[ Pobierz całość w formacie PDF ]
policjantów.
- To już koniec - popatrzyłem na Stefana.
Niuniek zaszczekał.
Zwieże powietrze poranka rzuciło na moje policzki rumieńce. Pakowałem się do
wehikułu, a towarzyszyli mi smutna Irenka, pan Edward i pies Niuniek. Dzisiaj wracałem do
Warszawy złożyć raport pani minister. Lecz zaraz po tej rozmowie miałem wrócić do
Piotrkowa, aby uczestniczyć w dalszym śledztwie przeciwko Stefanowi i jego bandzie .
Wprawdzie bardziej interesował mnie los posągu Bafometa i dzieł sztuki zgromadzonych w
drugim domu Stefana w Sulejowie, niemniej jednak zeznania Stefana były także
interesującym kąskiem dla poszukiwacza przygód i detektywa ścigającego złodziei dzieł
sztuki, którym byłem. Jak do tej pory nie udało się złapać tylko Kramera. Wydawało się, że
cudzoziemcowi udało się zwiać do Niemiec. Wsiąkł jak kamfora. Zeznania Stefana
utwierdziły policję w przekonaniu, że nie wie on, gdzie przebywał Kramer.
Dla mnie znalezienie w podziemiach zamku złotego Bafometa było swego rodzaju
świętem i sukcesem. To była sensacja. Oczywiście, przyszłe badania laboratoryjne, analizy
znawców tematu miały pokazać, czy był to oryginalny posążek (który powinien znajdować się
w siedzibie Alberta Pike a w Południowej Karolinie), czy nie.
Wracałem do stolicy tą samą trasą co tydzień temu.
Na którejś stacji zatrzymałem się, aby uzupełnić paliwo. Zatankowałem i poszedłem
do kasy. Wróciwszy do wehikułu stojącego przed dystrybutorem, ujrzałem znajomy mi
samochód. To była para jeżdżąca toyotą, która spotkałem właśnie tydzień temu. Spotkałem
ich na parkingu w drodze do Piotrkowa. Wtedy nabijali się z mojego wehikułu, lecz nie
inaczej było i tym razem.
- O! Kaśka, popatrz! - zawołał chłopak za kierownicą toyoty. - Pamiętasz ten
beczkowóz.
- Tak! Ten sam!
- Cześć! - pozdrowiłem ich.
- Oszukał nas pan - powiedział chłopak. - To coś nie jezdzi na wodę, skoro wlewa pan
benzynę. A ja uwierzyłem panu, bo taki grat nie może jezdzić na benzynę. On w ogóle nie
powinien jezdzić. Tylko co w takim razie robi pan przy dystrybutorze?
- Bo ja jeżdżę na chrzczonej wodzie - puściłem do nich oko i wsiadłem do wehikułu.
- Przegotowanej, z małą ilością benzyny.
Chłopak z dziewczyną pokazali mi pewien niegrzeczny gest z użyciem środkowego
palca i z piskiem opon ruszyli na Warszawę. Patrzyłem na nich ze złością. Do różnych obelg i
złośliwości na temat mojego pojazdu byłem przyzwyczajony. Lecz tym razem poczułem w
sobie zew rywalizacji, zwyciężyła we mnie przekora, więc wskoczyłem i ruszyłem za nimi.
Wehikuł zawarczał i wyrwał do przodu niczym wyścigówka. Pragnąłem dogonić toyotę,
przegonić młodych ludzi i pokazać im, na co stać mój beczkowóz .
Wyjechawszy na autostradę zwiększyłem szybkość do stu trzydziestu kilometrów na
godzinę. Już miałem docisnąć gaz do dechy, gdy ujrzałem ich auto pół kilometra dalej. Toyota
stała na poboczu. Za nią stał inny samochód - policyjny radiowóz. Natychmiast zwolniłem do
przepisowej prędkości.
Przejeżdżając obok toyoty i radiowozu zmniejszyłem szybkość do czterdziestu
kilometrów na godzinę. Widziałem młodzieńca tłumaczącego się policjantom i bladą
dziewczynę. Popatrzyli na mnie mocno podenerwowani. A ja im filuternie pomachałem,
szczerząc zęby w wakacyjnym uśmiechu.
ZAKOCCZENIE
Spotkaliśmy się w kawiarni Biesiadna . Alina przyszła ubrana w drogą sukienkę z
orientalnymi haftami i oryginalną bluzeczkę. Ja zaś założyłem białą koszulę i znoszoną
zamszową marynarkę, i czułem się w jej towarzystwie nieco skrępowany. Emanowała
kobiecością i pięknem, jakiego nie uchwyci żaden malarz i poeta.
Z początku rozmowa się nie kleiła. Dopiero gdy zeszliśmy na temat ostatniej
przygody, w której razem uczestniczyliśmy - rozkręciłem się. Alina była ciekawa dalszych
losów posążku Bafometa, a miałem przecież w tej sprawie trochę do powiedzenia.
Przypomniałem fragment listu hrabiego Rozwadowskiego.
- Już tyle przelało się krwi przez ten diabelski posąg wykradziony przez Kapitana
M., że postanowiłem go dobrze ukryć. Ciekawe, czy Mistrz d. M. byłby ze mnie dumny? List
ten sporzÄ…dzam na dwa tygodnie przed spotkaniem z niejakim Gabrielem Riesesem,
dziennikarzem z Frankfurtu, który dziwnym trafem zapytuje mnie w liście o ten posąg.
Wyjaśniłem zaraz:
- Porozumiałem się z moim szefem, panem Tomaszem, który bawi jeszcze za granicą -
mówiłem. - Uważa on, że wspomniany w liście Rozwadowskiego Kapitan M. jest bez
wÄ…tpienia kapitanem Williamem Morganem. Ów Morgan, amerykaÅ„ski dziennikarz i
wolnomularz, w latach dwudziestych XIX wieku wyjawił wiele tajemnic masońskich.
Niezadowoleni i wpływowi masoni wsadzili go do więzienia, a gdy po kilku latach został
zwolniony, nasłano na niego morderców. Uprzedzony o tym Morgan postanowił uciec do
Kanady. Pięciu ludzi kierowanych przez angielskiego iluminata Richarda Howarda dopadło
kapitana na granicy. Trzymali go w Fort Niagara, jego ciało zaś znaleziono zatopione w rzece
Niagara. Szczegółowy raport o tym wydarzeniu złożył Howard na spotkaniu Rycerzy Zwiątyni
w St. John s Hall w Nowym Jorku. W 1848 roku jeden z zabójców wyjawił zaś prawdę o
tamtych wydarzeniach na łożu śmierci. Podejrzewać można, że kapitan Morgan nie tylko
zdradził sekrety wolnomularskie, ale wykradł amerykańskim masonom - sympatyzującym z
demokratami i iluminatami - złotego Bafometa. Nie wiemy jednak, jakim cudem trafił on w
ręce hrabiego Rautingera. Być może Morgan nie zabrał tajemnicy Bafometa do grobu. Musiał
istnieć ktoś, kto znał ten sekret. Rautinger mógł trafić na jakiś zapisek albo na człowieka,
który przechowywał statuetkę. W 1846 roku hrabia wywiózł ją do Europy. Przyjechał
wreszcie do Polski, która była dla niego dobrym schronieniem przed Mistrzami (między
innymi z powodu zakazu działania lóż i restrykcji władz obawiających się wolnomularstwa).
Przyjechał zatem do hrabiego Rozwadowskiego, do Byków. Rozwadowski był arianinem i
początkującym masonem. W podziemiach zamku wybudował lożę. Zamek był w złym stanie i
idealnie nadawał się na miejsce potajemnych spotkań. Rautinger mieszkał w Piotrkowie i na
zamku rzadko nocował. Bafometa ukryto w podziemiach zamku w obawie przed zemstą
amerykańskich iluminatów, w liście występujących jako Mistrzowie . Pewnego razu
otrzymał wiadomość od swojego przyjaciela, który zlecił mu wywiezienie Bafometa z USA i
że przybędzie emisariusz z Anglii. Odbyło się spotkanie. Niestety, Rautinger został
podstępnie zamordowany. Ciało jego wykradziono z kostnicy, gdyż były na nim tatuaże
masońskie, które mogłyby naprowadzić na trop iluminatów. Bo podejrzewamy, że hrabia był
w jakiś sposób związany z ich organizacją. Może ich zdradził? Pewien fragment listu, ten
dotyczący osoby dziennikarza z Frankfurtu Gabriela Riesesa, świadczy, że iluminaci są
[ Pobierz całość w formacie PDF ]