[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ich od ciebie nie zażądał. Czyli wychodzi na to, że porwano mnie z
innego powodu. I, być może, ten ich przywódca chce od ciebie
czegoś innego, na przykład jakiejś informacji. I chciał cię zmusić,
żebyś mu dał tę informację. Albo może ty z nim już wcześniej...
współpracowałeś i tkwisz w tym po samą szyję. I poróżniliście się z
jakiegoś powodu...
Na ułamek sekundy na twarzy ambasadora pojawił się wyraz
prawdziwej paniki, zmieszanej z poczuciem winy. Błyskawicznie
jednak jego twarz wygładziła się i przybrała obojętny wyraz.
- Przedziwne insynuacje - mruknął.
A Barrie czuła, że robi jej się słabo. Bo ta panika i poczucie winny
zdążyły powiedzieć jej rzecz oczywistą: że sumienie ojca nie jest do
końca czyste.
- Powinieneś mi to wyjaśnić - powiedziała twardym głosem. -
Jestem pewna, że oni porwali mnie z twojego powodu.
- Barrie, dziecko...
Puścił jej ręce, obszedł biurko i usiadł z powrotem na fotelu. Jakby
symbolicznie wracał do roli tylko i wyłącznie ambasadora.
- Dobrze wiesz, że są rzeczy, o których nie wolno mi z tobą
rozmawiać. I twoje insynuacje są zupełnie nie na miejscu. To tylko
dowód, jak bardzo jesteś wytrącona z równowagi.
Naturalnie, że mogła zapytać, czy Art Sandefer z CIA też by sądził,
że jej insynuacje są nie na miejscu. Nie potrafiła jednak posunąć się
tak daleko, żeby grozić własnemu ojcu. I dlatego przeżywała bardzo
bolesną rozterkę. Bo jeśli ojciec popełnił jakąś zdradę, to czy ona,
zachowując milczenie, również nie jest zdrajczynią? Kochała swój
kraj. Przez wiele lat żyła w Europie, przepadała za francuskim
winem, wiedeńską architekturą, ceniła opanowanie Brytyjczyków,
zachwycała się hiszpańską muzyką, a w słonecznej Italii wszystko
82
było dla niej przepiękne. Ale za każdym razem, gdy wracała do
Stanów, uderzała ją energia rozpierająca tutejszych mieszkańców, i
ich życie, bujne, różnorodne. W tym kraju, w którym nawet ludzie
uważani za ubogich żyli o wiele lepiej niż ludzie gdzie indziej... w
tym kraju było jej najlepiej na świecie.
Jeśli zostanie w Atenach, będzie narażona na wielkie
niebezpieczeństwo. Porywaczom tym razem się nie udało. Ale to nie
znaczy, że ten tajemniczy on" nie uderzy jeszcze raz. Podejrzewała,
że ojciec wiedział, kto to jest. I dlatego przeczuwała, co ją teraz
czeka. Będzie więzniem w ambasadzie, nie będzie mogła się stąd
ruszyć, chyba że z uzbrojoną obstawą. Będzie więzniem strachu
swego ojca.
Tak naprawdę, to na całym świecie nie ma miejsca, gdzie mogłaby
czuć się bezpiecznie. Ale niewątpliwie w Atenach jest bardziej
zagrożona niż gdzie indziej. Poza tym, wyrwawszy się z ambasady,
będzie miała większą możliwość zdobycia informacji o miejscu
pobytu Zane'a. W końcu wpływy admirała Lindleya nie sięgają do
każdego zakątka świata. Im dalej od Aten, tym jego wpływy są
mniejsze.
Spojrzała ojcu prosto w twarz, świadoma, że teraz z rozmysłem
przecina więzy łączące ich od piętnastu lat.
- Wracam do domu - oświadczyła pełnym, dzwięcznym głosem. -
Do Wirginii.
Dwa tygodnie pózniej Zane siedział na frontowej werandzie domu
swoich rodziców. To był piękny, rozłożysty dom na szczycie
wzgórza, które jego rodzina nazwała Wzgórzem Spełnionych
Nadziei. To wzgórze leżało w pobliżu Ruth, małego miasteczka w
stanie Wyoming. Widok z werandy był przepiękny. Niekończące się
łańcuchy majestatycznych gór poprzecinanych zielonymi kotlinami.
Tu wszystko było piękne. I takie swojskie. Siodła, buty z
cholewami, bydło, ale tego bydła było niewiele, bo na ranczo
hodowano przede wszystkim konie. Poza tym były tu książki,
zapełniające każdy pokój, i koty, skradające się w półmrocznej
stajni. I słodkie gruchanie matki, rozpieszczającej wszystkich i
wszystko wokół siebie. I ojciec, taki troskliwy i pełen zrozumienia, a
83
jednocześnie taki dumny ze swoich synów i tak bardzo kochający
swoją jedyną córkę...
Zane nieraz już dostał kulę, dziabnęli go też kiedyś nożem. Miał
połamane obojczyki i żebra, przedziurawione płuco. Ale nigdy
jeszcze nie był tak bliski śmierci. Uratowała go determinacja Barrie.
Gdyby nie Barrie, pochylona nad nim i każdym gramem swego
drobnego ciała przyciskająca ten czarny kłębek do jego rany... No i
gdyby nie Santos, który błyskawicznie podał plazmę do jego żył...
Na okres rekonwalescencji przyjechał do domu. Wypoczywał i
zamierzał pewne sprawy przemyśleć. Niestety, był z tym pewien
problem, ponieważ cała rodzina odczuwała silną potrzebę złożenia
mu wizyty. Zjawiali się po kolei, na dłużej lub krócej, zjawił się też i
Chance. Zjawił się, to znaczy wsunął do domu, rzucając na matkę i
siostrę podejrzliwe spojrzenia, jakby były bombami, które mogą w
każdej chwili eksplodować mu prosto w twarz. A teraz rozsiadł się
obok Zane'a na werandzie i kontemplując razem z nim piękny
widok, rzucił ot tak, mimochodem:
- Myślisz o rezygnacji.
Jego domyślność nie zdziwiła Zane'a. Walka, jaką stoczyli ze sobą
czternaście lat temu, była przełomem w ich wzajemnych stosunkach,
na początku wyjątkowo chłodnych. Z biegiem lat zbliżyli się bardzo.
Jak prawdziwi bracia. Ba! Jak blizniacy!
- A tak - oparł po chwili Zane.
- Czyli koniec z awansami? - spytał Chance.
- Chyba tak. Zresztą ten ostatni wyszedł mi bokiem. W ogóle
przestałem pracować w terenie - pożalił się Zane, poprawiając się w
krześle. Wyciągnął nogę i ostrożnie oparł ją o balustradę werandy.
Dwa i pół tygodnia to jeszcze za krótko, aby zapomnieć o ranie. -
W tej ostatniej misji brałem udział tylko dlatego, że podczas
ćwiczeń ranili mi dwóch ludzi. A zresztą... Mam już trzydzieści
jeden lat, w tym wieku z reguły wszyscy kończą pracę w terenie.
- Może chciałbyś przyłączyć się do mnie?
- Bo ja wiem... Zane wzruszył ramionami i z jeszcze większą
uwagą zaczął wpatrywać się w góry na horyzoncie.
- Może i chciałbym... gdyby sytuacja wyglądała inaczej.
- Inaczej?
84
- No... inaczej. Jest taka jedna...
- Baba? O, nie, to całkowicie zmienia postać rzeczy. Dopóki
będziesz o niej myślał, nie skupisz się na żadnej robocie.
A Zane wcale nie zamierzał przestać myśleć o Barrie. Znikła tak
nagle, bez jednego słowa pożegnania i otuchy. Ale potem Spook i
Greenberg opowiedzieli mu, jak jakiś major ciągnął ją siłą do
samolotu, a ona szarpała się, krzyczała i klęła jak stary marynarz.
Odstawili ją do Aten. A szanowny tatuś plus obowiązująca zasada
utajnienia wszelkich informacji na temat SEAL-u skutecznie nie
pozwoliły Barrie dowiedzieć się, do którego szpitala zabrano Zane'a
Mackenziego.
A on tak tęsknił za nią... Za tą małą rudowłosą i zielonooką sówką,
taką dzielną i upartą. Tęsknił za jej poważnym spojrzeniem,
radosnym śmiechem, i tęsknił za jej namiętnością. Nigdy jeszcze,
przy żadnej kobiecie, nie wzięło go tak mocno, jak przy tym
niedużym stworzeniu, które samo sobie umyśliło, że on będzie tym
pierwszym w jej życiu...
Jasne, że tęsknił, i to jak!
Kochali się w tych ruinach, potem sobie gadali albo po prostu leżeli
obok siebie. I to wszystko tak mu się spodobało, że... Z natury był
samotnikiem, słowa kocham" używał tylko w odniesieniu do
swojej rodziny. A teraz to słowo zaczynało mu dziwnie pasować do
[ Pobierz całość w formacie PDF ]