[ Pobierz całość w formacie PDF ]
sobie przypomni, gdzie słyszała nazwisko Michaela.
- To ten, który miał wypadek podczas weekendu - powiedziałam, \eby przyśpieszyć
nieuniknione. - Wypadek, w którym zginęło czworo uczniów z RLS.
Przyćmiony upuścił widelec, który z hałasem spadł na talerz.
- Michael Meducci? - Pokręcił głową. - Niemo\liwe. To był Michael Meducci!
Pieprzysz.
- Brad, licz się ze słowami - upomniał go ostro Andy. Przyćmiony powiedział:
przepraszam , ale oczy mu się świeciły.
- Michael Meducci - powtórzył. - Michael Meducci zabił Marka Pulsforda?
- Nikogo nie zabił - parsknęłam. Zrozumiałam, \e powinnam była trzymać buzię na
kłódkę. Teraz to się rozejdzie po całej szkole. - To był wypadek.
- Doprawdy, Brad - powiedział Andy - jestem pewien, \e biedny chłopak nie chciał
nikogo zabić.
- No dobrze, przepraszam - odparł Przyćmiony. - Ale Mark Pulsford był najlepszym
rozgrywającym w całym stanie. Powa\nie. Miał stypendium Uniwersytetu Kalifornijskiego.
Był naprawdę świetny.
- Och, coś ty? No to jak cię znosił w swoim towarzystwie? - Zpiący, w rzadkim
przebłysku poczucia humoru, wyszczerzył się do brata.
- Zamknij się - warknął Przyćmiony. - Byliśmy kiedyś razem na imprezie.
- Ach tak - mruknął Zpiący z kpiną.
- Naprawdę. W zeszłym miesiącu, w dolinie. Mark był bombowy. - Złapał bułkę,
wpakował ją niemal w całości do ust, a potem wymamrotał: - Dopóki nie zjawił się Michael
Meducci i go nie zamordował.
Zauwa\yłam, \e Gina przygląda mi się z jedną, tylko jedną, brwią uniesioną do góry.
Nie zareagowałam.
- Do wypadku nie doszło z winy Michaela - oznajmiłam. - W ka\dym razie o nic go
nie oskar\ono.
Mama odło\yła widelec.
- Dochodzenie w sprawie wypadku jest w toku - zauwa\yła.
- Przy tylu wypadkach, do ilu tam doszło - powiedział ojczym, nakładając parę
szparagów na talerz mamy, a następnie podsuwając półmisek Ginie - na tym odcinku drogi,
mo\na by się spodziewać, \e ktoś wreszcie jakoś go zabezpieczy.
- Wąski pas szosy - odezwał się Profesor tonem pogawędki - wzdłu\ odcinka
wybrze\a znanego jako Big Sur tradycyjnie uwa\a się za zdradziecki, a nawet wybitnie
niebezpieczny. Często pogrą\ona we mgle, wijąca się i wąska górska droga nie zostanie
prawdopodobnie, dzięki obrońcom historycznego dziedzictwa, rozbudowana. Niedostępność
tego miejsca przyciągała poetów i artystów, którzy tam się osiedlili, na przykład Robinsona
Jeffersa. Zachwycała go ponura dzikość otoczenia.
Zamrugałam, patrząc na mojego najmłodszego brata. Jego fotograficzna pamięć, na co
dzień męcząca, często bardzo się przydawała, zwłaszcza kiedy zbli\ał się termin składania
prac semestralnych.
- Dzięki za informacje - powiedziałam.
Profesor uśmiechnął się, ukazując oblepiony jedzeniem aparat ortodontyczny.
- Nie ma za co.
- Najgorsze w tym wszystkim jest to - podjął Andy, w dalszym ciągu narzekając na
warunki bezpieczeństwa panujące na tej szosie - \e ten konkretny odcinek wydaje się
szczególnie przyciągać młodych kierowców.
Przyćmiony, który pakował sobie ry\ do ust, jakby to było jego pierwsze po\ywienie
od paru tygodni, zachichotał, mamrocząc:
- No, eee, tato.
Andy spojrzał na swego średniego syna.
- Wiesz, Brad - odezwał się łagodnie - w Ameryce, a jak słyszałem, w du\ym stopniu
tak\e w Europie, uwa\a się za społecznie akceptowalne odkładanie od czasu do czasu widelca
i poświęcanie chwili na prze\uwanie.
- Tam odchodzi akcja - wyjaśnił Przyćmiony, odkładając zgodnie z sugestią ojca
widelec, co sobie powetował mówiąc z pełną buzią.
- Co za akcja? - zainteresował się Andy.
Zpiący, który odzywa się tylko wtedy, kiedy nie ma innego wyjścia, od czasu
pojawienia się Giny zrobił się niemal gadatliwy.
- Chodzi mu o punkt - oznajmił.
- Punkt? - zapytała nieco zdezorientowana mama.
- Punkt - potwierdził Zpiący. - Punkt obserwacyjny. Wszyscy tam je\d\ą, \eby się
całować w sobotę wieczorem. A przynajmniej - tu Zpiący zachichotał - Brad i jego kumple.
Przyćmiony, bynajmniej nieobra\ony tą oszczerczą uwagą, pomachał szparagiem,
jakby to było cygaro, a następnie wyjaśnił:
- Punkt jest bombowy.
- Czy to tam - zainteresował się Profesor - zabierasz Debbie Mancuso? - Skrzywił się
z bólu, gdy jeden z jego goleni został brutalnie zaatakowany pod stołem. - Auu!
- Nie chodzę z Debbie Mancuso! - ryknął Przyćmiony.
- Brad - warknął Andy. - Nie kop brata. Dawidzie, nie wspominaj imienia Debbie
Mancuso przy stole. Mówiliśmy ju\ o tym. Suze?
Spojrzałam na niego, unosząc brwi.
- Nie podoba mi się, \e wsiadasz do samochodu z chłopcem, który brał udział w tak
powa\nym wypadku, bez względu na to, czyja to była wina. - Andy spojrzał na mamę. - Zga-
dzasz się ze mną?
- Obawiam się, \e muszę - westchnęła. - yle się z tym czuję. Meducci prze\ywali
ostatnio z pewnością trudne chwile...
- Na pytające spojrzenie ojczyma dodała: - To ich córka o mało nie utonęła parę
tygodni temu. Pamiętasz?
- Och. - Andy kiwnął głową. - Na tym basenowym przyjęciu. Zabrakło kontroli ze
strony rodziców...
- Za to nie zabrakło alkoholu - powiedziała mama. - Biedny dzieciak, jak się wydaje,
wypił za du\o i wpadł do wody. Nikt nie zauwa\ył, a jeśli nawet, to nikt nic nie zrobił. Od
tamtego czasu jest w śpiączce. Jeśli prze\yje, to z powa\nym uszkodzeniem mózgu. Suze -
mama odło\yła widelec - nie wydaje mi się, \eby to był dobry pomysł, \ebyś się spotykała z
tym chłopcem.
Normalnie to by mnie ucieszyło, bo nie zale\ało mi specjalnie na widywaniu się z tym
facetem.
Ale musiałam, jeśli istniał cień nadziei, \e zdołam go uchronić przed zajęciem miejsca
na cmentarzu.
- Dlaczego? - Przełknęłam kawałek łososia. - To nie wina Michaela, \e ma siostrę
alkoholiczkę, która nie umie pływać. A poza tym, dlaczego rodzice pozwolili ośmioklasistce
na udział w takim przyjęciu?
- Nad tą sprawą - powiedziała mama przez zęby - nie będziemy się tutaj zastanawiali i
doskonałe o tym wiesz. Musisz po prostu zadzwonić do tego młodego człowieka i powiedzieć
mu, \e mama zabroniła ci wsiadać z nim do samochodu. Jeśli miałby ochotę cię odwiedzić i
pooglądać wideo, w porządku. Ale nie wsiądziesz z nim do samochodu.
Otworzyłam szeroko oczy ze zdumienia. Tutaj? Spędzić wieczór tutaj? Pod uwa\nym
spojrzeniem Jesse'a? O mój Bo\e, tego właśnie mi potrzeba. Obraz wywołany tymi słowami
napełnił mnie taką zgrozą, \e porcja łososia, którą podniosłam do ust, spadła z widelca na
moje kolana, skąd zgarnął ją natychmiast długi psi jęzor.
Mama dotknęła mojej ręki.
- Suze - powiedziała cicho - potraktuj to powa\nie. Nie chcę, \ebyś jezdziła
samochodem z tym chłopakiem.
Spojrzałam na nią zaciekawiona. To prawda, \e w przeszłości byłam zmuszona jej nie
słuchać, co wynikało głównie z okoliczności, na które nie miałam wpływu. Ona jednak o tym
nie wiedziała. W du\ym stopniu udawało mi się to przed nią zataić. Z wyjątkiem tych
przypadków, kiedy odprowadzała mnie do domu policja, co zdarzyło się zaledwie kilka razy i
nie warto o tym wspominać.
Poniewa\ jednak teraz sytuacja była inna, nie bardzo rozumiałam, dlaczego czuła
potrzebę powtórzenia swojego wyroku w sprawie Michaela Meducciego.
- W porządku, mamo - powiedziałam. - Dotarło to do mnie za pierwszym razem.
- Bardzo mi na tym zale\y.
Przyjrzałam się jej. Nie chodzi o to, \e sprawiała wra\enie, jakby miała poczucie...
có\, winy. Ale zdecydowanie coś wiedziała. Coś, czego nie chciała ujawnić.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]