[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jakiś udział w dostarczeniu listu. Jak Robyn się tu dostała?
Wsunęłam dłoń pod kamień w kształcie serca. Na kilku starych kopertach widniało imię Joyce napisane
moim charakterem pisma, wszystkie inne były podpisane Mama . Nie kradnę listów Joyce,
przekonywałam samą siebie. Zrozumiałaby bez zbędnych słów, że chronię jej córkę.
Przyklękłam na ziemi, tak bardzo chciałabym się jeszcze raz z nią spotkać. Chodzmy stąd ,
powiedziałabym, a ona by zapytała: Delirio s jeszcze istnieje? .
Istniało. Poszłybyśmy sobie na naleśniki, jak gdyby nigdy nic. Nie musiałybyśmy nawet wiele mówić,
Joyce zaczęłaby stukać paznokciami o plastikową kartę i rozmowa szybko zeszłaby na jakiś głupi temat.
Na przykład z czym najlepiej smakują naleśniki. Z prażonymi migdałami? Z truskawkami? Tylko nie
banany! Bita śmietana? Wiem, co zamówiłaby Joyce trzy naleśniki na maślance i sok pomarańczowy.
Przemilczałybyśmy udar jej matki, depresję ojca i wynikającą z niej decyzję o powierzeniu mi opieki nad
Callie. Kelnerka przyniosłaby nasze zamówienie, Joyce polałaby swoje naleśniki syropem klonowym
i wzięła do ust pierwszy kęs, a ja obserwowałabym ją zachłannie. Joyce z jej małym, brązowym
znamieniem.
Nie zauważyłam momentu otwarcia bramy. Zorientowałam się, że nie jestem już sama, dopiero kiedy na
poboczu pobliskiej ścieżki stanęła zielona ciężarówka. Wstałam, otrzepując kolana. Kierowca wysiadł
z samochodu i zaczął mnie obserwować. Po chwili ruszył truchtem w moją stronę. Nie powinno mnie tu
być. Zcisnęłam klucze, gotowa go nimi dzgnąć w razie konieczności. Będę musiała się bronić, niemogę
dopuścić, żeby to się stało w tym miejscu. Przystanął gwałtownie w odległości kilku metrów. Nie jest
duży, jeśli dobrze wymierzę pierwszy cios, raczej zdołam uciec.
Wszystko w porządku? zapytał chrapliwym głosem. Zmierzyłam go uważnym spojrzeniem. Niezbyt
wysoki, średniej budowy, mężczyzna przed trzydziestką w niebieskiej czapce z daszkiem i rozpinanej
bluzie. Miał jasnobrązowe włosy i lekki zarost.
Ta-ak. Zauważył kluczyki i cofnął się nieco. Ponownie zerknęłam na ciężarówkę i zdałam sobie
sprawę z oczywistości sytuacji. On tu pracował, a ja weszłam bezprawnie na teren zamkniętego
cmentarza i okradałam grób. W lewej ręce wciąż ściskałam listy do Joyce. Chciałam tylko coś zostawić
przyjaciółce powiedziałam czym prędzej. Wszystko jest jak najbardziej w porządku.
Popatrzył na listy pożółkłe ze starości i miałam wrażenie, że za chwilę wybuchnie śmiechem.
Z płonącymi policzkami schowałam koperty pod kamień.
Nie ma sprawy.
Zawrócił do swojego samochodu. Wjechał w zalesioną część cmentarza, a ja odprowadziłam go
wzrokiem. Potem włożyłam listy do torebki. Powinnam była po prostu powiedzieć mu prawdę
o prześladowczyni Callie. Może mógłby nam pomóc i od czasu do czasu zerknąć, czy Robyn nie kręci się
gdzieś w pobliżu grobu Joyce. Ruszyłam za nim, bo nagle zapragnęłam wyjaśnić mu sytuację. Po krótkim
spacerze między drzewami dotarłam do kamiennego budynku. Obok wielkiego garażu stała zaparkowana
ciężarówka. Nacisnęłam dzwonek. Otworzył drzwi, oparł się o nie swobodnie i popatrzył na mnie
zaspanymi, szarymi oczami.
Hej.
Cześć.
Czekał, a ja nie mogłam wydobyć z siebie nic więcej. Nie wiedziałam, od czego zacząć. Miałam
w torebce zrabowane z grobu listy.
Ja& chciałam wyjaśnić&
Przygryzłam dolną wargę i spuściłam wzrok. Gdybym tylko potrafiła znalezć właściwe słowa, wszystko
stałoby się jasne, ale umysł odmówił mi posłuszeństwa. Dopadła mnie potworna trema, chciałam uciec
do samochodu.
Wtedy on zapytał:
Napijesz się kawy?
Zaprowadził mnie do niewielkiego gabinetu ze starym metalowym biurkiem i pasującą do niego szafką
na dokumenty. Usiadłam na skrzypiącym, obrotowym krześle, które mi wskazał, i obserwowałam jego
krzątaninę. Napełnił wodą czajnik elektryczny, przez chwilę szukał łyżeczki, wsypał do kubków kawę
rozpuszczalną. Było w nim coś, co kojarzyło mi się z chłopakami ze studiów, którzy grali w zośkę. Miał
[ Pobierz całość w formacie PDF ]