[ Pobierz całość w formacie PDF ]
czuła, gdy kilka godzin temu Jared przytulił ją do siebie. Zamknęła oczy. Po prostu to był
jego zapach. Wyobraziła sobie, jak tuli twarz do jego ociekającego wodą ciała...
Przerażona otworzyła oczy i odsunęła od siebie marynarkę jak najdalej. Idiotko,
zachowuj się rozsądnie!
Wiedziała, że powinna wyjść. Natychmiast. Zanim Jared się obudzi i przyłapie ją
na obwąchiwaniu jego ubrań.
Westchnęła ciężko. A on uniósł powieki.
- Boże! Długo spałem? - Usiadłszy, przeczesał palcarni włosy. - Przepraszam cię
za moje okropne maniery.
- Kilka minut. I nie żartuj. Ostatnie dni miałeś bardzo zajęte, a różnica czasu też
robi swoje.
- Jesteś nadzwyczaj wyrozumiała. W dodatku pracujesz, kiedy ja się lenię. Chodz
tu. - Poklepawszy kanapę, wyciągnął do Amy rękę. Odskoczyła. - Pogadajmy o życiu.
- O życiu? A cóż chcesz wiedzieć?
- Na przykład... dlaczego pracujesz w Edlers zamiast w jakimś londyńskim banku?
R
L
T
- To proste. - Zaczęła wycierać kolejny talerz, jakby chciała zająć czymś ręce. -
Leżąc w szpitalu, człowiek ma czas pomyśleć o priorytetach. Zawsze marzyłam o tym,
aby kiedyś przejąć rodzinną cukiernię. I tak zrobiłam.
- No dobrze. Ale dlaczego pracujesz sama?
- Z powodu pieniędzy. Nie stać mnie na personel. Ale Trixi zaczyna college dopie-
ro we wrześniu i do tego czasu będzie mi pomagać. No co?
- Trixi? Musisz bardzo w nią wierzyć...
- Odkąd skończyła trzynaście lat, opiekuje się matką. Dawniej w drodze do szkoły
wpadała do mnie z koleżankami. Któregoś dnia została dłużej i spytała, czy mogłaby u
mnie popracować ze dwie godziny w zamian za kilka ciastek i bulek. Ona potrafi dosko-
nale gotować...
- Nie doceniłem jej. Dobrze wiem, jak ciężko jest nastolatkom, które muszą trosz-
czyć się o dom...
Amy umyła zlew, następnie zaczęła wycierać blat. Jared obserwował ją w milcze-
niu.
- Wróciłaś do pracy? To znaczy po wyjściu ze szpitala?
- Dostałam półroczny płatny urlop zdrowotny. Kiedy lekarze wyrazili zgodę, wsia-
dłam w samolot i przyleciałam do Anglii. Zamieszkałam z moją adopcyjną matką. W jej
domu powoli odzyskiwałam siły. Lekarze radzili mi, żebym dużo wypoczywała. Powie-
dzieli też...
- Co?
Odłożyła ściereczkę.
- %7łe powinnam zmienić pracę na mniej stresującą. A potem, całkiem nieoczekiwa-
nie, Walter Edler i jego żona podjęli decyzję sprzedania Edlers Bakery i powrotu do Au-
strii. Postanowili zabrać z sobą Marię i razem otworzyć pensjonat. Miesiąc pózniej prze-
jęłam od nich cukiernię. Od tamtej pory minęły prawie dwa lata.
- A co z twoją karierą w bankowości?
- Wszyscy, mój szef, przyjaciele, nawet mama sądzili, że w ciągu sześciu miesięcy
znudzi mi się zarówno cukiernia, jak i Londyn. Mylili się. Uwielbiam to miasto. A z
Edlers wiążą się moje najszczęśliwsze wspomnienia. Owszem, przeżyłam szok, kiedy
R
L
T
zobaczyłam, w jakim stanie jest budynek. Ale nie żałuję, że odkupiłam od Waltera ich
firmę. Teraz Edlers należy do mnie.
- Czyli zrezygnowałaś ze wszystkiego? Z kariery, z życia, jakie wcześniej wio-
dłaś...
- Zamieniłam jedno życie na inne.
- I naprawdę niczego ci nie brak?
- Drobnych rzeczy. Dużej łazienki z wanną. Funduszu reprezentacyjnego. Wakacji.
- A co w tym czasie robił twój facet? Lucy mówiła mi o Ethanie, drużbie Mike'a.
Czy był z tobą, kiedy...
- Zerwaliśmy osiem miesięcy przed moją przeprowadzką do Chicago. Przyleciał z
Australii, kiedy tylko dowiedział się o strzelaninie. Kilka tygodni spędził w szpitalu przy
moim łóżku, szczęśliwy, że żyję. Nadal się przyjaznimy.
Jared podszedł do niej i ujął jej twarz w dłonie.
- Jesteś piękna, Amy. A Ethan był idiotą, że pozwolił ci odejść.
Odsunęła się i uśmiechnęła smutno.
- To nie jest tak, że pozwolił mi odejść. Po prostu oboje zrozumieliśmy, że nasze
uczucie się wypaliło i nie ma sensu tego ciągnąć. Rozstaliśmy się w przyjazni. Nie myśl
o nim zle. Tym bardziej że będzie na ślubie Lucy, w dodatku ze swoją narzeczoną. Która
na pewno jest wspaniałą dziewczyną.
- Zdania nie zmienię. Ale ciekaw jestem...
- Czy?
Popatrzył w jej zielone oczy.
- Czy zechcesz dać innemu mężczyznie szansę, aby ci pokazał, jak niezwykłą je-
steś kobietą?
Amy wzięła głęboki oddech i szybko, zanim ją strach obleciał, udzieliła mu bardzo
poważnej odpowiedzi.
- Myślę, że tak. Miło słuchać komplementów i od czasu do czasu dostawać czeko-
ladki albo kwiaty. Więc kiedyś w przyszłości...
- Dlaczego dopiero w przyszłości? Dlaczego nie teraz? Nie dziś? Nie ze mną?
- Nie poddajesz się... - W jej głosie pojawiła się nuta ostrzeżenia.
R
L
T
- Nie jestem dla ciebie dość dobry? Czy boisz się, że za bardzo ci się spodobam?
- Daj spokój. Za kilka dni wracasz do Stanów, zresztą pokazywałeś mi swój termi-
narz. A ja tu mam swój biznes. Sam wiesz, że nic by z tego nie wyszło. I nie, nie intere-
suje mnie krótki romans.
- To dobrze. Bo mnie też nie.
Popełniła błąd: spojrzała mu w oczy. I już nie potrafiła zaoponować, kiedy Jared
pochylił się i przywarł ustami do jej ust. Co za rozkosz! Zamknęła oczy i skupiła się na
doznaniach, na długim powolnym pocałunku.
Obejmując Jareda za szyję, odwzajemniała pocałunek. Stawał się coraz gorętszy, a
ich oddechy coraz szybsze. Jared przysunął się bliżej...
Gdzieś z tyłu głowy słyszała głos rozsądku, który wołał, aby zastanowiła się nad
tym, co robi.
Usta Jareda wędrowały po jej policzku, brodzie, szyi.
- Zaryzykuj, Amy - szeptał. - Daj nam szansę. Chcę być z tobą, chcę cię kochać,
chcę ci pokazać, jaka jesteś piękna. Proszę, nie bój się. Spróbuj mi zaufać.
Uniosła powieki. Oczy Jareda były zamknięte, a jego twarz... Och, nie powinna;
wiedziała, że będzie żałować. Wsunęła palce w jego gęste, krótko ostrzyżone włosy.
- Zaufać, powiadasz? To by znaczyło, że nie możesz zniknąć bez słowa. Czy stać
cię na długi związek?
- Nie wiem. Ale chciałbym spróbować. Daj mi szansę. Nam. Daj nam szansę.
Poczuła niesamowity ucisk w sercu. Jared wpatrywał się w nią błagalnie, jakby
spojrzeniem usiłował wpłynąć na jej decyzję. Powoli jej opór topniał.
Czasem warto zaszaleć, zdać się na intuicję, ulec impulsowi. Uśmiechnęła się sze-
roko. Była pijana ze szczęścia. Jego zapach, dotyk, bliskość działały na nią upajająco.
Obrysowała palcem dolną wargę Jareda; odruchowo rozchylił usta. Nie potrafiła
oderwać oczu od jego twarzy. Od czasu Ethana i strzelaniny w sklepie nie dotykała żad-
nego mężczyzny i żaden jej nie dotykał. Pieszczoty Jareda przerażały ją. I podniecały.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]