[ Pobierz całość w formacie PDF ]
żałem za niestosowne i które próbowałem ukryć nawet
przed samym sobą.
W oczach Carrie zakręciły się łzy, a jej serce na-
brzmiało miłością.
- Niestosowne? Jak miłość może być niestosowna?
- Nie może być. Ale takie zakute łby jak ja tego nie
wiedzą - uśmiechnął się do niej rozbrajająco, a ona po-
czuła, że zaczyna mięknąć.
- Misiaczku, wiem, że od dawna się we mnie pod-
kochiwałaś. Ale myślałem, że to po prostu takie dziew-
częce zadurzenie w silnym, starszym chłopaku i że ci to
w końcu przejdzie. Że wyjedziesz kiedyś z tego miasta i
znajdziesz sobie faceta, którego naprawdę pokochasz.
Że z nim będziesz szczęśliwa.
- Ależ z ciebie osioł, Ry. Chcę tylko ciebie. Zaw-
sze chciałam tylko ciebie.
Ryan przymknął oczy i odetchnął głęboko, z ulgą.
- Mam nadzieję, że rzeczywiście tak jest, Carrie, i -
mówiąc to klęknął na jedno kolano. - Tym razem zrobię
to tak, jak należy.
Ujął jej dłonie w swoje i przycisnął do nich usta.
- Kocham cię. Zawsze będę cię kochał. Czy uczy-
nisz mnie najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi i
wyświadczysz mi ten zaszczyt, że zgodzisz się zostać
moją żoną? Zechcesz być ze mną na zawsze? W zdro-
wiu i w chorobie, na dobre i na...
Przerwał mu śmiech uszczęśliwionej Carrie:
142
- Hej... zostaw coś może na samą uroczystość. Gdy
Ryan podniósł na nią wzrok, mogłaby przysiąc,
że w jego pięknych, brązowych oczach zalśniły łzy.
- Więc się zgadzasz?
- Tak, oczywiście, pragnę tego z całego serca. Zo-
stanę twoją żoną, Ryanie.
Ry puścił jej dłonie, mocno ją objął i przytulił gło-
wę do jej piersi.
- Nigdy nie będziesz tego żałowała - obiecał jej. -
Tak bardzo cię kocham.
- Pamiętaj, że nie pozwolę ci się wycofać...
- Nie ma mowy. Musimy to teraz przypieczętować
czymś więcej niż tylko pocałunkiem - powiedział Ryan.
Delikatnie zdjął z niej szlafrok, pod którym była
zupełnie naga.
- Jaka ty jesteś piękna - westchnął.
Carrie zrobiła mu miejsce na kanapie koło siebie i
wyciągnęła do niego ręce.
- Kochaj mnie, mój najmilszy. Spraw, żebym za-
pomniała o tym, co się dzisiaj działo. Nie chcę już wię-
cej o tym myśleć. Chcę myśleć tylko o nas...
Ryan wiedział, że zrobi wszystko, aby przy nim
mogła wymazać z pamięci te straszne chwile, kiedy by-
ła o krok od śmierci. Pragnął, by myślała tylko o nim, o
nich obojgu i o życiu, jakie razem stworzą.
Po chwili cały świat jakby się rozpłynął i została
tylko ona. Jej jedwabista skóra, jej zapach, ciepło jej
143
ciała, które witało go tak, jak poranek wita słońce. Zbli-
żyli się do siebie tak bardzo, jak tylko mogą zbliżyć się
mężczyzna i kobieta, zespolili się sercem, duchem i cia-
łem i stali się jednym w tym cudownym, najpięk-
niejszym akcie miłości, zarazem czułej i namiętnej.
Gdy leżeli potem obok siebie, zmęczeni, lecz
szczęśliwi, ciszę przerwał dzwonek telefonu.
- Odbierz - powiedziała Carrie, gdy Ry ze zdzi-
wieniem uniósł brew.
- Słucham.
- Ry? - zapytał Trav.
- Tak, co się stało?
- Jak się ma Carrie?
- Dobrze - odparł, popatrując na nią z uśmiechem.
- Nawet powiedziałbym, że bardzo dobrze. A tak przy
okazji, co ty i Natalie powiedzielibyście na podwójny
ślub?
Kiedy Trav nie odpowiadał, Ry poczuł, jak ze zde-
nerwowania jeży mu się włos na głowie. Usiadł gwał-
townie i zapytał:
- O co chodzi? Mów, co się stało?
- Uciekł Birkenfeld - powiedział Trav z ciężkim
westchnieniem.
Roman Birkenfeld siedział skulony w szoferce cię-
żarówki i udawał, że śpi. W ten sposób nie musiał od-
powiadać na nieustanny potok pytań, jakie mu zadawał
144
brzuchaty, nie wypuszczający z ust papierosa kierowca,
który przed godziną zgodził się go podwieźć. Poza tym
w ten sposób oszczędzał sobie bólu.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]