[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Naprawdę. Co o mnie myślisz? Zacznijmy od tego, czy jestem
dobrym człowiekiem.
- Tak. Na pewno.
- I można mi ufać?
- Tak. O ile wiem. To znaczy nigdy nie dałaś mi powodu, aby w
to wątpić.
- Zależy ci na mnie?
Odłożył widelec i wbił we mnie wzrok.
- Tak. Kocham cię.
- Aha. - Przez chwilę bawiłam się frytkami. - Wiesz, Sam,
coś mnie gnębi i chciałabym o tym pomówić.
Nie podniosłam głowy, ale wyczułam, że mi się przygląda.
- Słucham?
- Nie wiem, jak to powiedzieć, jednak jeśli ma się między nami
układać, byłoby lepiej, gdybyśmy byli szczerzy na temat naszych
uczuć, prawda?
- Prawda. Widzę do czego zmierzasz. - Usiadł wygodniej i
przez moment się zastanawiał. - Dobrze, ja też będę szczery. W
czwartek wieczorem, kiedy nie zastałem cię w domu, byłem naprawdę
wściekły. A rozzłościłem się jeszcze bardziej, gdy powiedziałaś, że
zapomniałaś o naszym spotkaniu, bo pracowałaś.
Tego się nie spodziewałam.
- Muszę przyznać, że flirtowałem z Barbarą. Specjalnie, na
złość tobie. Bardzo cię za to przepraszam. To było dziecinne z mojej
strony, ale nic nie mogłem poradzić.
W porządku, Susan, powiedziałam sobie. Masz swoją odpowiedz.
Nie tę, której oczekiwałaś, niemniej jednak jest to pewne
wyjaśnienie...
- Czyli nie powinnam brać twoich słów zbyt serio, co?
Potrząsnął głową.
- Nie. W każdym razie żadnych przykrych słów. Pamiętam, że
kiedy wróciliśmy do mieszkania, mówiłem miłe rzeczy.
Przeprowadziłam ze sobą szybką dyskusję, czy powinnam
wspomnieć o jego komentarzu, który sprawił mi taką przykrość. W
końcu frakcja  za" zwyciężyła.
- Pamiętasz, jak wychodziliśmy z pubu, powiedziałeś, że Jen -
nifer to niezły kawałek babeczki
- Tylko żartowałem.
- I żartowałeś też, gdy na moje pytanie, czy wolisz niskie, chude
dziewczyny, odpowiedziałeś, że wolisz wielkie i tłuste?
Jeszcze nigdy nie widziałam, żeby ktoś tak szybko zbladł. Oprócz
Michaela Jacksona.
- Cholera! Naprawdę tak powiedziałem? To nic nie znaczyło.
Widziałam, że nie kłamie. Skinęłam głową.
- Było mi bardzo przykro. Wiem, że jestem trochę za gruba i za
wysoka, ale po tobie się czegoś takiego nie spodziewałam. Zwłaszcza
w tej formie.
Sam wziął mnie za ręce.
- Przysięgam, Susan, nie chciałem zrobić ci przykrości. I
obiecuję, że już nigdy, przenigdy, niczego takiego nie powiem. Nie
uważam, że jesteś duża czy gruba. Jesteś idealna. Kocham cię.
Chciałam powiedzieć mniej więcej coś w tym rodzaju:  Uważaj,
żebyś nie powiedział nigdy, czegoś takiego, bo mam dość zmartwień
bez twoich obrazliwych słów. Jeżeli to się powtórzy, możesz o mnie
zapomnieć. Nie jestem jedną z tych kobiet, które latami pozwalają się
obrażać. Nie będę dla nikogo sługą i podnóżkiem".
Ale w końcu powiedziałam tylko:
- Ja też cię kocham.
Rozdział 40
Wreszcie nadszedł poniedziałek. Vicky wracała do domu.
Ubrałam się elegancko, w nadziei, że mój widok zrekompensuje jej
chaos z poprzedniego tygodnia.
Pokazywałam Jennifer, jak się wkłada papier do faksu, kiedy
zadzwonił telefon. Odebrała.
- Dzień dobry, Kompleksowe Rozwiązania Biurowe, mówi
Jennifer. W czym mogę pomóc?
Cisza.
- Jennifer Thompson. Znów przerwa.
- Od czwartku. Kto mówi?
W chwilę pózniej skuliła się i oddała mi słuchawkę.
- Jakaś Victoria 0'Toole - szepnęła. - Chce z tobą rozmawiać.
Chyba jest wściekła.
Nacisnęłam guzik, który blokował głos rozmówcy.
- To szefowa. Ona zawsze jest wściekła.
Poszłam do gabinetu, który miał być moim gabinetem jeszcze
przez parę godzin i wzięłam słuchawkę.
- Cześć, Victorio! To ja.
- Susan? Kto odebrał telefon?
- Zatrudniłam recepcjonistkę. Nie martw się, niewiele jej
płacimy.
- Po co to zrobiłaś?
- Ciebie nie było, a tutaj tyle się działo, że Barbara nie mogła
siedzieć i przez cały dzień odbierać telefonów. Wierz mi, to było
najlepsze rozwiązanie. Tyle się tutaj działo - powtórzyłam, na
wypadek, gdyby nie usłyszała za pierwszym razem.
- No dobrze - powiedziała, wzdychając głęboko, żebym
wiedziała, że nie jest zadowolona i że będę musiała się bardzo starać,
aby ją przekonać. - Co się stało?
Nabrałam powietrza.
- Krótko mówiąc, Bernard Parker zwariował i bez powodu
wyrzucił Neila Forsythe'a. Była wielka awantura i w rezultacie
straciliśmy Parker Technology. Ale nie z mojej winy. Usiłowałam na
wszelkie sposoby namówić go, by zmienił zdanie. A potem przez
Parkera prawie zapomniałam o pensjach i z trudem wszystko
załatwiłam. Ponieważ straciliśmy klienta, doszłam do wniosku, że
musimy poszukać nowych. Dyskutowałam z Neilem, którego
zatrudniłam czasowo w naszej firmie, i zasugerował, że powinniśmy
zorganizować akcję reklamową. Przez cały czwartek i piątek
przygotowywaliśmy materiał. Dziś jest gotowy. Musisz go tylko
zaaprobować.
Vicky bardzo długo milczała. Pomyślałam, że chyba umarła.
- Wielki Boże - powiedziała w końcu. - 1 co jeszcze?
- Danny chce odejść, a Barbara nie chce już dłużej odbierać
telefonów, więc oddałam jej swoje biurko, Kevinowi dałam podwyżkę
i wszyscy dostali dziś wolny dzień, ponieważ w zeszłym tygodniu
bardzo dużo pracowali. - Usiłowałam sobie przypomnieć, co jeszcze
się wydarzyło. - A, tak, facetowi z dołu zepsuł się faks i pozwoliłam
mu skorzystać z naszego. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko
temu.
Po jeszcze dłuższej przerwie - pomyślałam, że albo wszystko
zapisuje, albo płacze i nie może mówić - wreszcie się odezwała:
- Dobrze. Jesteśmy teraz na lotnisku. Wpadnę do biura w drodze
do domu.
Wiedziałam, że do przyjazdu Vicky mam mniej więcej godzinę,
kazałam więc Jennifer pójść do domu i się przebrać. Mówiłam jej, że
nie powinna przychodzić do pracy w dżinsach, ale być może, kiedy
tłumaczyłam jej zasady ubioru, pomyliło jej się  obowiązkowe" z
 dowolnym". Pózniej zaczęłam sprzątać jak szalona, przejeżdżając
odkurzaczem po dywanach i układając pisma w recepcji.
Jennifer wróciła w bardziej odpowiednim stroju. Kazałam jej
umyć wszystkie naczynia w naszej małej kuchni, uporządkować
książki na półkach i wytrzeć kurze ze wszystkich poziomych
powierzchni oprócz sufitu.
Byłam prawie pewna, że Vicky nie wzięła ze sobą kluczy od
biura i będzie musiała zadzwonić z dołu, dzięki czemu nie zjawi się
znienacka. Miałam rację. Po godzinie zadzwonił dzwonek domofonu.
Na szczęście Jennifer nie zrobiła niczego głupiego, na przykład nie
powiedziała Vicky, że biuro jest na drugim piętrze, pierwsze drzwi po
prawej. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ftb-team.pev.pl
  •