[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Zmagając się z myślami, wrócił do urokliwego zakątka, który wynajął na czas po-
bytu na Fala'isi. Od razu zauważył Taryn. Szła przez plażę w kierunku bungalowu. Pareo
zawiązane na biodrach podkreślało zmysłowe kobiece kształty, a mokra skóra połyskiwa-
ła, jakby powlekało ją złoto.
Ze złością zdusił płomień narastającego pożądania. Wiedział, że mógłby ją zdobyć,
gdyby tylko tego zapragnął. Jednak jakiś wewnętrzny głos podpowiadał, że dla własnego
dobra powinien trzymać się od niej z daleka.
ROZDZIAŁ PIĄTY
Cade, próbując skupić się na czymś innym, spojrzał na krzew hibiskusa o inten-
sywnie czerwonych kwiatach. Na próżno. Taryn wracała w jego myślach niczym bume-
rang. Nie mógł jej odmówić błyskotliwości ani inteligencji. Dlatego tym bardziej nie ro-
zumiał, czemu po powrocie z Anglii sprzedawała pamiątki turystom.
Nie chciał uwierzyć w to, co niektórym mogłoby się wydać oczywiste: jeśli zyska-
ła dostęp do konta Petera, nie musiała martwić się szukaniem dobrze płatnej posady.
Niemniej wiele wskazywało na to, że przyjęła - albo ukradła - pieniądze jego brata. Może
najpierw go ogołociła, a potem odrzuciła oświadczyny; i to popchnęło Petera do osta-
tecznego rozwiązania?
A zatem, czy tak dobrze ukrywała uczucia, czy była najbardziej bezduszną i zimną
osobą, jaką kiedykolwiek poznał?
Cade zmrużył oczy, obserwując, jak Taryn przystaje pod prysznicem zamontowa-
nym pod drzewem zwanym Płomieniem Afryki. Zrzuciła pareo, przekręciła kurek i unio-
sła twarz do strumienia wody.
Jej bikini nie było bardzo skąpe, ale przylegało do ciała tak ciasno, że nie pozosta-
wiało wiele wyobraźni. Przyszło mu do głowy, że być może specjalnie stanęła w takiej
pozie, żeby mu pokazać, co ma do zaoferowania.
Pożądanie targnęło jego ciałem, rozbudzając niezaspokojony apetyt na uciechy cie-
lesne. Gwałtownie odwrócił się od niej, pełen pogardy dla własnych słabości. Zawsze
doskonale kontrolował emocje i reakcje fizyczne. Dlatego czuł się tym bardziej upoko-
rzony faktem, że jakaś kobieta potrafiła wytrącić go z równowagi. Zaciskając zęby, ru-
szył do bungalowu.
Tymczasem Taryn resztkami sił powstrzymywała się, żeby nie mruczeć z rozko-
szy. Szybko zakręciła jednak kran, ponieważ na atolu woda była na wagę złota. Ponow-
nie owinęła się pareo.
Ogromnie cieszyła się z powrotu w tropiki. Gdy przecinała morską taflę, czuła się
jak nowo narodzona, jakby wszystko przeżywała intensywniej. Ciepła woda rozkosznie
pieściła rozgrzaną skórę. Biały piasek tworzył pod stopami miękki dywan. Odniosła wra-
żenie, że życie odzyskało sens.
Zamierzała znaleźć pracę zaraz po powrocie do domu. W razie potrzeby przepro-
wadzi się nawet do Auckland i zacznie nowy rozdział. Najwyższy czas pogodzić się ze
śmiercią Petera. Przecież nie mogła przewidzieć, że z dnia na dzień zamieni się z jej
przyjaciela w niedoszłego męża.
Pełna gorzkich wspomnień wróciła do bungalowu. Nigdzie nie było śladu Cade'a.
Tłumiąc bezsensowne rozczarowanie, weszła do swojej sypialni. Zdumiało ją, że w miej-
scu stworzonym z myślą o romantycznej idylli odzyska energię, którą straciła wraz z
odejściem Petera.
Wzięła prysznic, żeby zmyć resztki słonej wody i gorzkie wspomnienia. Ubrała się
w luźny strój i zaczesała włosy do tyłu. Boso ruszyła do salonu. Właśnie tam nieznaczny
ruch przykuł jej uwagę. Za szklanymi drzwiami ujrzała Cade'a, który schylił się, żeby
zerwać kwiat hibiskusa.
Na ten widok jej serce zabiło mocniej. Niestety, chwilę później zamarło, ponieważ
[ Pobierz całość w formacie PDF ]