[ Pobierz całość w formacie PDF ]
blaskiem i cudownością Nieba. Będziemy głęboko upokorzeni, pokornie zginali się a mimo to będzie nas
unosiła jego miłość, jego łaska będzie nas wyprostowywała. Wzniesieni na nowe tory, oczyszczeni,
szlachetniejsi, lepsi, będziemy się zbliżali coraz bardziej do cudowności światła i pokrzepieni przez nie,
wzniesiemy się do wiecznej jasności.
DZIEWCZYNA, KTÓRA PODEPTAAA CHLEB
Była ubogim, ale dumnym i pysznym dzieckiem, była zła z natury, jak to powiadają. Gdy była zupełnie
mała, największą przyjemność sprawiało jej chwytanie much i wyrywanie im skrzydełek, przez co
przemieniały się w stworzenia pełzające. Chrabąszcze i żuki przekłuwała szpilką, podkładała im pod
łapki zielony listek lub kawałek papieru i biedne stworzenie trzymało mocno w łapkach ów skrawek i
obracało nim w kółko, aby uwolnić się od szpilki.
- Chrabąszcz czyta! - mówiła mała Inger - Patrzcie no, jak obraca listek! W miarę jak rosła, stawała się
gorsza, nie lepsza. Była ładna i to stało się jej nieszczęściem, inaczej świat byłby dla niej surowszy i nie
wydarzyłoby się to, o czym będzie mowa.
- Należy ci dobrze zmyć głowę - mówiła do niej własna matka - Jako dziecko przydeptywałaś mi często
fartuch, obawiam się, że jak urośniesz, podepczesz mi serce.
I tak też się stało.
Pojechała na wieś na służbę do zamożnych ludzi, którzy traktowali ją jak własne dziecko. Chodziła
pięknie ubrana, wyglądała ładnie i pycha wzrastała w jej sercu.
Po roku ludzie, u których służyła, powiedzieli do niej: - Musisz przecież wreszcie odwiedzić swoich
rodziców, droga Inger. Wybrała się w drogę, ale tylko po to, aby się pokazać w swoich strojach. Gdy
doszła do wsi, zobaczyła parobków i dziewczyny stojących nad jeziorem i rozmawiających z
ożywieniem, a tuż obok siedziała na kamieniu jej staruszka matka i odpoczywała. Była właśnie w lesie i
zebrała wiązkę chrustu. Wtedy Inger zawróciła i odeszła. Wstydziła się, że ona, tak pięknie ubrana, ma
matkę w łachmanach, która zbiera chrust. Nie robiła sobie żadnych wyrzutów z tego powodu, że
zawróciła, była tylko zła. Znowu upłynęło pół roku.
- Powinnaś kiedyś pójść do domu i odwiedzić swoich starych rodziców, moja droga Inger - powiedziała
pani - Masz tu duży bochenek pszennego chleba, wez go ze sobą, rodzice ucieszą się, gdy cię zobaczą.
Inger włożyła swoją najlepszą suknię i swoje nowe buty i szła ostrożnie, aby nie zabrudzić nóg. Gdy
doszła do miejsca, gdzie droga prowadziła przez bagnisko, i gdzie rozlała się woda i błoto na dużej
przestrzeni, rzuciła na ziemię bochenek chleba, aby stanąć na nim i przejść suchą nogą. Gdy postawiła
jedną nogę na bochenku, a drugą uniosła do góry, chleb zaczął się coraz głębiej i głębiej pogrążać i
dziewczyna zniknęła zupełnie. Widać było tylko wielką czarną kałużę, a na niej rozpryskujące się
pęcherzyki. Oto jest całe opowiadanie.
Ale co się stało z Inger?
Dostała się do błotnej wiedzmy, która warzy piwo. Błotna wiedzma jest ciotką elfów, które są przecież
dobrze znane. Napisano o nich wiele pieśni i malowano je nieraz, ale o błotnej wiedzmie wiedzą ludzie
tylko tyle, że gdy w lecie parują łąki, to ona warzy piwo. Inger spadła właśnie do jej browaru, a długo
tam nie można wytrzymać. Zmietnik jest w porównaniu z browarem błotnej wiedzmy jasną, wspaniałą
komnatą. Każde naczynie cuchnie tam tak, że wszyscy ludzie mdleją i w dodatku wszystkie te naczynia
stoją ciasno jedno obok drugiego, a jeżeli jest nawet pomiędzy nimi jakiś mały otworek, przez który się
można przecisnąć, przeszkadzają pełzające dookoła tłuste węże i mokre ropuchy. Tu właśnie znalazła
się Inger. Te ohydne, żywe gady były tak lodowato zimne, że dziewczyna drżała na całym ciele i
kostniała coraz bardziej. Przyrosła mocno do bochenka chleba, który ją przyciągał tak, jak bursztyn
przyciąga zdzbło słomy.
Wiedzma była w domu a tego dnia miał zwiedzić browar diabeł i jego babka, stara jędza, która zawsze
jest zajęta. Nie wychodzi nigdy bez swojej ręcznej robótki i tutaj także za- brała ją ze sobą. Szyła dla
ludzi niepokoje, kładła im do butów, aby nigdy nie zaznali spokoju. Haftowała kłamstwa i robiła
szydełkiem nierozważne słowa, które padały na ziemię. Czyniła to po to, aby szkodzić i niszczyć.
Zobaczyła Inger, włożyła na nos okulary i obejrzała ją jeszcze raz. - Ta dziewczyna jest bardzo
obiecująca - powiedziała - wezmę ją sobie na pamiątkę tych odwiedzin. Mogłaby być figurą w
przedpokoju mego praprawnuka. I tak się mała Inger dostała do piekła. Nie każdy dostaje się tam
prostą drogą, czasami można trafić i objazdem, o ile ma się po temu zdolności! Był to wielki przedpokój
ciągnący się w nieskończoność. Kręciło się w głowie, gdy się patrzyło w przód lub w tył. Stała tu
gromada łaknących, którzy czekali aż otworzą się wrota łaski - mogli długo czekać. Wielkie dziwne,
kołyszące się pająki przędły łapami tysiącletnie pajęczyny. Pajęczyny te oplątywały nogi jak sieci i
[ Pobierz całość w formacie PDF ]