[ Pobierz całość w formacie PDF ]
anioł na stałe, razem z drugimi zębami. To chyba musi być tak urządzone, logicznie.
25 II
Wieczorem w TVN-ie zobaczyłam znowu Muńka. Dzwonię do Misiaka:
- Widzisz, odczekał i zaatakował.
- Przesadzasz, za dużo oglądasz telewizji...
- Ja? Dwa filmy na tydzień, jakieś dokumenty, dobranocki z Połą. Czy znasz daty
urodzin nieznanych ci ludzi? A ja Muńka znam, powiedział dzisiaj: urodziłem się piątego
listopada. Nie mam obsesji. Gazet prawie już nie czytam, ale tytuły z Muńkiem same
wchodzą w oczy, palę w kominku makulaturą od ciebie, otwiera mi się jakieś pismo na stronie
show biznes i podają, ile Muniek w tamtym roku sprzedał płyt, dwanaście tysięcy. Nawet w
porównaniu z książkami to mało. Może ludzie go nie kupują, bo ciągle leci w radiu albo
kupują pirackie. Nie, nie martwię się o jego karierę. Dziwi mnie, jak facet sprzedający się w
śladowych ilościach może tak skutecznie zapełniać sobą media.
Nic do Muńka nie mam, to na pewno pracowity, porządny człowiek, tyle że
skondensował się w mojego prześladowcę, w jakiś dowód na polskość. Słuchasz mnie? Nie,
no pewnie, że nie, wolisz słuchać Muńka...
26 II
Między stówami Sofii Coppoli dziejące się w tokijskim hotelu, oryginalny tytuł
Zagubione w przekładzie. Wygląda na to, że zagubiła się Japonia przełożona na Zachód. Jej
kultura jest w tym filmie skarłowaciałym reliktem, czymś w rodzaju bonzai.
Zminiaturyzowana przeszłość i kopiująca powłokę Zachodu terazniejszość. W takich
dekoracjach dwoje bohaterów: młodziutka housewife po skończonej na Yale filozofii i ame-
rykański gwiazdor w smudze cienia stają się egzystencjalnymi mędrcami. Przedstawicielami
wyrafinowanej kultury półsłówek, niedopowiedzeń. Ich zbliżanie się do siebie, na wpół
świadome, na wpół wymuszone sytuacją, jest jedynym ludzkim odruchem na tle japońskich
kosmitów i głupawych rodaków przemieszkujących w hotelu. Każdy się utożsami z tą
pogubioną dziewczyną albo pozbawionym złudzeń aktorem, kto z nas nie jest chociaż trochę
nieszczęśliwy?
Młodzi Japończycy bawiący się w trendowych pubach są typowymi fashion victims.
Wystylizowani do tego stopnia, że nie wiadomo, kim naprawdę są: blond kuzynami Gaultiera,
metką od Vivienne Westwood? Zachodnia moda zgarnęła tam więcej ofiar niż amerykańska
bomba w Hiroszimie.
Oglądam film, a cały czas coś mi szura po głowie. Nie mogę się skupić, w fotelu obok
Misiak jęczy z rozczarowania. Za miesiąc wybiera się do Tokio na koszt uwielbianego przez
nią projektanta Yamamoto. Cel misji: wywiad o jego najnowszych perfumach. Przeliczam
koszty jej wyjazdu, wyjazdu dziesiątek zaproszonych na promocję dziennikarzy z całego
świata i wychodzi mi astronomiczno-walutowa suma: o jeny! Im dłużej trwa film, tym Misiak
bardziej rozczarowany Japonią. Pocieszam ją, że leci do największego na świecie zagłębia
sushi, przynajmniej taka korzyść, i to na koszt jakiegoś Yamanamotanego sprzedającego litr
perfum drożej od litra ludzkiej krwi.
Już wiem! Deja vu na Między stówami nakłada się Czas Apokalipsy. Sofia Coppola za
wszelką cenę chce odgonić od siebie widmo słynnego tatusia Coppoli. Udowodnić, że to nie
dzięki niemu robi filmy i karierę. Jej produkcje są kameralne, nie mają nic wspólnego z
epickim rozmachem Ojca chrzestnego czy Apokalipsy. Jednak tak jak ojciec wybiera się z
kamerą na Daleki Wschód, co prawda nie do Wietnamu, ale do Japonii. Nie w dżunglę, lecz
do sterylnego hotelu. Tam też w izolacji trwa wojna o duszę jej pokolenia. Nie tak
spektakularnie krwawa, bez najazdów helikopterem i muzyki Wagnera. Te wszystkie efekty
zastępują najazdy kamery na twarze aktorów odgrywających niuanse psychologiczne, zamiast
Walpurgii karaoke. Bohater Między stówami jest pięćdziesięcioczteroletnim aktorem. W 1968
miał osiemnaście lat, ale nie wiadomo, czy wymigał się wtedy od pójścia na wojnę, spalił
książeczkę wojskową, czy nie zdążył na pokoleniową rzez. Coppola ściągnęła go z pola
codziennej bitwy do tokijskiego hotelu, żeby zagrał życiowego weterana. Mądrego
pułkownika Kurtza w cywilu, nie deprawującego dusz młodych żołnierzy zamkniętych w kli-
matyzowanej dżungli. Między stówami jest o ludzkiej samotności, o złych wyborach
prowadzących do pustki lub dobrych nagrodzonych uczuciem. Pozornie ten film to
zaprzeczenie krwawej Apokalipsy. Tam wybory prowadziły do piekła dżungli, śmierci lub
ocalenia. W czasach pokoju prywatna apokalipsa dzieje się w hotelowych pokojach, w
zawieszeniu, z dala od domu, zwyczajnej codzienności. Tu też chodzi o życie, rany zadane
sumieniu (zostawić dzieci dla romansu?) i pokojowe zbrodnie przeciw innym.
Sofia Coppola w Między słowami stworzyła układ: córka - ojciec, z którego jej samej
jest tak trudno się wyzwolić. Skonfrontowała ich (siebie) w przypowieściach o tęsknocie za
miłością, zrozumieniem. Dziewczyna, zagubione dziecko, szuka schronienia u faceta w wieku
jej ojca. Facet pragnie dziewczyny, ale przy pewnej mądrości i doświadczeniu życiowym
wątłe zasady zamieniają się w tabu, których nie powinno się naruszać: przyzwoitość,
oczywistość konsekwencji, ich pseudoromans, gra na granicy psychicznego kazirodztwa,
freudowsko-edypalny układ z ojcem.
Wszystko kończy się między nimi dobrze: na przyjazni i ojcowskim pocałunku
zapłakanej dziewczynki. Związek mimo obopólnych chęci nie został skonsumowany. A
gdyby?... Gdyby byli bardziej zdesperowani, czuli między sobą mniej pokrewieństwa, a
więcej pożądania? Byłby kolejny trywialno-edypalny romans z fatalnym końcem.
Wypalony pięćdziesięciolatek próbujący przywrócić się do życia przez transfuzję z ciała dwu-
dziestoparoletniej dziewczyny. Dwoje ludzi, obojętne, czy w tokijskim hotelu, czy jak w
Scenach z życia pozamałżeńskiego w buddyjskim klasztorze, znajduje pozorną bliskość,
łudząc się, że to drugie jest mu podobne, bo tak samo zagubione na egzotycznej ziemi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]