[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Chętnie poznam twoich starszych braci - powiedział Ran
ce. - Kiedy wracają do domu?
Sylwia zamyśliła się i odrzekła:
- Mój najstarszy brat już przyjechał. Wrócił wczoraj wie
czorem. Bardzo się z tego cieszymy. Chciałam, żebyś go po
znał, ale wyszedł do znajomych. Drugi brat, Rex, jeszcze nie
przyjechał. Spodziewamy się go lada chwila. Mamy nadzieję,
że przyjedzie dziś wieczorem.
Sylwia zamyśliła się. Czy nadszedł czas, by powiedzieć
o małżeństwie Rexa? Nie wiedziała, co ma zrobić.
Znalezli się w centrum miasta. Było bardzo widno. Wmie
szali się w ruch uliczny alei prowadzącej do Akademii.
Ludzie ubrani w świąteczne stroje spieszyli na koncert. Pa
dał śnieg i było wspaniale. Wesołe świąteczne dekoracje i oś
wietlona aleja stwarzały niezwykły nastrój. Sylwia nie zwracała
wcześniej uwagi na śnieg, ale teraz przypominał jej cudowną
draperię.
Nagle odezwał się Nelius.
- Czyż to nie wspaniałe, że ciągle się mówi o tym, co
zdarzyło się dwa tysiące lat temu? Popatrz, jaki wpływ wy
warło to na cały cywilizowany świat.
Sylwia zadrżała, gdy usłyszała te słowa. Zastanawiała się,
czy Rance jest chrześcijaninem, ale nie miała odwagi zapytać
go o to. Bała się, że uzna ją za fanatyczkę. Teraz, gdy sam
podjął ten temat, ucieszyła się.
- Tak, cudowny jest dzisiejszy wieczór. Wydaje się, że na
świecie nie ma zła ani grzechu. Cały świat się cieszy, a Bóg
z nami. Szkoda, że tak nie jest zawsze...
- Niestety - odpowiedział Rance. - Jednak jest także wielu
ludzi, którzy służą Bogu. Dziś wieczorem idziemy słuchać
Mesjasza", więc cały świat musi się dla nas zatrzymać.
- Masz rację - przyznała Sylwia.
Taksówka zatrzymała się przed wejściem do Akademii Mu
zycznej. Dwojgu młodym wydawało się, że wstępują do nowe
go świata. Usadowili się w pierwszym rzędzie na galerii
i spoglądali na wspaniałą salę z purpurowymi zasłonami. Syl
wia nie była dzieckiem, miała dziewiętnaście lat, a mimo to
odczuwała dziecięcą radość, gdy patrzyła na scenę. Nieczęsto
miewała takie doznania, bo jej całe dotychczasowe życie kon
centrowało się na domu i szkole. Nigdy wcześniej nie podzi
wiała elegancji wielkiego świata. Dom, szkoła, kościół - tak
wyglądała jej codzienność, zwłaszcza po śmierci ojca.
Rance patrzył na nią z podziwem. Był zadowolony, że do
starczył jej tyle radości.
Purpurowa kurtyna uniosła się, a orkiestra zagrała. Koncert
się rozpoczął.
W drodze powrotnej Sylwia przypomniała sobie znowu
o Rexie. Wspomnienie to przyćmiło radość z przyjemnie
spędzonego wieczoru.
Rance zdawał się czytać w jej myślach.
- Mam nadzieję, że twoi bracia przyjadą do domu przed
naszym powrotem. Wiem, że jest pózno, ale bardzo chciałbym
ich poznać.
Sylwia nic nie odpowiedziała. Patrzyła, jak śnieg rozbija się
o szyby samochodu. Odwróciła głowę i spojrzała na swego
towarzysza.
- Jest coś, co powinnam ci powiedzieć - rzekła. - Sprawia
mi to przykrość, ale sądzę, że powinieneś tego wysłuchać.
- Nie musisz mówić, jeśli cię to rani - powiedział Rance.
- Spędziliśmy cudowny wieczór i niech tak zostanie.
- Nie, lepiej o tym powiem. Sądzę, że mnie zrozumiesz.
Trzy dni temu otrzymaliśmy list, w którym Rex zawiadomił
nas, że się ożenił i że przyjedzie na święta ze swoją żoną. Mój
72
starszy brat nic o tym nie wiedział. Od wczoraj starał się z nim
skontaktować. Rex ma dopiero osiemnaście lat i jest w połowie
studiów. Nie rozumiemy tego. On nigdy nie był lekkomyślny.
Nic nie wiemy o dziewczynie, z którą się ożenił. Mogą przyje
chać dziś lub jutro i chciałabym, żebyś orientował się w sytua
cji. Rex postąpił zle, ale my go bardzo kochamy.
- Biedne dziecko - powiedział delikatnie Rance. - Miałaś
przyjemnie spędzić czas, a zamiast tego się dręczysz. Przykro
mi w związku z całą tą sprawą.
- Och, czuję się już znacznie lepiej - odrzekła Sylwia.
- Bardzo się cieszę, że mnie zaprosiłeś na dzisiejszy koncert.
Pomogło mi to zrozumieć, że nadejdzie czas, gdy przestaniemy
troszczyć się o ziemskie sprawy, bo Pan otrze nasze łzy. Opo
wiedziałam ci o Rexie, żeby nie zdziwiła cię obecność jego
żony u nas.
- Nie chcesz, żebym was dziś odwiedził?
- Chcę! Chcę, żebyś poznał mojego najstarszego brata. Ma
ma też chce, byś do nas przyszedł.
- Dziękuję ci za zaufanie. Będę się za was modlił dziś
wieczorem. Mam nadzieję, że Bóg nas wysłucha i wszystko się
ułoży. Chciałbym wam jakoś pomóc, ale nie wiem jak.
- Dziękuję - odrzekła Sylwia. - Już nam pomogłeś. Dzięki
tobie przestałam myśleć o tej sprawie choć na jakiś czas. Poza
tym nie ma lepszej pomocy niż modlitwa. Cieszę się, że
będziesz się za nas modlił.
- Nie martw się już. Jeżeli będziesz potrzebowała wsparcia,
możesz zawsze na mnie liczyć.
- To wspaniale - powiedziała miękko.
Taksówka zbliżała się do domu Garlandów. Sylwia cieszyła
się, że zrzuciła z siebie ciężar.
Weszli do domu, nie wiedząc, co ich tam czeka.
73
9.
W salonie świeciły się wszystkie lampy. Mary Garland
siedziała przy kominku z książką na kolanach. Nie czytała
jednak. Jej wzrok błądził gdzieś daleko. Dzieci jeszcze nie
spały. Dla zabicia czasu biedziły się nad układanką.
Paul wstał, wyszedł do hallu i popatrzył na wchodzących.
- Kogo ja widzę? To Rance Nelius - przywitał gościa ser
decznie. - Skąd się tu wziąłeś? Skąd znasz moją siostrę?
Myślałem, że mieszkasz na dzikim zachodzie". Wspaniale,
że tu jesteś. A ja myślałem, że cię już nigdy nie zobaczę.
- Paul, skąd znasz Rance'a? - zapytała Sylwia. Była bardzo
zdziwiona.
- Jakiś czas temu drużyna z college'u Rance'a grała prze
ciwko nam w piłkę nożną. Grali świetnie. Zaraz po meczu
mieli wyjechać, ale wypadek na dworcu sprawił, że musieli
zostać do rana. Porozmieszczano ich w naszych pokojach, a do
mnie przydzielono właśnie Rance'a. Dużo rozmawialiśmy
i polubiliśmy się. Starałem się ciebie odszukać, Rance, nawet
napisałem do twojego college'u. Odpisali mi, że wyprowa
dziłeś się i nie mają twojego nowego adresu. Cieszę się, że się
nareszcie odnalazłeś. Co się z tobą działo?
Rance uśmiechnął się.
- Miałem wiele kłopotów. Moja mama zachorowała i mu
sieliśmy się przeprowadzić. Mieszkaliśmy nawet w Kalifornii.
Opuściłem college, by być z moją matką przez jej ostatnie dni.
Po jej śmierci pojechałem na wschód. Przez ostatni rok
uczyłem się w tutejszym college'u. Kończę studia na wiosnę,
z dwuletnim opóznieniem. To wyjaśnia też, jak poznałem twoją
siostrę - rzucił ciepłe spojrzenie w stronę Sylwii, tak jakby się
znali od bardzo dawna. - Bardzo się cieszę, że cię widzę. Nie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]