[ Pobierz całość w formacie PDF ]

gotowanie i miłość.
 I maklerstwo!  dodała, wysuwając się z jego objęć.
 I maklerstwo  zgodził się z uśmiechem Yale. 
Dzisiaj moja kolej na zadawanie pytań.
 Myślałam, że nauczyłeś się już na moim przykładzie, jak
niebezpieczna bywa ciekawość  odparła, podchodząc do
drzwi.
 Nie będę się skarżył, jeśli moja ciekawość zaprowadzi
nas tam, gdzie zawiodła nas twoja, czyli do łóżka  parsknął
śmiechem Yale i wyszedł za nią w mrok wiosennego wieczoru.
 Mowy nie ma!  zastrzegła się Dara.  Nie ulegnę
urokowi minionej nocy! W odróżnieniu od ciebie, dostałam
niezłą nauczkę!
 Jak zareagował?  zapytał mimochodem Yale, siadając
za kierownicą.
 Kto?
 Facet, z którym miałaś się spotkać.
 To nie twoja sprawa  odparła sucho Dara, nie
odrywając wzroku od okna.
 Od tej pory wszystko, co ciebie dotyczy, to moja sprawa
 sprostował nie zrażony Yale.  Ale nie będę się domagał
odpowiedzi. Odwołałaś randkę i to mnie satysfakcjonuje.
 Ależ jesteś wspaniałomyślny!
 Wiem, ale to pewnie dlatego, że czuję się winny.
 Z powodu wczorajszej nocy? Nie wierzę ci.
 Przekonasz się. Zaczniemy wszystko od nowa, tym
54
razem tak jak należy.
Dara nie wiedziała, jak zareagować. Jego nagłe
postanowienie, by zacząć wszystko jeszcze raz, zbiło ją z tropu.
 Opowiedz mi o sobie  zażądał Yale stanowczym
tonem, kiedy już siedzieli przy stoliku w uroczej, śródmiejskiej
restauracji.
Na stole stała butelka młodego oregońskiego wina,
atmosfera była miła i kameralna, klientela dobrze ubrana i
kulturalna. Cóż za kontrast w porównaniu z tym, co było
wczoraj, pomyślała z rozbawieniem Dara.
 Co chcesz wiedzieć?  zapytała, przeglądając menu.
Mieli tu bardzo dobre jedzenie, a ona była nie byle jaką
smakoszką.
 Cokolwiek. Wszystko. Pochodzisz stąd?
 Z Oregonu? Tak, oczywiście.
 Wyjeżdżasz gdzieś czasem?
 Tylko wtedy, kiedy muszę  poinformowała go z
oregońską dumą.  Byłam jakiś czas w Kalifornii, kilka razy
wpadałam też do Waszyngtonu.
 Ja też zaczynam się przywiązywać do tego miejsca, a
jestem tu przecież tak krótko  zaśmiał się Yale.
 Większość ludzi, którzy się tu osiedlili, pragnie spędzić
w Oregonie resztę życia. Chcą, żeby po ich przyjezdzie stan
uznano za zamknięty, żeby wydawano paszporty i wizy tym,
którzy chcą wpaść tu z wizytą!
 Nie powinnaś się dziwić  rzekł cicho Yale,
przyglądając się jej z zainteresowaniem.  Oregon jest taki
dziewiczy i tyle ma do zaoferowania. Przyjeżdżający tu czują się
jak w raju, a wiedzą, jak łatwo raj zniszczyć. Zdumiewa mnie,
że i tutejsi mieszkańcy są tak bardzo świadomi tego, co
posiadają.
 Mamy tu wszystko to, co naprawdę się liczy. Mnóstwo
zieleni, nawet w miastach. Jesteśmy dumni z naszej przeszłości.
Chronimy jej relikty. Jesteśmy bardzo pewni siebie. To chyba
odziedziczyliśmy po naszych przodkach, wielu przybyło tu na
55
wozach. Nasze miasta i miasteczka mają specyficzny urok.
Portland, nasze jedyne  wielkie miasto, liczy tylko czterysta
tysięcy mieszkańców. Wielu ludzi pracuje w przemyśle
drzewnym, a to jakoś sprzyja niezależnemu duchowi.
 Wszystko w tym stanie wydaje się niezależne 
zauważył Yale.  Wasza troska o ochronę środowiska znana
jest w całym kraju. Na Wschodnim Wybrzeżu uważa się was za
radykałów! Wasze władze wydają majątek na ochronę rzek,
powietrza i ziemi.
 Znamy wartość tego, co mamy  odparła Dara.  Taka
piękna kraina nie przetrwa, jeśli nie będzie się o nią dbać.
 Wiem o tym.
 Dlaczego wyjechałeś z Kalifornii?  zapytała.
 Los Angeles okazało się zbyt dalekie od gór  wyznał z
zadziwiającą szczerością Yale.
 Więc przyjechałeś tu w poszukiwaniu czegoś
prawdziwszego, tak?
 Coś w tym sensie  przyznał w zamyśleniu Yale. 
Nie mam zamiaru nigdy wracać w góry, ale nie chcę też zrywać
zupełnie z tym, co znałem jako dziecko. Lubię mniejsze miasta.
yle się czuję w dużych metropoliach. I lubię przestrzeń w moim
ogrodzie.
 Można małego chłopczyka wyrwać ze wsi, ale wsi
wyrwać z niego się nie da?  uśmiechnęła się ze zrozumieniem
Dara.
 Chyba tak  przyznał Yale.
Dara uświadomiła sobie w tej chwili, że popełniła błąd.
Pozwoliła, by nastąpiło między nimi zawieszenie broni, na
którym tak bardzo Yale owi zależało.
 A do tego, moja droga Daro  mówił dalej, cementując
instynktownie ów rozejm  nie przyznałem się nawet sam
przed sobą. Dopiero ty mnie do tego zmusiłaś. Czarownica z
ciebie, słoneczko.
 Czy tam, w górach, ludzie wciąż wierzą w czarownice?
 szepnęła, świadoma istnienia dziwnej więzi, jaka zaczęła się
56
między nimi tworzyć.
 Oczywiście. To, że mówimy nieco wolniej niż wy, nie
znaczy, że wolniej myślimy! [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ftb-team.pev.pl
  •