz się samym tylko aktem...
jesteś pierwszorzędny w miłości.
Pochlebiło mi to. - Tak uważasz? - zapytałem prawie z
zadowoleniem.
- Tak - odrzekła sucho, nie patrząc na mnie - ale gdybym cię nie
kochała, to właśnie twoje wyrafinowanie byłoby dla mnie nieznośne i
robiłabym wszystko, żeby cię unikać... kobiecie zawsze jest łatwo
znalezć pretekst, żeby się od tego wykręcić, czy nie?
- To prawda - odpowiedziałem - nie wymawiałaś się nigdy... ale
sposób, w jaki to robisz... kochająca kobieta nie zachowuje się w
miłości tak jak ty.
- A jak ja się zachowuję?
Powinienem był odpowiedzieć: Jak prostytutka, która ulega
swojemu klientowi i chce tylko, żeby się wszystko jak najszybciej
odbyło... oto jak się zachowujesz . Ale wolałem milczeć przez
szacunek dla niej i dla siebie. A zresztą, na co by się to przydało?
Powiedziałaby, że nie mam racji i może nawet przypomniałaby mi z
techniczną precyzją swoje uniesienia erotyczne, w których było
wszystko: i umiejętność poszukiwania rozkoszy, i temperament, i szał,
i namiętność, wszystko prócz uczucia i tkliwej uległości. I znowu nie
wiedziałbym, co na to odpowiedzieć, a przy tym, obrażając ją tym
obelżywym porównaniem, winien byłbym ja. Zrozumiałem, że okazja
do wyjaśnienia, które chciałem sprowokować, była stracona, i
zrozpaczony zawołałem: - Jakakolwiek jest tego przyczyna, jestem
przekonany, że mnie już nie kochasz, to wszystko!
Nie drgnęła nawet i patrzała na mnie bez słowa, jak gdyby
chciała wyczytać z mojej twarzy, co powinna mi odpowiedzieć.
Zauważyłem wtedy pewien szczegół, który i przedtem nie uszedł
mojej uwagi: jej smagła, ładna twarz, tak harmonijna, symetryczna i
regularna, uległa jakby procesowi zniekształcenia: jeden policzek stał
się nagle wklęsły, usta nie były już na samym środku twarzy, oczy
zapadły głębiej w oczodoły, pociemniały i straciły blask, jak gdyby
powleczono je ciemnym woskiem. Jak wspomniałem, znałem już ten
szczegół: istotnie zmieniała się tak zawsze, gdy miała powziąć jakąś
decyzję, na którą trudno jej się było zdobyć. Potem w nagłym porywie
zarzuciła mi ręce na szyję mówiąc głosem, który fałszywie zabrzmiał
mi w uszach:
- Ależ Riccardo, dlaczego mi to mówisz? Ja cię kocham...
kocham tak samo jak dawniej. - Czułem jej gorący oddech na uchu, jej
dłoń na czole, potem na skroniach, na włosach; przyciągnęła do
swojej piersi moją głowę i przytuliła ją mocno obydwiema rękami.
Przyszło mi na myśl, że dlatego tak mnie obejmuje, bym nie
widział jej twarzy, która była może znudzona i spokojna, jak twarz
osoby, która robi coś bezdusznie, wyłącznie z poczucia obowiązku; i
[ Pobierz całość w formacie PDF ]