[ Pobierz całość w formacie PDF ]
oraz dostarczyć wóz dla ciebie i konia dla mnie. To doskonała propozycja. Wyruszamy
o świcie.
A co z nami? zapytała Księżniczka.
Poinformowałem Conrada, że księżniczka Lalloree pragnie trzymać swoje oswo-
jone ropuchy w wozie i że nie należy ich niepokoić.
Oswojone ropuchy? Jestem księżniczką! wykrzyknęła Księżniczka.
A ja, roztropny mistrzu, aczkolwiek jestem pewien, że istniały ważne powody
twego zachowania, jestem pięknym księciem dodał Piękny.
Oboje życzyliście sobie, żebym o was nie wspominał. Doskonale pamiętam od-
parł czarodziej.
A ja pamiętam doskonale, że na pewno nie kazałam ci mówić o sobie jako o oswo-
jonej ropusze odparła Księżniczka uszczypliwie.
Moja droga, musimy podchodzić realistycznie do niebezpieczeństw, które ota-
czają nas ze wszystkich stron. Z całą pewnością jesteś świadoma, i ty, Piękny, również,
ile jesteście warci. Istnieją potężne czary, których podstawowym składnikiem jest za-
klęta ropucha, toteż wielu czarowników i nekromantów gotowych jest na wszystko,
żeby ją zdobyć.
Jakie czary, uczony mistrzu? zapytał Piękny po krótkiej, pełnej napięcia pau-
zie.
Głównie przywracające zmarłych do życia.
A jaką rolę ropucha w nich... odgrywa? Kedrigern odwrócił wzrok i poruszył się
niespokojnie.
Bardzo mało pociągającą. Traci życie w dość paskudnych okolicznościach.
Na moment zapadła pełna powagi cisza, po czym Księżniczka i napytała:
Jak się powinna zachowywać oswojona ropucha, Keddie?
Jak to ropucha. Siedzcie sobie na mchu, co jakiś czas mówcie: rech-rech i nie
zwracajcie na siebie uwagi. I za nic w świecie nie odzywajcie się do nikogo, żeby się nie
zdradzić.
Ile to potrwa, Keddie? Wyglądać jak ropucha jest okropnie, ale żeby jeszcze na do-
datek zachowywać się jak ropucha...
Na dobrych koniach, jeśli nie zdarzy się nic nieprzewidzianego, dotrzemy do
Arlebara w jakieś dziesięć dni. Jeżeli będzie wiedział, jakiego zaklęcia użyli ci dwaj pod-
czas Czarkonu, przywrócę ci ludzką postać jeszcze tego samego dnia.
A wtedy, łaskawy czarodzieju... jeśli będziesz miał chwilę czasu...? zapytał
100
Piękny.
O tak, wujku Keddie, proszę, zamień Pięknego z powrotem w pięknego księcia,
proszę! wykrzyknęła Lalloree.
Jeśli będę mógł, zrobię to, ale nic nie obiecuję i nie chcę słyszeć na ten temat ani
słowa więcej, póki nie odnajdziemy Arlebara. W tej chwili mam coś do zrobienia, a ty
najlepiej wez się za sprzątanie. Rano wyjeżdżamy.
Wujku Keddie, jestem księżniczką. Nie wiem, jak się sprząta stwierdziła smut-
nie Lalloree.
Więc masz okazję się nauczyć.
Ale ja się nie chcę nauczyć! To takie nudne!
Kedrigern zamknął oczy, wziął głęboki oddech, po czym odpowiedział cichym, spo-
kojnym głosem:
Lalloree, ten powóz i wszystko, co się w nim znajduje, jest własnością młodej
damy, która została porwana przez ifryta. Ifryty to podłe, odrażające demony, któ-
rych jedyną pozytywną cechą jest oddanie dla małżonek, graniczące niemal z obłę-
dem. Gdyby młoda dama albo ifryt powrócili tu i ujrzeli ten nieporządek, wątpię, czy
jakiekolwiek moje zaklęcie byłoby nas w stanie uchronić przed poważnymi kłopotami.
Zabieraj się do roboty zakończył, utkwiwszy w niej zimne, gniewne spojrzenie.
Ale wujku Keddie, dla ciebie to jest takie łatwe, a dla mnie takie trudne.
Wystarczyłoby jedno małe zaklęcie. Mnie to zajmie cały dzień!
Lalloree, głuptasku, magii nie używa się ot, tak sobie. Magia nie zastąpi pracy ani
nauki. Dlatego czarodzieje potrzebują służących i bibliotek. Magia służy szczególnym
celom, a jej nadużywanie wpędziło niejednego lekkomyślnego czarodzieja w poważne
kłopoty. Ja sam w młodości omal nie... zresztą mniejsza o to. Po prostu musisz to zro-
bić sama powiedział czarodziej. Widząc, że wargi zaczynają jej drżeć, a w błękitnych
oczach zbierają się łzy, dodał łagodnie: A jeśli sprawisz się dobrze, zobaczę, czy coś da
się zrobić w sprawie tej niebieskiej sukni.
I pantofelków też, czarnych pantofelków? Och, proszę, wujku Keddie! wy-
krzyknęła, klaszcząc w dłonie z niecierpliwością.
I pantofelków też. Ale wszystko ma być sprzątnięte.
Dobrze, obiecuję powiedziała Lalloree, zgarniając naręcze płaszczy i ruszając
w stronę szafy.
Kedrigern przygotował sobie miejsce na toaletce, wyjął z licznych kieszeni różne wo-
reczki i fiolki, po czym zabrał się do przygotowywania mikstury dla podchmielonych
olbrzymów. Mimo liczby i wielkości pacjentów, dla których była przeznaczona, zrobił
jej bardzo niewiele; używał wyłącznie najlepszych składników i głęboko wierzył w prze-
wagę jakości nad ilością.
Przygotowanie mikstury zabrało mu parę minut, ale zanim był gotów do wyjścia,
101
Lalloree zdążyła zrobić ogromne postępy w porządkowaniu wnętrza pojazdu. Kiedy
wychodził, raz jeszcze przypomniała mu o obietnicy. Jego zapewnienie zachęciło ją do
wzmożonego wysiłku.
Wracając przez podwórze usłyszał grzmiące głosy, fałszywie i nierówno śpiewające
ckliwą piosnkę. Powyżej dachu najdalej położonego budynku dostrzegł parę kudłatych
głów; śpiew dobiegał właśnie z tej strony. Przynajmniej nie włóczą się po okolicy, poty-
kając o wszystko na drodze, powiedział sobie czarodziej. Chociaż niewiele im do tego
brakuje.
Harry powitał go tak, jak rozbitek wita żagiel na horyzoncie. Twarz mu się rozjaśniła
i oczy zabłysły, gdy Kedrigern wyjął niewielką fiolkę. Harry wziął ją ostrożnie w dło-
nie.
Wywołuje tęsknotę za domem wyjaśnił czarodziej zniżonym głosem. Pięć
kropli na cebrzyk i do jutra po południu nie zostanie tu ani jeden.
Nie wiem, jak ci dziękować, mistrzu Kedrigernie odparł karczmarz gorąco.
Uratowałeś gospodę, nie ma wątpliwości. %7łeby tylko udało mi się im to podsunąć,
zanim któryś przewróci się na budynek...
Wlej wszystko do baryłki i zawiez im na taczkach.
Doskonały pomysł! A tymczasem proszę, obsłuż się, zanim wrócę powiedział
Harry, stawiając przed czarodziejem kufel i dzban.
Karczmarz powiózł beczułkę odpowiednio przyprawionego napitku śpiewającym
olbrzymom. Pod jego nieobecność Kedrigern popijał doskonałe piwo, rozmyślając
o własnym przytulnym domku, daleko na Górze Cichego Gromu. Tak bardzo pragnął
tam Wrócić! Nie potrzebował żadnego naparu, by za nim tęsknić. Kochał swój dom:
mroczną, zakurzoną, przytulną pracownię; wietrzne zimowe wieczory spędzane a deux
, tylko z Księżniczką, przy trzaskającym ogniu; popołudniowe drzemki w nasłonecznio-
nym zaciszu podwórka od frontu brakowało mu każdej z tych rzeczy. Tęsknił nawet
za Ciapkiem: śmiesznym, hałaśliwym Ciapkiem o powiewających uszach i niezwykłym
darze pojawiania się znienacka w najmniej odpowiednich momentach, którego słow-
nictwo ograniczało się do jednego wyrazu.
Zastanawiał się, czy Ciapek rzeczywiście potrafi zaopiekować się domem podczas
ich przedłużającej się nieobecności. Rozważał, czy nie zaryzykować odrobiny magii
i nie rzucić okiem na budynek i najbliższą okolicę, tylko na wszelki wypadek. Pomyślał
o dniach, które spędzi w podróży dniach, które mogą przeciągnąć się w miesiące
i westchnął smutno. Podróże to okropna rzecz.
Z drugiej strony siedzenie w domu nie sprawia najmniejszej przyjemności, kiedy
żona jest ropuchą. Jeśli Księżniczka ma stać się znowu sobą, naprawdę i do końca,
z głosem i postacią, muszą odnalezć Arlebara. Pozostawało tylko nie tracić nadziei, że
spotkanie z Arlebarem będzie oznaczać koniec podróży, a nie zaledwie jej początek.
102
[ Pobierz całość w formacie PDF ]