[ Pobierz całość w formacie PDF ]
się podniosłam. Musiałam odejść, żeby Lucas mógł się przemienić. Poza
tym chciałam, by mogli swobodnie się pożegnać.
- Będę w samochodzie. Uważaj na siebie - poprosiłam.
Lucas uśmiechnął się.
- Będę.
Zrobiłam krok i usłyszałam jakieś dziwne trzaśniecie pod butem.
Schyliłam się i podniosłam złamane szkiełko mikroskopowe z próbką
krwi. Okej, nie co dzień znajduje się w lesie coś takiego.
Pokazałam swoje znalezisko Lucasowi i Kayli.
- Hm - zastanawiał się Lucas. - Wygląda na to, że wożą ze sobą
sprzęt, żeby na miejscu zbadać krew. To dlatego zostawili wilka.
Przekonali się, że to nie jest Zmiennokształtny.
- I po prostu go porzucili, całkiem bezbronnego. - Nie mogłam
pohamować złości. Uganianie się za nami to jedno, ale teraz zagrażają
także niewinnym wilkom.
Wilk poruszył się.
- Nie będzie zadowolony, kiedy odzyska przytomność - dodał szybko
Lucas. - Idzcie już.
- Uważaj na siebie - przypomniałam mu i odeszłam.
Parę minut pózniej przy samochodzie zjawiła się Kayla, ściskając w
ramionach ubranie Lucasa.
- Nie mogę uwierzyć, że uważałam Masona za fajnego faceta -
powiedziała.
- Ja też go za takiego miałam - przyznałam. - I może byłby taki,
gdyby nie ta obsesja.
Usiadła za kółkiem, a ja zajęłam miejsce pasażera. Rzuciła ciuchy
Lucasa na tylną kanapę, odpaliła silnik i ruszyłyśmy.
- Są coraz bliżej - szepnęłam. - Czuję to. A ty?
- Tak. - Nawet w tej chwili miałam wrażenie, jakby nas obserwowali.
- Jak możemy ich przekonać, żeby zostawili nas w spokoju? -
zapytała Kayla.
- Nie wiem, czy możemy. Myślę, że Connor ma rację. Niszcząc
laboratorium, możemy ich spowolnić, ale raczej ich nie zatrzymamy.
Zdaje się, że nie całkiem tak wyobrażałaś sobie swoje letnie wakacje.
Kayla zaśmiała się.
- Raczej nie. Na początku lata nawet nie zdawałam sobie sprawy z
istnienia Zmiennokształtnych. - Spoważniała. - Ale teraz zrobię wszystko,
żeby ich chronić.
- To jesteśmy już dwie.
- Myślisz, że wygramy? - zawahała się.
Nie odpowiedziałam. Wyczerpałam na dzisiaj swój limit kłamstw.
Fakty były takie, że wdzierali się do naszego lasu, do naszego życia. I nie
dadzą za wygraną, dopóki ktoś z nas nie wpadnie w ich szpony.
Rozdział 9
Po dotarciu do Tarrant dałam Kayli wskazówki, jak dojechać do
mojego domu. Wpatrywałam się w piętrowy budynek w stylu klasa
średnia . Mama ciężko pracowała, żeby kupić nam ten dom. Zawsze
wiedziałam, że nie było mi pisane zostać przywódcą grupy ani nawet
dziewczyną przywódcy. Nie miałam z tym problemu. Byłam zadowolona
z życia, jakie zapewniła mi mama. Jedyną rzeczą, której pragnęłam, to
zostać najlepszym Strażnikiem Nocy. Okej, marzył mi się jeszcze chłopak,
który byłby pokrewną duszą, ale na to nie miałam wpływu. Szlifowanie
formy i podnoszenie kwalifikacji jako strażnika, to zależało ode mnie.
Złapałam plecak.
- Dzięki za podwózkę.
- Wieczorem będziemy w Sly Fox - rzuciła Kayla. - Wpadnij, jeśli
będziesz mogła.
- Wpadnę. Chcę się dowiedzieć, co odkrył Lucas.
Wysiadłam z auta i ruszyłam w stronę domu. Kayla odjechała.
Zwolniłam. Samochód mamy stał na podjezdzie, więc wiedziałam, że była
w domu. W oknie drgnęła zasłonka. Ciekawe, czy mama spodziewała się,
że przemienię się jeszcze przed wejściem. Zawsze byłyśmy w dobrych
stosunkach, nawet jeśli uważała, że powinnam mieć jakieś życie poza, jak
ona to nazywała, obsesją bycia Strażnikiem Nocy. To nie wszystko ,
mówiła mi często. Na co zwykle odpowiadałam: Na jakim świecie
żyjesz?
Drzwi nie otworzyły się na oścież. Mama nie wybiegła, żeby mnie
powitać. Najwyrazniej nie zanosiło się na moment rodem z Hallmarku.
Dopiero, kiedy weszłam do środka, podbiegła do mnie, prawie
miażdżąc mnie w objęciach.
- Och, dziecinko, wszystko w porządku?
Nie cierpiałam, kiedy nazywała mnie dziecinką. Nie byłam już
dzieckiem. I to od dawna. Uwolniłabym się z jej ramion, ale w tym
momencie bardzo potrzebowałam bliskości. Znowu walczyłam ze łzami.
Boże, te emocje mogły człowieka wykończyć.
Wreszcie mama odsunęła mnie od siebie na długość ramion. Jej
oczy, zielone jak wiosenne liście, wpatrywały się w moje. Miała
rudobrązowe włosy, a ja zawsze żałowałam, że ich po niej nie
odziedziczyłam. Nigdy nie widziałam zdjęcia mojego ojca, ale podobno to
po nim miałam ciemne włosy i karnację.
Oczy mamy zasnuły się smutkiem.
- Nie przemieniłaś się.
Moje przeklęte oczy wypełniły się łzami.
- Skąd wiesz? - wychrypiałam. Przyciągnęła mnie do siebie i zaczęła
kołysać.
- Och, dziecinko, tak bardzo mi przykro.
W jej głosie słychać było poczucie winy. Wyrwałam się z jej objęć,
skrzyżowałam ręce na piersi i posłałam jej piorunujące spojrzenie. Ale
przynajmniej ciekawość powstrzymała łzy.
- Przykro ci? Co zrobiłaś, mamo?
- Usiądz - poprosiła mama.
- Nie muszę. Po prostu mi powiedz.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]