[ Pobierz całość w formacie PDF ]
głębokim śnie, a organizm pracuje na najniższych obrotach. Dochodziła
czwarta, gdy zadzwonił telefon. Sally poczuła, że krew mrozi jej się w
żyłach, kiedy usłyszała słowa nieznajomego mężczyzny.
- Nie mogę jej obudzić. Jest zupełnie zimna, nie odzywa się do mnie!
- Przyjeżdżam, tylko proszę o adres - powiedziała spokojnym
głosem.
Zapisywała dane na karteczce, a tymczasem Sam wyjmował jej
rzeczy do ubrania i kładł na łóżku. Spojrzał na Sally pytającym wzrokiem,
kiedy odłożyła słuchawkę.
- Co się stało? Wyglądasz okropnie.
- Nie może dobudzić swojej żony. Słuchaj, on miał taki młody głos.
Ze dwadzieścia lat...
Ubrała się pośpiesznie, nic już nie mówiąc. Sam odprowadził ją do
drzwi, a potem zdana była już tylko na siebie. Co zastanie? Zpiączkę?
Może nawet zgon? Ale z jakiego powodu? Samobójstwo? Wylew? Atak
serca?
Bóg jeden wie, pomyślała i zaczęła się zastanawiać, czy dobrze robi.
Jest, co prawda, lekarzem, ale czy potrafi poradzić sobie z sytuacją, gdy
istnieje zagrożenie życia? Czy jest do tego wystarczająco przygotowana?
Dotarła na miejsce i zobaczyła, że cały dom jest rzęsiście oświetlony,
a drzwi frontowe otwarte na oścież. Ze środka wybiegł młody mężczyzna,
ubrany tylko w spodnie od piżamy.
98
RS
- Och, dzięki Bogu, że pani przyjechała. Niech pani ją ratuje. Jest na
górze, w sypialni.
Sally pobiegła za nim po schodach. Kobieta leżała na łóżku.
Wyglądała bardzo młodo i spokojnie. Na pierwszy rzut oka widać było, że
nie żyje. Przy pobieżnym badaniu stwierdziła też, że zmarła była w ciąży.
- Czy ostatnio żona uskarżała się na coś? Jakieś niedomagania?
Może ból głowy?
- Tak, wczoraj bolała ją głowa.
To może mieć znaczenie, pomyślała, ale cokolwiek spowodowało
śmierć, już nie można było pomóc. Wciąż, co prawda, istniała możliwość
samobójstwa... Tak czy owak na podstawie oględzin nie sposób było
określić przyczyny zgonu.
- Co jej jest? Dlaczego pani nic nie robi? Sally złożyła stetoskop i
schowała do kieszeni.
- Proszę pana, jest mi ogromnie przykro, ale nic nie można zrobić.
Pańska żona nie żyje, i to już od jakiegoś czasu.
Przez chwilę patrzył na nią błędnym wzrokiem, a potem gwałtownie
się odwrócił.
- Nie! To niemożliwe! Ona nie może umrzeć!
Padł na kolana przy łóżku, objął ciało żony i zaczął nim potrząsać,
wołając, żeby się obudziła. Potem przestał krzyczeć, oparł głowę o łóżko i
płakał. Sally zostawiła go samego i zajrzała do sąsiedniego pokoju, żeby
sprawdzić, czy w domu są może jakieś dzieci. Nikogo nie zastała, dzięki
Bogu. Naprawdę nie wiedziałaby, jak im to powiedzieć. I tak musiała
poradzić sobie z rozpaczającym mężem.
99
RS
Zeszła do kuchni i włączyła czajnik. W czasie, kiedy woda się
gotowała, rozejrzała się wokoło w nadziei, że znajdzie jakąś wskazówkę.
Kuchnia była schludna i czysta, dobrze utrzymana, jakby pani domu aż do
ostatniej nocy czuła się dobrze.
Zajrzała do kubła na śmieci, czy nie ma tam jakichś opakowań po
proszkach, ale nic nie znalazła. Na pierwszy rzut oka nie widać było
niczego podejrzanego. Trzeba będzie zajrzeć do karty choroby, może tam
znajdzie przyczynę - na przykład wysokie ciśnienie prowadzące do wyle-
wu. Ostateczną przyczynę stwierdzi dopiero sekcja zwłok.
Och, Boże, przecież musi zawiadomić policję. Zadzwoniła, podała
adres i wróciła do pana Lennarda. Wciąż klęczał przy łóżku żony. Był w
szoku, a na jego twarzy malowała się rozpacz. Sally dotknęła jego
ramienia.
- Może chce pan, żebym do kogoś zatelefonowała? Do pana
rodziców albo do rodziców żony? Chciałby pan z kimś porozmawiać?
- Porozmawiać? - powtórzył, najwyrazniej nie rozumiejąc. - Aha,
tak... może moja mama... - głos mu się załamał, a Sally objęła go i
uścisnęła w geście pocieszenia.
- Chodzmy na dół. Napije się pan herbaty i zadzwonimy.
Nie chciał odejść od żony, ale Sally udało się w końcu go przekonać
i zeszli do kuchni. Wcisnęła mu do rąk kubek gorącej, słodkiej herbaty.
- Proszę to wypić.
- Nie znoszę słodzonej herbaty.
- Ale proszę pić. Następną zrobię panu gorzką.
- Gabby zawsze słodziła - powiedział i znów zaczął gwałtownie
szlochać.
100
RS
Wyjęła mu kubek z ręki i przycisnęła jego głowę do piersi, a on
siedział i wypłakiwał z siebie rozpacz.
Tak zastała ich policja w parę minut pózniej.
Policjantka poszła na górę zbadać sypialnię, zaś jej kolega próbował
dowiedzieć się czegoś na temat okoliczności śmierci pani Lennard.
- Czy ktoś z rodziny zmarłej został powiadomiony? - spytał.
- Jeszcze nie, dopiero mieliśmy to zrobić.
- W takim razie my się tym zajmiemy. Wyślę radiowóz, żeby do nich
pojechał. Oczywiście konieczna będzie sekcja.
- Och, nie - zaprotestował pan Lennard słabym głosem.
- Przykro mi, proszę pana, lecz musimy ustalić przyczynę śmierci.
Wzdrygnął się na to słowo. Sally znów musiała objąć go i uspokoić.
Wstępna procedura policyjna zdawała się nie mieć końca. Sally
wróciła do domu dopiero przed szóstą. Sam był już ubrany i czekał na nią.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]