[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Zastanawiam się nad czymś - kontynuował. - Annie
mogła zginąć do-
kładnie w tym samym czasie, kiedy my byliśmy w
Granittvelen zaledwie kilka minut od niej, martwiąc się o
Ragnhild. Zadzwoń do Pilestredet i poproś Snorrasona.
Zapytaj się, czy nie mógłby nieco przyśpieszyć spraw.
Potrzebujemy jego raportu tak szybko, jak się da.
Skarre wyciągnął telefon i wybrał numer. Rozmowa nie
trwała długo.
- I co powiedział? - spytał Sejer.
- %7łe kostnica ma swoje ograniczenia, że każda śmierć jest
tragedią, niezależnie od okoliczności, i że cała masa ludzi
czeka, by móc pochować swoich ukochanych. Powiedział
także, że rozumie nasz pośpiech i jeśli chcesz, to możesz
przyjść za trzy dni. Wtedy może złożyć ci wstępny raport
ustny. Na pisemny będziesz musiał poczekać dłużej.
- No cóż - powiedział Sejer. - To i tak niezle jak na Snorra-
sona.
ROZDZIAA 3
Raymond smarował masłem cienką kromkę chleba.
Pochłonięty tą czynnością, wystawił koniuszek języka.
Bardzo starał się nie zrobić dziury. Miał już cztery kromki
z masłem i cukrem ułożone jedna na drugiej. Sześć to jego
rekord.
Kuchnia była mała i przytulna, tyle że po jego
kulinarnych próbach panował w niej bałagan. Na stole
czekała już kanapka dla ojca - z obkrojoną skórką i
posypana skwarkami. Jak już zjedzą, posprząta,
pozmywa naczynia i zamiecie podłogę. Do tej pory
zdążył opróżnić butelkę na mocz i wymienić wodę w
garnuszku ojca. Dzisiaj nie było słońca, niebo było
zachmurzone, a widok
z okna zniechęcał szarym i monotonnym pejzażem. Kawa
zago-towała się tak, jak lubił, wrzała trzy razy. Położył
piątą kromkę chleba na stosie i poczuł się z siebie bardzo
zadowolony. Już miał nalać ojcu kawę, gdy usłyszał
podjeżdżający pod dom samochód. Ku swojemu
przerażeniu zauważył, że był to radiowóz policyjny.
Ogarnięty strachem, cofnął się od okna i pobiegł szybko
w kąt pokoju. Może przyjechali zabrać go do więzienia?
Ale kto wtedy zajmie się tatą?
Usłyszał trzask zamykanych drzwi i niewyrazne głosy
dochodzące z podwórka. Nie był pewien, czy nie zrobił
czegoś nieodpowiedniego. Nie zawsze wiedział, kiedy
coś jest dobre albo złe Na wszelki wypadek nie
zareagował, kiedy zapukali do drzwi. Ale
było jasne, że nie zamierzają rezygnować. Pukali i walili,
wołając jego imię. Ojciec mógł ich usłyszeć. Zaczął kasłać,
by zagłuszyć hałas. Po chwili wszystko ucichło. Dalej
ukrywał się w kącie pokoju obok kominka, kiedy
zobaczył w oknie twarz. Wysoki, siwy mężczyzna machał
do niego ręką. Pewnie chce mnie wywabić, pomyślał
Raymond i potrząsnął energicznie głową. Schował się
leszcze głębiej w kąt, ukrywając się za osłoną kominka.
Mężczyzna za oknem wyglądał dość przyjaznie, ale to nie
znaczyło, że jest miły. Raymond już dawno temu odkrył,
że jeśli ktoś miło wygląda, to może być złudne, a przecież
nie był głupi. Po chwili nie mógł już wytrzymać tego
stania w kącie i pobiegł do kuchni. Ale tam w oknie też
była twarz. Widział jasne, kręcone włosy i ciemny
mundur. Czuł się jak kociak wrzucony do wody w
ciasnym worku. Dzisiaj przecież nie jezdził samochodem.
Furgonetka wciąż nie chciała odpalić, więc nie chodziło o
jazdę samochodem. To musi być związane z tą sprawą
nad stawem, pomyślał. Stał w miejscu, lekko się kiwając.
Po jakimś czasie przeszedł do przedsionka i zaczął się
uważnie wpatrywać w klucz w drzwiach.
- Raymond! - zawołał jeden z policjantów. - Chcemy tylko
porozmawiać. Nic ci nie zrobimy.
- Nie chciałem skrzywdzić Ragnhild! - wykrzyczał.
- Wiemy o tym, ale nie z tego powodu tutaj jesteśmy.
Chcemy cię prosić o pomoc.
Wahał się jeszcze przez chwilę, zanim wreszcie otworzył
drzwi.
- Czy możemy wejść? - zapytał wyższy z mężczyzn. -
Mamy do ciebie kilka pytań.
- No dobrze. Nie wiedziałem, czego chcecie. Nie mogę
otwierać drzwi każdemu.
- Nie, oczywiście, że nie - odpowiedział Sejer, rozglądając
się dookoła. - Ale to dobrze, że otwierasz drzwi, kiedy
prosi cię o to policja.
- Chodzmy do pokoju.
Raymond poszedł pierwszy i wskazał sofę, która
wyglądała na wykonaną ręcznie. Stary koc leżał złożony
na oparciu. Usiedli, rozglądając się bacznie po pokoju.
Pomieszczenie było raczej nieduże, ze stołem i dwoma
krzesłami. Na ścianach wisiały obrazki zwierząt i zdjęcie
starszej kobiety z chłopcem na kolanach. Prawdopodob-
nie była to matka Raymonda. Dziecko na zdjęciu miało
rysy charakterystyczne dla osoby z zespołem Downa.
Wiek kobiety mógł być przyczyną jego choroby, pomyślał
Sejer. Z miejsca, w którym siedzieli, nie widzieli ani
telewizora, ani telefonu. Sejer nie mógł sobie
przypomnieć, kiedy ostatnio przebywał w salonie, w
którym nie było tych sprzętów.
- Czy twój ojciec jest w domu? - zapytał, przypatrując się
białej koszulce Raymonda, na której dużymi literami
napisane było To Ja Decyduję".
- Leży w łóżku. Już nie wstaje. Nie może chodzić.
- Opiekujesz się nim?
- Robię jedzenie i sprzątam dom. Jak widać! - pochwalił
się.
- Ojciec jest szczęściarzem, że ma takiego opiekuna jak ty.
Raymond uśmiechnął się szeroko w ten rozbrajający
sposób,
charakterystyczny dla ludzi z jego chorobą. Był dzieckiem
w ciele silnego, dorosłego mężczyzny. Miał mocne,
szerokie dłonie o nienaturalnie krótkich palcach i
muskularne ramiona.
- Byłeś wczoraj bardzo miły dla Ragnhild. Odprowadziłeś
ją do domu, żeby nie musiała wracać sama. Tb bardzo
ładnie z twojej strony - powiedział Sejer.
- Ona nie jest taka duża, wie pan! - odparł Raymond,
starając się zachowywać jak dorosły.
- To prawda, nie jest. Więc to bardzo dobrze, że się nią
zaopiekowałeś i pomogłeś z wózkiem dla lalek. Wiesz,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]